W obronie praw palaczy
Noworodek w Nowym Yorku miesiąc po urodzeniu jest już tak zatruty, jakby palił 9 papierosów dziennie. Pasażerowie pociągu, do którego budowy użyto azbestu zapadają częściej na raka, a pingwiny na biegunie północnym mają we krwi DDT - pisze "Trybuna Robotnicza" w obronie praw palaczy.
16.01.2008 | aktual.: 31.01.2008 13:32
Karwowski w serialu "Czterdziestolatek" zwierza się swojemu przyjacielowi Karolowi, że od czasu, jak rzucił palenie, stał się nie do zniesienia. Kolega, który jest z zawodu lekarzem, pyta go: To dlaczego nie palisz?
Jak to, przecież wy lekarze uważacie, że papierosy to największa trucizna – ripostuje Karwowski. Powoduje raka, zawał, arteriosklerozę i przecież mówicie, że to bardzo szkodzi.
Lekarz odpowiada: Wszystko szkodzi.
Ta rozmowa odbywała się w latach 70. ubiegłego wieku. Od tego czasu liczba samochodów na świecie, a wraz z nią zanieczyszczenie atmosfery wzrosło kilkukrotnie. Półki naszych sklepów są pełne towarów spożywczych, zawierających całą tablicę Mendelejewa i aż cud, że nie świecą w nocy, a licznik Geigera nie dostaje szału. Czy to interesuje Ministerstwo Zdrowia, albo posła Cymańskiego, który wraz ze swymi kolesiami z Sejmu szykuje kolejną krucjatę przeciw znacznej części społeczeństwa? - pyta gazeta, dodając: to akurat mają w nosie.
Przedłużanie ważności spożycia towarów za pomocą chemii, różnego rodzaju "polepszacze" i konserwanty, przynoszą ogromne zyski właścicielom przemysłu spożywczego. Zapewne dużo większe, niż zyski przemysłu tytoniowego. To samo dotyczy producentów samochodów i rafinerii ropy. A nic nas tak nie truje w miastach, jak właśnie spaliny. Powoli dochodzi do paradoksalnej sytuacji, kiedy to papierosy można legalnie kupić, ale nie można ich legalnie spożyć, chyba, że w czterech ścianach własnego mieszkania.
Krucjata
Proponowane zmiany w prawie idą dwutorowo. Z jednej strony następują ogromne podwyżki, które mają na celu wydrenować kieszenie palaczy, bo przecież nie chodzi o to, by ich do palenia zniechęcić. Jak pokazuje doświadczenie, cena papierosów nie ma praktycznie żadnego wpływu na 70–80% osób palących. Do podwyżek zmusza nas Unia. Teraz akcyza na papierosy ma wzrosnąć o jedną czwartą, co spowoduje, że najtańsze papierosy będą kosztować ok. 10 zł. Dyrektywy Unii to ciekawa sprawa. Jest masa takich bezdennie głupich, jak powyższa, na którą ochoczo powołuje się nasza władza, a nie ma ani jednej, która obligowałyby władze tego kraju do wzrostu zarobków do poziomu, który pozwala godnie żyć.
Poza ceną, - jak pisze "TR" - nawiedzony poseł Cymański w opracowanym wespół z kolesiami projekcie ustawy zakazującej palenia w miejscach publicznych proponuje zakaz palenia we wszystkich miejscach publicznych, w pubach, barach i restauracjach. Dotyczy to również parków. Poza tym chcą zabronić palić w naszych samochodach i na naszych balkonach. Poseł Cymański niedawno rzucił palenie. Od momentu rzucenia palenia, zwalcza je z gorliwością neofity. Być może ciągnie go jeszcze do papierosów i dlatego nie chce w miejscach publicznych widzieć pokus, które mogłyby go zmusić do powrotu do nałogu. Musimy za to zapłacić?
Minister zdrowia Ewa Kopacz niedawno krytykowała dalece idące pomysły ograniczeń dla palaczy. Dziś, jako minister zdrowia (PO) i nowa neofitka (rzuciła palenie kilka tygodni temu), zaczyna te "pomysły" popierać. Jeszcze pół roku temu mówiła jednej z gazet: Nikt mnie nie zmusi, abym zgasiła papierosa we własnym samochodzie. A przygotowany przez posłów PiS oraz onkologów projekt ustawy uważała za jawną dyskryminację palących.
