Walczyli w klatkach - krwawy cyrk w szczecińskim klubie nocnym
Reklamowane jako walki bez żadnych zasad i
reguł brutalne pojedynki odbyły się w nocy z niedzieli na
poniedziałek w jednym z klubów w centrum Szczecina. Podczas walki
jeden z zawodników stracił przytomność - donosi "Głos Szczeciński".
To, co wydarzyło się w szczecińskim klubie nocnym, staje się w Polsce coraz bardziej popularne. To tzw. turnieje vale tudo, czyli brutalne pojedynki w klatkach między mężczyznami. Organizowane są w klubach, gdzie wchodzi najwyżej 300 osób. Pozwala to ominąć przepisy ustawy o imprezach masowych. Mniej niż 300 widzów oznacza, że nie trzeba starać się o zezwolenia u władz samorządowych i zawiadamiać policji - tłumaczy gazeta.
Walczący w szczecińskim klubie nie mieli praktycznie żadnych zabezpieczeń. Występowali jedynie w spodenkach i ochraniaczach na dłonie. W walce wieczoru szczecinianin Mariusz L. zwalił się nieprzytomny na ziemię po tym, gdy zawodnik z Krakowa kopnął go w szczękę. Nie był w stanie sam opuścić ringu i trafił na obserwację do szpitala. Zwycięzca nie przejął się obrażeniami przeciwnika. Skakał z radości po ringu - opisuje zdarzenie "GS".
"Nigdy nie zgodzimy się na uznanie takich walk za kolejną dyscyplinę sportu - deklaruje rzecznik Polskiej Konfederacji Sportu Marek Skorupski. Podobną opinię wyraża Tadeusz Plisko, honorowy prezes Zachodniopomorskiego Związku Bokserskiego. - "To krwawy cyrk, a nie sport. Jego uczestnicy nie zdają sobie sprawy z tego, jakie grożą im urazy" - powiedział rozmówca "GS". (PAP)