W Opolu powstał Bank Czasu
Czas to wcale nie pieniądz. Tutaj walutą jest godzina pracy, przy czym zajęcie adwokata wyceniane jest tak samo jak robota sprzątaczki.
07.10.2004 | aktual.: 07.10.2004 07:35
Tadeusz Berlik zaoferował naukę grę na saksofonie. Walutą polityk Danuty Jazłowieckiej jest masaż twarzy. Jej koleżanka, emerytowana (wcześniej) tancerka, Emilia Upirów, chce świadczyć usługi w zakresie gimnastyki domowej, Beata Nowak zamierza dawać korepetycje z polskiego, a Eugeniusz Szmak z niemieckiego. Nie-widomy Kazimierz Psiurski nauczy pisma Braille'a. W puli opolskiego Banku czasu są jeszcze:
- czytanie książek dzieciom i osobom starszym
- doradztwo budowlane
- doradztwo kredytowe
- naprawy samochodów
- haftowanie
- nauka muzyki
- nauka gry na klarnecie
- nauka gry w bilard
- opieka nad domem
- opieka nad roślinami
- opieka nad osobami starszymi
- pisanie pism urzędowych
- robienie zakupów.
Pięćdziesięciu udziałowców w różnym wieku i o różnych zawodach przenosi na grunt polski ideę obywatelskiej samopomocy, która od lat doskonale funkcjonuje w USA, An-glii i Japonii. Chodzi o wzajemne świadczenie sobie nieodpłatnych usług: ty mi umyjesz okna, a ja ci kiedyś popilnuję dziecka. Pani Hela upiecze panu Mietkowi ciasto, które on zaniesie w dniu imienin do pracy, a pan Mietek posprząta pani Heli w zamian piwnicę. W opolskim Banku Czasu, choć istnieje kilkanaście dni, doszło już do pierwszych transakcji. Pan Zenon (nie chce podać nazwiska) wymienił okno w domku na działce pani Reni ("też się nie przedstawię, skoro i on nie chce"). W zamian pani Renia upiecze mu szarlotkę na jego parapetówkę.
Wymiana nie ogranicza się tylko do relacji bezpośrednich, bo każdy, kto wykonuje jakąś pracę, wrzuca do puli banku określoną liczbę godzin, które ta praca zajęła, a potem może sobie te godziny odebrać. Nad wszystkim czuwa koordynator, który zapisuje wszystkie przepracowane godziny.
Na przykład wspomniany pan Perlik może uczyć gry na saksofonie bratanka pani Upirów, ale niekoniecznie będzie chciał w zamian gimnastyki. Może jednak przydadzą mu się lekcje niemieckiego, bo będzie miał zamiar poszukać sobie pracy w klubie jazzowym w Hamburgu, więc uda się do pana Szmaka, który swój wysiłek odbierze sobie za jakiś czas w postaci kilku zajęć z panią Upirów.
Możliwe są nawet kredyty, czyli skorzystanie z większej ilości godzin na początek. Chodzi jednak o to, aby nie były one za wysokie, bo ściągnie to oszustów. Na przykład ktoś dostanie kredyt na 50 godzin pomocy przy malowaniu mieszkania. Przy pomocy członków Banku Czasu od-picuje sobie dom, a potem da drapaka i to niekoniecznie na Antyle, bo Bank Czasu nie ma możliwości windykowania swych należności.
Kto to "przyniósł" do Opola?
- Zaczęło się od tekstu w "Gazecie Wyborczej", który opisywał bank czasu we Wrocławiu. Prowadzi go małżeństwo Magnuszewskich. Jestem socjologiem i uznałam, że to fantastyczny sposób na zjed-noczenie społeczności lokalnych, na budowę prawdziwego społeczeństwa obywatelskiego - opowiada Elżbieta Kurek z Opola, pomy-słodawczyni lokalnego Banku Czasu.
To było latem. Elżbieta Kurek szła opolską wyspą Pasieka i rozmyślała namiętnie o jednoczącej idei samopomocy sąsiedzkiej, kiedy wpadła na pastora Mariana Niemca z parafii Ewangelicko-Augsburskiej. Zwierzyła mu się, co zaprząta jej myśli, o on po-stanowił udostępnić salę na plebani. Pani Elżbieta rozpuściła wici wśród znajomych, a oni wśród swoich znajomych. Uzbierało się 50 osób. Pani Elżbieta była już nieźle przygotowana, bo po rozmowach z Jadwigą Magnuszewską i po intensywnej eksploracji internetu. Niektórzy przyszli też dla towarzystwa. Pan Zenon (ten od okna i szarlotki) domaga się urządzenia wkrótce ogniska integracyjnego.
Obywatelskość obywatelskością, towarzyskość towarzyskością, ale większość jest tu z powodów praktycznych.
- To fantastyczna oszczędność - mówi Bogdan Pelc. - Warto coś z siebie dać, bo potem można dużo skorzystać, nie trzeba brać fachowców i im płacić.
Czy Bank Czasu nie obawia się szykanów ze strony urzędu skarbowego, który w takiej bezgotówkowej formie świadczenia sobie usług może dopatrzyć się - jak to chytry fiskus - próby ominięcia podatkowego obowiązku?
Elżbieta Kurek: - Też się tego boję. W najbliższym czasie zwrócimy się do skarbówki z prośbą o wykładnię prawną naszych działań.
Wczoraj w sali parafialnej na Pasiece była też Jadwiga Magnuszewska, bohaterka publikacji w "Wyborczej", która natchnęła Elżbietę Kurek do działania. Tłumaczyła zasady działania Banku. Opowiadała jak popularny jest on w innych krajach. W Polsce oddziały otwarto już we Wrocławiu, Zielonej Górze, Opolu, Poznaniu i Raciborzu. Kilka banków tworzy się w Warszawie.
- Mam nadzieję na aktywizację osób, które prawie nie wychodzą z domu - mówi Elżbieta Kurek. - Znam pewną panią, która robi tak pyszny lukier do ciasta, że pół Opola chciałoby jej robić zakupy, byle tylko przed świętami zechciała oblać ich wypieki swoim lukrem.
Zbigniew Górniak