Walczą o niższe pensje. Radni chcą zarabiać tylko 400 zł
Młodzi i zaangażowani stają naprzeciw wieloletnich działaczy i walczą o niższe pensje. Wybrani na pierwszą kadencję radni z gminy Sabnie na Mazowszu chcą zarabiać 400 złotych. Czyli prawie dwa razy mniej niż w tej chwili. Szukają oszczędności dla swojej gminy i - mimo sprzeciwu starszych stażem radnych - zapowiadają dalszą walkę.
14.04.2019 20:50
Gmina Sabnie w powiecie sokołowskim na Mazowszu liczy nieco ponad 4 tysiące mieszkańców. Rada Gminy to 15 osób – 3 kobiety i 12 mężczyzn. W gminie działają dwie szkoły podstawowe – niezbyt liczne. I właśnie dla nich radni szukają oszczędności. Ale to nie podoba się tym, którzy w radzie gminy zasiadają już od wielu lat.
- Zarzucają nam brak konsultacji i to, że jako młodzi radni pierwszej kadencji forsujemy "niewygodne tematy" - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską radny Paweł Hardejewicz. Wraz z trzema innymi radnymi przygotował wniosek o obniżenie pensji samorządowców. Hardejewicz stwierdza: - Jak ma być lepiej w tej gminie, to wydaje mi się, że trzeba zacząć od siebie, a nie odpychać trudne tematy.
Starsi stażem radni mówią wprost, że takiego pomysłu jeszcze nie było. – To pierwszy raz w historii gminy – podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską Henryk Wdowiński, kiedyś wiceprzewodniczący, teraz szeregowy radny. W październiku wybrano go na siódmą kadencję.
Służba zamiast własnej korzyści
Młodzi społecznicy podkreślają, że nie startowali w wyborach z myślą o zarobku. – Każdemu do życia potrzebne są pieniądze, ale jako radni pełnimy funkcje społeczną. Przy ustalaniu stawek analizowałem, jak jest w sąsiednich gminach. Gmina mogłaby zaoszczędzić nawet 30 tysięcy złotych rocznie – podaje nam wyliczenia młody radny Paweł Hardejewicz. – Osobiście chciałbym, żeby zostały przeznaczone na oświatę. Mamy w gminie dwie szkoły publiczne. Tam pieniądze przydadzą się najbardziej – powiedział Hardejewicz.
Pracownicy szkół działających w gminie nie chcą się wypowiadać o pomyśle radnych. Można tylko przypuszczać, że wizja oszczędności i dodatkowych pieniędzy dla placówek jest kusząca.
Henryk Wdowiński także mówi o dietach radnych w sąsiednich gminach: - Są na podobnym poziomie. Nawet więcej – w okolicznych miejscowościach, radni po wyborach podnieśli sobie pensje, a u nas chcą, żeby były niższe – mówi Wdowiński. – Szukają wrażeń – mówi o burzliwych dyskusjach w samorządzie doświadczony radny.
Walka o niższe pensje – pierwsze podejście
Pierwszą próbę obniżenia diet podjął szef Rady, Tadeusz Maksimiak. Większość radnych jednak ucięła temat, mówiąc, że "lepiej to zostawić”.
– Skoro przewodniczącemu się nie udało, uważam, że my musimy to zrobić. Kondycja finansowa gminy wymaga szukania oszczędności – zaznacza Paweł Hardejewicz.
Plan na przyszłość
Zdaniem wnioskodawców, obecnie ich pensje są zbyt wysokie.
Starsi radni potwierdzają, że wniosek o obniżenie diet zaskoczył ich na ostatniej sesji rady. – To była dla nas niespodzianka. Mieliśmy nie wracać do tematu diety, a jednak wprowadzono ten temat na sesję. Ja jestem za tym, żeby się dogadać i nie robić nic niepotrzebnie. Takie coś nie powinno wypłynąć na sesji. Tematem powinna zająć się odpowiednia komisja. Tam jest miejsce na spokojną dyskusję – podkreśla Henryk Wdowiński. Sam zagłosował za obniżką, ale przyznał, że po wprowadzeniu punktu o niższych zarobkach zapanował chaos i nie było wiadomo, nad czym się głosuje.
Ostatecznie wynik głosowania to 8 do 7. Obniżkę diet radni odrzucili.
Młodzi społecznicy nie poddają się: – Teraz wniosek zgłosimy na komisji – mówi Hardejewicz, pomysłodawca niższych pensji.
Społecznicy społecznikom
Radna Bożena Kaczmarek, która jest zwolenniczką obniżki, wskazuje jeszcze jeden cel oszczędności. - Chcemy, by pieniądze trafiły do sołtysów. W gminie mamy ich 20, którzy na przykład roznoszą mieszkańcom korespondencję, tak żeby nie trzeba było korzystać z tradycyjnej poczty. Sołtysi także pomagają mieszkańcom we wszystkich sprawach, jakie zostaną im zgłoszone. Są z nami w kontakcie – wyjaśnia radna.
- To wszystko są koszty, między innymi paliwo, to też czas na dojazd do każdego mieszkańca. A do tej pory sołtys dostawał 100 złotych. Przegłosowaliśmy podwyżkę tych diet i sołtysi dostają 150 złotych. Ale na to też potrzebne są pieniądze z budżetu – mówi Kaczmarek.
20 sołtysów z gminy Sabnie już otrzymuje wyższe diety. O ewentualnych niższych zarobkach swoich kolegów mówią pozytywnie: - Bardzo dobrze, zgadzam się na takie rozwiązanie – mówi nam sołtys Chmielnika Janusz Pałka. Na co dzień dba o sprawy nieco ponad 30 mieszkańców.
Jego koleżanka ze wsi Hołowienki Agnieszka Olichwierczuk ma pod opieką 237 mieszkańców. Na co dzień prowadzi sklep spożywczy w swojej miejscowości, więc mieszkańcy z każdą sprawą mogą się do niej zwrócić i zastać ją od 6:30 do 18. – Ja jestem cały czas na miejscu, pomagam mieszkańcom, doręczam korespondencję i już dostaję wyższą dietę. A pomysł radnych o szukaniu oszczędności? Czemu nie, myślę, że to dobry wniosek – mówi nam sołtyska.
Radna Bożena Kaczmarek przyznaje, że budżet gminy jest nikły. – A wydatków nie brakuje. Moglibyśmy startować w konkursach, walczyć o kasę z Unii, ale nie mamy wystarczająco dużego wkładu własnego – zaznacza Kaczmarek.
Radny to nie zawód
W tej chwili wysokość diet radnych zależy od wysokości płacy minimalnej. A ponieważ ta co roku rośnie w całej Polsce, także wynagrodzenia radnych rosną. Młodzi samorządowcy tego nie chcą. - Zamiast prawie 800 złotych, zwykły radny dostawałby 400 zł. Przewodniczący rady zamiast 1800 – 1200 złotych – wylicza Paweł Hardejewicz.
Wynagrodzenie dla radnych nigdy nie było wysokie. Formalnie nazywane jest dietą, jest nieopodatkowane i ma pokryć koszty związane z pełnieniem funkcji publicznych. Wysokość reguluje ustawa, ale także regulaminy wewnętrzne poszczególnych samorządów.
Na najwyższe wypłaty, czyli ok. 2600 zł stać tylko największe miasta i samorządy. W tych mniejszych diety są niższe, a każda nieobecność radnego na sesji czy posiedzeniu w samorządzie jest powodem do obniżki pensji.
Radni uczestniczą w sesjach i posiedzeniach komisji. Średnio to dwa, trzy spotkania w miesiącu. To ich dodatkowy obowiązek, poza pracą zawodową. - Każdy ma inne źródło dochodu, większość to rolnicy, jest właściciel firmy transportowej, jedna radna pracuje w przedszkolu, jest mechanik, dwóch pracowników starostwa powiatowego – wylicza Hardejewicz.