Wakacyjna zabawa zakończyła się dla niego tragicznie. Latem 500 osób traci w ten sposób życie i zdrowie
- Poczułem ból w kręgosłupie. Byłem jak kłoda. Dobrze, że szybko wyciągnęli mnie z wody – mówi Dominik Rymer, który został sparaliżowany po tym, jak skoczył do jeziora na główkę. Co roku w okresie wakacji około 500 osób doznaje urazu kręgosłupa z tego powodu.
Dominik kąpał się w tym jeziorze wiele razy. – Znałem je. Wiedziałem, że przy brzegu jest płytko, ale później dużo głębiej. Źle wymierzyłem i uderzyłem głową o dno. Nie mogłem ruszyć ręką ani nogą. Utopiłbym się, ale koledzy zareagowali bardzo przytomnie. Gdyby uznali, że to żart, nie rozmawialibyśmy dzisiaj – opowiada.
W chwili wypadku miał 16 lat. – Właściwie nie wiem, co to jest życie nastolatka. Dla mnie to były ciągle wizyty w szpitalach i rehabilitacja. Nie mogę ruszać nogami. Dłonie do tej pory nie odzyskały sprawności - przyznaje Dominik.
Rymer postanowił zaangażować się w pomoc osobom, które ucierpiały w podobnych wypadkach i działa w Fundacji Aktywnej Rehabilitacji. – Jeżdżę do szpitali, gdzie trafiają takie osoby zaraz po urazie, pomagam im też w późniejszych etapach leczenia i uczenia się życia na nowo – mówi Dominik.
Nikt nie sprawdził dna
Z szacunków lekarzy i fundacji pomagających osobom z urazami kręgosłupa wynika, że co roku około 500 osób doznaje urazu kręgosłupa z powodu skoku do wody. Skok do zbyt płytkiej wody najczęściej oznacza spędzenie reszty życia w łóżku lub na wózku inwalidzkim. Poszkodowany jest świadomy, ale nie może ruszać kończynami.
- Jeden z moich podopiecznych, młody chłopak od lat kąpał się w jeziorze w pobliżu domu. Znał tę wodę. Ale któregoś lata ktoś wrzucił tam wrak samochodu. Nikt nie sprawdził dna. Zaczęli skakać. On miał pecha – opowiada Dominik Rymer.
I dzieli ofiary skoków do wody na dwie grupy: młodych ludzi, których gubi brawura oraz starszych, którzy idą się kąpać pod wpływem alkoholu. Od kilku lat do wypadków dochodzi też na wyjazdach zagranicznych. Tzw. balkoning, czyli skok z balkonu do basenowego hotelu jest tak niebezpieczny, że często kończy się śmiercią. Hotele wprowadziły już nawet specjalne kary za choćby próbę skoku. Zaczynają się one od 300 euro.
Mrowienie, a nawet śmierć
Dr Artur Zaczyński specjalizuje się w leczeniu urazów kręgosłupa. Podkreśla, że nawet jeśli po skoku na główkę nie dojdzie do złamania kręgosłupa, to leczenie i tak może potrwać kilka miesięcy. – Uderzenie głową skutkuje różnego typu urazami. Te niewielkie, odczuwalne jako sztywnienie, ciągnięcie czy mrowienie odcinka szyjnego kręgosłupa, ustępują samoczynnie lub po rehabilitacji. Skutkiem przerwania rdzenia kręgowego może być rozległy paraliż, a nawet śmierć – mówi neurochirurg Centrum Leczenia Chorób Kręgosłupa w Carolina Medical Center.
To dopiero pierwsze dni wakacji, ale w rejonie Warszawy już zanotowano przypadki urazów kręgosłupa z powodu skoku do zbyt płytkiej wody. - Jeśli będziemy świadkami tragicznego skoku do wody, powinniśmy natychmiast wyciągnąć poszkodowanego na brzeg i wezwać karetkę. Jeśli nie oddycha, należy rozpocząć sztuczne oddychanie – mówi Wirtualnej Polsce Kinga Czerwińska z Komisariatu Rzecznego Policji.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl