W świecie słowiańskich wikingów z Targówka
To opowieść o pradawnym woju, który na udeptaną ziemię wyzywał samego prezydenta Dudę, a dzięki sprytowi podbił warszawski Targówek. Jego ekspansję zatrzymał dopiero prokurator. Choć zarzuty są czysto karne, to przy okazji zaczęły rodzić się pytania o to, kto pomógł zbudować potęgę aresztowanego.
W kwietniu 2022 r. Aleksandra Drogosiewicz, działaczka stowarzyszenia "Razem dla Targówka" zawiadamia inspekcję sanitarną o tym, że Robert K., popularny na Targówku Wiking vel Sigmundsson, w warunkach urągających przyzwoitości wędzi kiełbasę. Robi to w prowadzonej przez siebie Wiosce Żywej Archeologii.
Pracownicy Sanepidu po kilku tygodniach przychodzą na kontrolę, zamykają punkt sprzedaży jedzenia i nakładają mandat.
- Dwa dni później zaczęli do mnie dzwonić znajomi z pytaniem, czy wiem dlaczego radni dzielnicy usuwają w popłochu zdjęcia z internetu z panem Robertem. Kilka godzin później dowiedziałam się, że został aresztowany – mówi WP Drogosiewicz. – Bardzo głupio mi się zrobiło. Przez chwilę pomyślałam, że przyczyniłam się do tego aresztowania. Ale z drugiej strony starałam się sama siebie uspokoić, że przecież za kiełbasę go nie wsadzili.
Działaczka rozumowała słusznie. Wikinga "wsadzono" za coś innego: prokuratura zarzuca mu wielokrotne obcowanie płciowe z osobą małoletnią poniżej 15. roku życia. Mówiąc potocznie: zarzuca się mu pedofilię. Zdaniem śledczych 50-letni mężczyzna współżył seksualnie z 14-letnią wolontariuszką Wioski Żywej Archeologii.
Zażyłość i bezkarność
- To, że Robert obracał się wśród mnóstwa wpływowych osób, budowało moje zaufanie. Do głowy mi nie przyszło, że coś mogłoby się wydarzyć, bo oni budowali jego reputację swoją obecnością. Tak, przyznaję: jego wizerunek, który zbudowałam w swojej głowie, był pokłosiem kręgów, w jakich się obracał - mówi mama dziewczyny, w której śledczy widzą ofiarę Roberta K. Prosi o zachowanie anonimowości - nie chce, by córka była piętnowana przez rówieśników. A zarazem deklaruje, że jej celem teraz jest to, by Robert K. w swojej pracy już nigdy nie miał kontaktu z dziećmi.
Wioska, a wraz z nią Wiking, pojawiła się w ponadstutysięcznym warszawskim Targówku w 2018 r. Z początku wydawała się mieszkańcom dość ciekawym folklorem. Bądź co bądź mało kto paraduje po mieście w starodawnym stroju, przekonuje, że chce uczyć dzieci historii Polski oraz pyta - wzbudzając zainteresowanie - czy Mieszko I był wikingiem.
Szybko jednak Wiking wraz ze swoją wioską zaczynają wielu mieszkańców drażnić – kariera Roberta K. nabiera bowiem niesłychanego rozpędu.
- Właściciel wioski nawiązał niezwykle zażyłą relację z lokalnymi politykami - wiceburmistrzami, radnymi, działaczami rządzącej na Targówku Platformy Obywatelskiej - opowiada Tomasz Wincenciak, mieszkaniec dzielnicy.
Dla debatujących obecnie na internetowych forach mieszkańców Targówka kluczowym momentem była wizyta w Końskich, kilkunastotysięcznej miejscowości w województwie świętokrzyskim.
To tam w lipcu 2020 r. odbyła się debata prezydencka zorganizowana przez TVP. Pojawił się na niej Andrzej Duda. Nie było jednak rywalizującego z głową państwa Rafała Trzaskowskiego, który postanowił zbojkotować wydarzenie ze względu na nieuczciwe, jego zdaniem warunki, które narzucić chciała publiczna telewizja.
Trzaskowskiego nie było więc na rynku w Końskich, ale byli za to jego zwolennicy. Głośno skandowali hasła przeciwko prezydentowi, równie głośno wspierali polityka Platformy Obywatelskiej.
Prym wiodło dwóch mężczyzn, którzy przyjechali do Końskich z warszawskiego Targówka. Do megafonu wydzierał się Krzysztof Miszewski, lider Platformy Obywatelskiej na Targówku, obecnie wiceburmistrz dzielnicy. Wspierał go Robert K.
Wiking w stroju stylizowanym na czasy Słowian niewybrednie atakował prezydenta Andrzeja Dudę i udzielał wywiadów mediom. W rozmowie z oko.press podkreślał, że jest wojownikiem i zachęcał prezydenta, aby stanął do "prawdziwego wojowniczego pojedynku".
Dla Wikinga nie była to pierwsza aktywność polityczna. Zbierał podpisy dla kandydatów PO w wyborach, bywał na konwencjach partyjnych. Wraz z jego zaangażowaniem rosła liczba zleceń i pieniędzy, które otrzymywał na działalność wioski.
Po postawieniu mu przez prokuraturę zarzutów zaczęto się tej jego działalności przyglądać. Dziś wiadomo, że umów z publicznymi podmiotami zawarł ok. 80. Zarobił na tym do 2021 r. blisko pół miliona zł.
- Od 2020 r. w mediach społecznościowych zaczęły się pojawiać dziesiątki zdjęć z imprez organizowanych przez Wioskę Żywej Archeologii - imprez organizowanych na zlecenie domów kultury, Ośrodka Sportu i Rekreacji. Zlecającym był również Wydział Kultury Promocji przy Urzędzie Dzielnicy Targówek. Do wioski na płatne zajęcia chodziły również dzieci ze szkół z Targówka - opowiada Tomasz Winceniak.
Na wielu zdjęciach - jak wskazuje mężczyzna - widać uśmiechniętych członków Zarządu Dzielnicy Targówek, radnych, przewodniczącego Rady Dzielnicy.
Wielu z tych zdjęć już nie ma w internecie - politycy pośpiesznie je usuwali, gdy Wiking został aresztowany.
- Ta zażyłość z politykami stworzyła poczucie bezkarności. Umacniał je brak reakcji lokalnych władz i dyrektorów placówek na apele mieszkańców, którzy od dawna informowali o patologiach w działaniu Roberta K. Bezskutecznie - wskazuje Wincenciak.
POSŁUCHAJ PODCASTU OUTRIDERS O CIEKAWYCH WYDARZENIACH ZE ŚWIATA. DALSZY CIĄG ARTYKUŁU POD PODCASTEM.
Wiking organizator
Wiking w zasadzie zmonopolizował świadczenie usług kulturalno-oświatowych na Targówku. Biedna dzielnica, niemająca pieniędzy na wymianę zniszczonych ławek czy nagłośnienia w szkole, płaciła Robertowi K. za dziesiątki różnych prac, czasem tylko posiłkując się środkami w dyspozycji miasta.
W 2020 r. Wiking dla Centrum Kultury i Aktywności w Dzielnicy Targówek zorganizował "aktywności animacyjne" w ramach obchodów 100. rocznicy bitwy warszawskiej. Wpadło 15 tys. zł.
Dla Domu Kultury "Zacisze" zorganizował warsztaty zielarskie "Apteka przodków" - za 2 tys. zł.
67,5 tys. zł fundacja prowadzona przez Wikinga zainkasowała od Ośrodka Sportu i Rekreacji w Dzielnicy Targówek za organizację jarmarku świątecznego.
9 tys. zł to z kolei wynagrodzenie za zorganizowanie dla urzędu dzielnicy "Sąsiedzkiego Jarmarku Historycznego".
Sporo zadań zlecał Dom Kultury "Świt". A to organizacja "rzemiosł dawnych" za 1,5 tys. zł, a to jarmark podczas "Festiwalu Korzenie Europy" za 5 tys. zł, a to koncert "Sąsiedzkie plony" za 2,5 tys. zł, a to warsztaty "EcoHalloween" za 1 tys. zł. Były też szkolenia pszczelarskie, spacery zielarskie, "miodowe wtorki" czy prezentacje dawnych sposobów konserwowania żywności.
Łącznie Dom Kultury "Świt" w latach 2018-2022 wydał na rzecz fundacji prowadzonej przez Wikinga ponad 62 tys. zł.
Ale - uczciwie zaznaczmy - też od Wikinga inkasował.
Wioska Żywej Archeologii stanęła bowiem na terenie należącym do domu kultury - w parku. Za wynajem fundacja Wikinga - zgodnie z dokumentem, który otrzymaliśmy od urzędników – płaciła 1 tys. zł rocznie (choć z zawartej umowy wynika, że opłata powinna wynosić 1 tys. zł kwartalnie).
Spółce, w której Robert K., jest prezesem, postanowiono też wydzierżawić teren, na którym Wiking prowadził parking.
Urzędnikom nie przeszkadzało, że spółka od 2018 r. nie składała do Krajowego Rejestru Sądowego wymaganych prawem sprawozdań z działalności, co poskutkowało nawet postępowaniem sądowym zmierzającym do wykreślenia podmiotu z rejestru przedsiębiorców.
Sprawa parkingu w ostatnich miesiącach stała się głośna, bo Robert K. przestał wystawiać faktury, co rozzłościło część najemców.
