PolskaW śledztwie ws. publikacji "Rz" nie użyto technik operacyjnych - uważa prokuratura

W śledztwie ws. publikacji "Rz" nie użyto technik operacyjnych - uważa prokuratura

W toku śledztwa, prowadzonego w 2001 r. w
związku z rzekomo inspirowanymi przez służby specjalne
publikacjami "Rzeczpospolitej", nie stosowano żadnych technik
operacyjnych - powiedziała w Sejmie zastępca Prokuratora
Generalnego Irena Okrągła.

15.03.2006 | aktual.: 15.03.2006 13:31

Odpowiadała na pytanie Bronisława Komorowskiego (PO) dotyczące zakresu tego śledztwa.

W grudniu 2000 r. "Rzeczpospolita" opublikowała informacje o związkach ministra transportu i gospodarki morskiej Jerzego Widzyka z ówczesnym dyrektorem biura terenowego w Krakowie ds. usuwania skutków powodzi, przeciwko któremu prowadzono postępowanie przygotowawcze dotyczące nadużyć przy gospodarowaniu środkami przeznaczonymi na ten cel na Żywiecczyźnie. Pisała też o korupcji w śląskim urzędzie wojewódzkim i roli tamtejszego wojewody Marka Kempskiego w dopuszczeniu do nieprawidłowości.

Okrągła podała, że w śledztwie przesłuchano w charakterze świadków kilkadziesiąt osób, m.in. zajmujących kierownicze stanowiska w centralnych organach administracji rządowej, posłów, funkcjonariuszy policji i UOP, prokuratorów i dziennikarzy. Zabezpieczono taśmy magnetofonowe, dyskietki oraz dokonano analizy treści artykułów "Rz", które ukazały się w 2000 roku.

Śledztwo, jak wyjaśniła Okrągła, dotyczyło ewentualnego przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy UOP od listopada 2000 r. do stycznia 2001 r. Miało ono polegać na inspirowaniu publikacji prasowych, zawierających treści "mogące narazić osoby zajmujące stanowiska kierownicze w centralnych organach administracji rządowej na utratę zaufania potrzebnego do zajmowania tychże stanowisk".

Śledztwo wszczęła, postanowieniem z 8 stycznia 2001 r., Prokuratura Okręgowa w Warszawie.

Jak powiedziała Okrągła, podejrzenie zaistnienia przestępstwa uzasadniały okoliczności wskazane w materiałach przekazanych przez ministerstwo sprawiedliwości Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Były to: notatka urzędowa z 9 grudnia 2000 r. sporządzona przez szefową gabinetu politycznego ministra sprawiedliwości (Lecha Kaczyńskiego - PAP) Elżbietę Kruk i "korespondujące" z jej treścią artykuły w "Rz" z grudnia 2000 r.: "Zarobić na powodzi" oraz "Wojewoda w sieci".

Z notatki Kruk wynikało, że 8 grudnia 2000 r. została ona poinformowana, że dziennikarze Anna Marszałek i Bertold Kittel "otrzymali zlecenie wykorzystania mediów do wyeliminowania z życia publicznego trzech polityków: wojewody śląskiego Marka Kempskiego, ministra transportu i gospodarki morskiej Jerzego Widzyka i ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego".

Celem tych działań medialnych prowadzonych, jak to wynikało z notatki w porozumieniu z UOP, miało być ułatwienie powrotu do władzy polityków z tzw. spółdzielni ("spółdzielnią" określano grupę polityków Ruchu Społecznego AWS związaną z Januszem Tomaszewskim - PAP). Wiedzę tę Kruk uzyskała od Jana Ołdakowskiego, ówczesnego dyrektora departamentu w ministerstwie kultury- dodała Okrągła.

Poinformowała, że część świadków w zeznaniach wskazywała, że w ich przekonaniu, w środowisku dziennikarzy "mówiło się", że materiały do publikacji prasowych na temat Widzyka i Kempskiego były udostępnione dziennikarzom przez UOP. Osoby te nie miały jednak wiedzy w tym przedmiocie, a tylko przekonanie. Żadna z nich nie była w stanie wskazać konkretnego źródła pochodzenia informacji - podkreśliła Okrągła.

Przypomniała, że prokuratura umorzyła śledztwo 14 sierpnia 2001 r.

Komorowski, który zadał pytanie w sprawie śledztwa ocenił, że, utrącono, jak na razie, wniosek PO o powołanie komisji, która miała by zbadać kwestie związane z tymi wydarzeniami. PO złożyła w piątek projekt uchwały w sprawie komisji śledczej do zbadania prawdziwości ujawnionych w mediach zarzutów dotyczących inwigilacji dziennikarzy "Rz".

Zadajemy pytanie w przekonaniu, że sprawa ta (...) musi być wyjaśniona, jeśli chcemy uczciwie mówić o usunięciu z polskiego życia państwowego patologii. Bo patologią jest używanie przez wysokiej rangi urzędników państwowych podległych im instytucji do rozstrzygania kwestii, które ich osobiście bolą w relacjach z dziennikarzami- powiedział Komorowski.

Niedawno tygodnik "Neewsweek" opisał akta tego śledztwa sprzed pięciu lat, wszczętego na polecenie ówczesnego prokuratora krajowego Zbigniewa Wassermanna i ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)