W Singapurze rząd zagląda do łóżka
Czułe słówka szeptane do ucha ukochanej osoby to w Singapurze coś więcej niż usprawiedliwione walentynkami okazywanie sobie uczucia. To prorodzinna polityka rządu.
Singapurskie władze od dawna zamartwiają się alarmującym spadkiem przyrostu naturalnego w ich kraju. Dzień św. Walentego postanowiły wykorzystać jako kulminację miesięcznej kampanii, której celem jest skłonienie zabieganych Singapurczyków do zakochania się, ślubu, założenia rodziny i wydawania na świat potomstwa.
"Romans to coś więcej niż ładna róża i czerwone wino" - przekonuje jeden z organizatorów rządowej kampanii. "Chodzi o pokazanie, jak się kocha tę jedyną wybraną osobę, spędzanie czasu razem i wspólne rozkoszowanie tymi wspaniałymi, cennymi momentami".
Dlatego toczy się kampania za państwowe pieniądze, która ma zachęcić Singapurczyków do chodzenia na dansingi, do wypraw na pikniki i oddawania się z pasją takim sportom, jak badminton i ping-pong, bo to sprzyja zawieraniu znajomości.
Władze promują m.in. bary karaoke, kina samochodowe i koncerty, czyli znakomite okazje na poznanie - i pokochanie - drugiej osoby. Powstała rządowa agencja matrymonialna. Pary, które staną na wysokości oczekiwań rządu, już po dorobieniu się drugiego dziecka mają prawo do ulg podatkowych.
Problem jest poważny, bo wskaźnik urodzin spadł w Singapurze do poziomu najniższego od 14 lat. Zeszłoroczny sondaż zamówiony przez światowego potentata na rynku prezerwatyw Durex pokazuje Singapur jako najmniej rozbudzony seksualnie kraj świata. Obserwatorzy tłumaczą niechęć Singapurczyków do kochania się zmęczeniem po całodziennej gonitwie za karierą i robieniem coraz większych pieniędzy. (jask)