Wiking zarabiał także w edukacji. W samym 2021 r. przeprowadził kilkadziesiąt lekcji dla uczniów szkół, za co zainkasował 34,5 tys. zł.
Robert K. prowadził także na zlecenie miasta w dzielnicy zbiórkę elektroodpadów.
Na słowiańskim przypale
- Największy kłopot, jaki był związany z panem Robertem, polegał na tym, że nie wywiązywał się właściwie ze zlecanych mu zadań – uważa Aleksandra Drogosiewicz.
Przykładowo elektroodpady były składowane na terenie wioski, a więc publicznego parku. Po prostu stare telewizory i monitory walały się po ziemi.
Na festynach, które organizował Wiking, sprzedawano żywność, w tym mięsa, które Robert K. samodzielnie wędził.
- Szkopuł w tym, że nie miał żadnych pozwoleń na tego typu działalność, a wędzenie odbywało się w fatalnych warunkach. Potwierdził to Sanepid - mówi Drogosiewicz.
Jedną z atrakcji w wiosce był oswojony kruk. Tyle że z danych, którymi dysponują urzędy, wynika, że Robert K. najprawdopodobniej nie miał zgody na przetrzymywanie ptaka.
- Kiermasz organizowany przez Wioskę Żywej Archeologii odbył się w największym okolicznym parku - parku bródnowskim w grudniu 2021 r. Do tej pory nie naprawiono wszystkich zniszczeń, podobnie jak do tej pory nie przywrócono do stanu pierwotnego terenu w parku przy DK "Świt". Czy podobnie jak w innych przypadkach, również będzie ona finalnie naprawiona z publicznych środków? – zastanawia się Tomasz Wincenciak.
Aleksandra Drogosiewicz z kolei zaznacza, że oczekuje rozliczenia imprez organizowanych w parku bródnowskim.
- Przychodzi zwykły Kowalski ze swoim straganikiem i musi sporo zapłacić. Wioska Żywej Archeologii zajmowała pół parku i jeszcze dostawała za to pieniądze – wskazuje mieszkanka. I dodaje, że umowa na Siemasz, czyli kiermasz świąteczny organizowany w parku, była zawarta między m.st. Warszawa a fundacją Wikinga.
- Park jest miasta, dzielnica nim zarządza. A Warszawę reprezentowała nie burmistrz czy któryś z jej zastępców, lecz dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji. Co on ma do parku? - zastanawia się Drogosiewicz.
Polityczne wsparcie
O wielu patologiach w działalności Roberta K. mieszkańcy alarmowali urzędników dzielnicy. Lokalni politycy jednak najczęściej to wyśmiewali i sugerowali zawiść.
"Wioska Żywej Archeologii i Robert Sigmundsson robią wspaniałą pracę u podstaw wśród najmłodszych w naszej dzielnicy (...) Mamy okazję w dzielnicy współpracować z najlepszymi w swoim fachu z całej Polski" - zachwalał publicznie działalność Roberta K. Krzysztof Miszewski, wiceburmistrz dzielnicy.
Zdaniem naszych rozmówców to właśnie Miszewski jest kluczową postacią dla zrozumienia, jak to się stało, że K., jeszcze w 2018 r. zupełnie na Targówku anonimowy, szybko stał się jednym z najbardziej znanych mieszkańców.
- Zakolegowali się. No to Robert K. miał dobrze, bo wszyscy urzędnicy w dzielnicy wiedzieli, że jest od Miszewskiego - mówi nam były urzędnik na Targówku.
Miszewski wraz z koleżankami i kolegami z partii postanowili też wspomóc Roberta K. pieniędzmi z tzw. budżetu obywatelskiego, czyli środków, o których przeznaczeniu decydują mieszkańcy Warszawy w głosowaniu.
Krzysztof Miszewski wraz z Agnieszką Jaczewską-Golińską, radną m.st. Warszawy, zgłosili w edycji na 2021 r. projekt "Wyprawa do korzeni Warszawy dla uczniów warszawskich szkół".
"Wyprawa w świat Słowian i wikingów sprzed 1000 lat, kiedy rodziła się Polska i Warszawa" miała kosztować ponad 1,5 mln zł. Nie wyszło, gdyż mieszkańcy nie dostrzegli potrzeby posłania swoich dzieci w świat wikingów.
"Nie wspierałam działań Pana Roberta K. projektami z BO [budżetu obywatelskiego - red.], gdyż w żaden sposób nie miałam wpływu na wybór wykonawcy, szczególnie ma to zastosowanie do projektu, który nie został wybrany przez mieszkańców do realizacji. Projekt taki mógł zostać zrealizowany przez różnych wykonawców działających na terenie naszego miasta, co podlegało weryfikacji urzędników, w oparciu o regulamin BO mówiący o zakazie wskazywania wykonawcy i dostosowywania projektu pod jednego wykonawcę" - napisała nam w odpowiedzi radna Agnieszka Jaczewska-Golińska.
