Burza po wywiadzie "Newsweeka". Lawina reakcji w sieci
Były działacz PiS Marek Zagrobelny twierdzi, że był świadkiem fałszowania wyborów przez Prawo i Sprawiedliwość. W niektórych przypadkach sam miał rzekomo wpływ na fałszowanie głosów - mówi w rozmowie z "Newsweekiem". Wywiad wywołał burzę w sieci. "Najnowsza okładka w tym tygodniku to największy skandal i nieodpowiedzialność od bardzo wielu lat" - uważa Łukasz Pawłowski z Instytutu Badań Samorządowych.
12.02.2023 | aktual.: 12.02.2023 14:03
W rozmowie z "Newsweekiem" Marek Zagrobelny sugeruje , że szykowane przez PiS zmiany w Kodeksie wyborczym mają umożliwić partii Jarosława Kaczyńskiego sfałszowanie wyborów.
- Czerwona lampka zapaliła mi się w głowie już we wrześniu. Jarosław Kaczyński, ogłaszając przy okazji rocznicy wybuchu II wojny światowej, że Polska będzie domagać się reparacji od Niemiec, na jednym oddechu powiedział, że trzeba będzie powołać korpus ochrony wyborów. Później powtarzał to przy innych okazjach, a ja pomyślałem, że robi się niebezpiecznie. Korpusy ochrony wyborów zawsze były taką partyjną formą ochrony wyborów. Skoro teraz PiS ma władzę, to dla mnie jest jasne, że będą chcieli to jakoś zinstytucjonalizować i dofinansować partyjnymi pieniędzmi - mówi gazecie były działacz PiS, który należał do partii przez 12 lat.
Zagrobelny dodaje, że był kilka razy w takich korpusach ochrony wyborów w latach 2007-2014. - Powiem z pełną odpowiedzialnością: członkowie tych korpusów byli zawsze gotowi do tego, by fałszować pojedyncze głosy - przekonuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Zagrywka rządu PiS. "Polska nie została oszukana"
"Po prostu dostawia się krzyżyki"
Marek Zagrobelny wprost stwierdza, że "fałszuje się wybory - i członkowie PiS mają to zakodowane w głowach". - Na najniższym poziomie, czyli na etapie obwodowej komisji wyborczej, przed powstaniem protokołu. Ludzie PiS, często właśnie ci członkowie korpusu ochrony wyborów, siedzą w komisjach i mają dostęp do kart wyborczych, do spisu wyborców, czyli całej tej procedury na samym dole. Po prostu dostawia się krzyżyki na kartach do głosowania lub fałszuje się podpisy wyborców. To się robi dyskretnie - tłumaczy były działacz partii rządzącej.
Dopytywany przez dziennikarkę "Newsweeka" Renatę Grochal o to, jak dokładnie odbywać ma się takie fałszowanie wyborów, wyjaśnia, że dzieje się to po zakończeniu głosowania i zamknięciu lokalu wyborczego.
- Członek komisji wyborczej bierze dyskretnie długopis, maluje krzyżyk na opuszce palca i przy kontakcie ręki z kartą wyborczą chucha na palec tak, by ten atrament był wilgotny i stawia krzyżyk, jakby odbijał pieczęć na karcie. Jeśli to karta, na której jest oddany głos na Koalicję Obywatelską, to dostawia drugi krzyżyk na liście innej partii, a wiadomo, że jak są krzyżyki na dwóch różnych listach, to głos jest nieważny - opowiada Zagrobelny.
Jak podkreśla, sam był świadkiem fałszowania kart do głosowania, a "w niektórych przypadkach miał wpływ na fałszowanie głosów". - Jeżeli oni teraz wprowadzają zmiany w Kodeksie wyborczym, które praktycznie skasują głosy z zagranicy, a to w ostatnich wyborach było 400 tys. głosów, to można naprawdę sfałszować wybory - ocenia.
Ekspert grzmi po wywiadzie "Newsweeka"
Głos w sprawie rozmowy opublikowanej w "Newsweeku" zabrał już Łukasz Pawłowski z Instytutu Badań Samorządowych, prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej.
"Przeczytałem tekst Renaty Grochal w 'Newsweek Polska' i uważam, że najnowsza okładka w tym tygodniku to największy skandal i nieodpowiedzialność od bardzo wielu lat i będzie się ona śnić po nocach Tomaszowi Sekielskiemu. Poniżej weryfikuje treści, czego nie zrobiła sama redaktor" - pisze ekspert na Twitterze.
W serii wpisów Pawłowski wskazuje, że wywiad z Markiem Zagrobelnym jest nierzetelny. "W ostatnich wyborach w 27 tys. komisjach wyborczych pracowało ponad 200 tys. osób. Przez 10 lat 'przewinęło' się przez komisje przynajmniej pół miliona osób, a tygodnikowi udało się dotrzeć do 1 (słownie: jednego) świadka fałszowania i na nim opiera swoją tezę i okładkę" - ocenia dalej.
Jego zdaniem teorię Zagrobelnego dotyczącą stawiania krzyżyków na kartach do głosowania "można obalić w 5 minut sprawdzając dane PKW".
"Liczba głosów nieważnych z wyborów na wybory maleje. W 2011 było to 4,52%, w 2015 - 2,53% a w 2019 - 1,11% Za czasów PO było ich 3x więcej. Czy oznacza to, że za PO się bardziej fałszowało wybory?" - pyta ekspert.
Pisze też, że okładki takie jak ta "Newsweeka" "mogą doprowadzić do ludzkich tragedii jak 6 stycznia w USA czy ostatnio w Brazylii".
Wywiad skomentowała także publicystka Kataryna. "Czy pan Zagrobelny właśnie się przyznał do fałszowania wyborów i zatajenia przestępstwa?" - pyta dziennikarka. "Dokładnie tak" - odparł krótko wiceszef MSWiA Maciej Wąsik.
Źródło: "Newsweek"