W Ohio nie działały maszyny do głosowania
W czasie wyborów do Kongresu USA nie obyło się bez awarii elektronicznych maszyn do głosowania. Najwięcej takich problemów było w stanie Ohio.
Według agencji AFP, w zamieszkanej głównie przez ludność murzyńską wschodniej części Cleveland po otwarciu lokalu wyborczego w szkole podstawowej nie działało w sumie 11 maszyn.
Na usunięcie awarii trzeba było czekać dwie godziny. Członkowie komisji odmówili udostępnienia wyborcom tradycyjnych papierowych kart do głosowania aż do przybycia przedstawicieli zrzeszającej różne ugrupowania organizacji na rzecz ochrony wyborów - Election Protection.
Według szacunków tej organizacji, w sumie w różnych miejscach w Ohio odnotowano ponad 250 nieprawidłowości z maszynami do głosowania. Do takiej samej liczby awarii mogło dojść w całym kraju, m.in. w Nowym Jorku, Kalifornii, Teksasie, na Florydzie, w Arizonie i Georgii.
Po wyborach prezydenckich w USA w 2004 roku Demokraci utrzymywali, że w Ohio - uważanym za jeden ze stanów "niezdecydowanych" - doszło do nadużyć na korzyść Republikanów.
Pod koniec ubiegłego miesiąca w USA pojawiły się obawy, że amerykańska firma produkująca maszyny elektroniczne, które miały być użyte w kilkunastu stanach i Waszyngtonie, ma związki z rządem lewicowego i antyamerykańskiego prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza.
Sprawą zajęła się federalna Komisja ds. Zagranicznych Inwestycji w Stanach Zjednoczonych, międzyresortowy organ badający, czy obce inwestycje w USA nie narażają na szwank bezpieczeństwa kraju.
Elektroniczne maszyny do głosowania wprowadzono, aby uniknąć powtórzenia sytuacji z Florydy, gdzie w 2000 roku spór dotyczący liczenia głosów opóźnił podanie wyników wyborów prezydenckich o miesiąc. Ostatecznie o zwycięstwie George'a W. Busha nad Alem Gorem rozstrzygnął Sąd Najwyższy, decydując o wstrzymaniu liczenia spornych głosów.