Kto inny w Warszawie mógłby zorganizować warsztaty dla dzieci dotyczące życia Słowian i wikingów, wraz z oglądaniem pszczół, akurat przy Domu Kultury "Świt", który jako lokalizację wskazali Miszewski i Jaczewska-Golińska - nie wiadomo.
Wiadomo za to, że Robert K. reklamował projekt swoich znajomych i zachęcał do głosowania za nim oraz zadeklarował, że chętnie podejmie się zadania zorganizowania warsztatów.
Wiadomo także, że Miszewski i Jaczewska-Golińska po pewnym czasie zniknęli z miejskiej strony jako autorzy projektu - obecnie można znaleźć informację, że pomysłodawcami byli "mieszkanka" i "mieszkaniec".
Ale projektów, których naturalnym wykonawcą mógłby być Wiking, naliczyliśmy w ostatnich latach co najmniej 12.
Dzielnicowa radna Justyna Rucyk chciała przekonać mieszkańców do wydania blisko 100 tys. zł na projekt "Apteka Przodków – spacery zielarskie po Lasku i Grodzisku Bródnowskim oraz podręczny zielnik".
Za 98 tys. zł Rucyk chciała też zorganizować "Z patelnią przez wieki – inspirowane dawną kuchnią cotygodniowe sąsiedzkie warsztaty zdrowego żywienia w zgodzie z naturą".
Inna z radnych, Aneta Wyczółkowska, optowała za organizacją przy Domu Kultury "Świt" za 9 tys. zł "wakacyjnych miodowych wtorków" - ten pomysł również nie spodobał się mieszkańcom.
Anonimowy mieszkaniec chciał przeznaczenia 830 tys. zł na projekt "Wiciędze Targówka – warsztaty szkutnicze i rekonstrukcja łodzi słowiańskich wikingów dla promocji dziedzictwa historycznego Warszawy".
Pytaliśmy stołeczny magistrat o to, kto był pomysłodawcą projektu - odmówiono nam udzielenia informacji ze względu na ochronę danych osobowych.
Łącznie od 2019 r. pod Wikinga napisano projekty o wartości przekraczającej 4 mln zł. Ludzie wybrali jednak tylko trzy (autorką jednej z inicjatyw była Agnieszka Jaczewska-Golińska) o łącznej wartości niespełna 200 tys. zł).
Jaki Wiking? Nikt nie zna człowieka
Dziś do znajomości z Wikingiem nikt na Targówku się nie przyznaje. Radni twierdzą, że go nie wspierali, zorganizowano specjalne posiedzenie rady dzielnicy, podczas którego każdy zrzucał winę na kogoś innego. Politycy z dzielnicowej komisji kulturalnej uważali, że zaniechań dopuściła się komisja rewizyjna, ci z rewizyjnej – że kulturalna. A tak w ogóle – jak przekonywał przewodniczący rady dzielnicy Michał Jamiński – Wiking nie zawierał przecież żadnych umów z radą.
- Od dawna widać było nieprawidłowości. Mieszkańcy o nich alarmowali. Sama napisałam pisma do różnych instytucji. Dziś w dzielnicy politycy mówią, że oni nie wiedzieli, że oni nie są od kontroli. To od czego są? Poza robieniem sobie zdjęć z Robertem K. i zachwycania się wędzonymi przez niego kiełbasami? - pyta Aleksandra Drogosiewicz.
Krzysztof Miszewski, wiceburmistrz Targówka, nie znalazł czasu na rozmowę z WP.
Małgorzata Kwiatkowska, burmistrz Targówka, nie znalazła czasu na rozmowę z WP.
Jędrzej Kunowski, wiceburmistrz Targówka, nie znalazł czasu na rozmowę z WP.
Michał Jamiński, przewodniczący rady dzielnicy Targówek, nie znalazł czasu na rozmowę z WP.
Aneta Wyczółkowska, radna Targówka pracująca w Domu Kultury "Świt", który był przyczółkiem Wikinga, nie znalazła czasu na rozmowę z WP.
Lidia Krawczyk, dyrektor Domu Kultury "Świt", nie znalazła czasu na rozmowę z WP.
Agnieszka Jaczewska-Golińska, radna m.st. Warszawy, nie odpowiedziała na pytania między innymi o to, czy widziała warunki panujące w Wiosce Żywej Archeologii, której działalność promowała, oraz czy wiedziała, że nie są spełnione warunki sanitarne. Wskazała jedynie, że nie może udzielić wyjaśnień ze względu na toczące się postępowanie prokuratorskie (które dotyczy pedofilii, a nie warunków w wiosce).
Robert K. nie ma możliwości rozmowy z WP. Decyzją sądu jest tymczasowo aresztowany.
Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski
Współpraca: Marzena Sosnowska