W tym samym duchu wypowiadał się Rzecznik Praw Obywatelskich, Janusz Kochanowski. Mówił wtedy: Ustawodawca powinien mieć na względzie konstytucyjne prawa i wolności człowieka, tak by decyzje podejmowane w imię słusznej idei nie nosiły znamion dyskryminacji czy prześladowania osób prowadzących inny tryb życia.
W niedawnej kampanii wyborczej Cymański ogłaszał w swoich ulotkach, że gdy wyborcy ponownie go wybiorą, to taką im właśnie zrobi "niespodziankę". Dobrze wiedział, że w tej tzw. demokracji, raz na cztery lata, gdy obywatele mogą o czymkolwiek zadecydować, z takimi pomysłami mógłby stracić dobrą posadę w Sejmie. Pomysły Cymańskiego pokazują tylko kolejny raz, że poseł w Polsce nie jest żadnym reprezentantem narodu, ani interesów społecznych, a ustawy, które uchwala, są albo na zamówienie kapitału, albo realizacją jego całkowicie subiektywnych poglądów, przekonań, światopoglądu. Ten ostatni był choćby przyczyną absurdalnego zakazu aborcji. Posłowie mają siebie samych za jakieś autorytety. Dlaczego? Bycie posłem w demokracji oznacza realizację interesów wyborców. Pan poseł o swojej krucjacie nie informował ich w czasie wyborów i zapewne, jak jego kolesie, uważa się za lepszego i mądrzejszego od tej całej "tłuszczy", bo lepiej wie, co dla nas dobre.
Papierosy szkodzą, ale komu?
Papierosy szkodzą, ale przede wszystkim palaczowi. W tej chwili mamy już tyle zakazów i różnego rodzaju ograniczeń, że osoby, które nie chcą dymu papierosowego wąchać, nie muszą tego robić. Owszem rozumiem i szanuję ich prawo do powietrza wolnego od dymu. Ale proponowane zmiany godzą w wolność osobistą palaczy i ograniczają nasze swobody obywatelskie. A od mojego zdrowia i życia – wara!
Idąc tokiem rozumowania Cymańskiego można dojść do wielu absurdów. W każdym mieście w Polsce jest więcej pieszych niż ludzi zmotoryzowanych. Dlaczego ci pierwsi mają być zatem zmuszani do wdychania spalin, o wiele bardziej toksycznych niż jakikolwiek papieros, bo zawierających śmiertelnie trujące dla ludzi metale ciężkie? Czemu nie zakazać używania samochodów w miastach, a zmotoryzowani, łącznie z posłem Cymańskim, niech je sobie parkują z dala od naszych dzieci, domów, parków, placów zabaw? Gdzieś za miastem i za miastem niech ich używają. Tego poseł Cymański nie zaproponuje, bo swój samochód lubi. Nie pozwoliłoby na to również silne lobby samochodowe i naftowe.
Takich absurdalnych, totalitarnych pomysłów, mających dyskryminować część społeczeństwa, w stylu tego posła można wymyślić więcej. Bo jeśli przyjmiemy inną argumentację posła, o rzekomej trosce o zdrowie palaczy i budżet, których koszty leczenia "niebotycznie" obciążają, to czemu nie zakazać innych rzeczy? Dlaczego nie zakazać sprzedaży i konsumpcji golonki czy boczku? Przecież te produkty zawierają ogromne ilości cholesterolu. A jak wiadomo, cholesterol jest przyczyną chorób układu krążenia, zawałów serca, miażdżycy, a otyli statystycznie żyją krócej. Ile budżet kosztuje ich leczenie? To są dopiero kwoty! Dlaczego nie wprowadzić zakazu sprzedaży słodyczy, które mają podobne konsekwencje? Tak, panie pośle Cymański, rodzi się totalitaryzm. Jeśli będziemy dalej milczeć i choć ze złością, ale w ciszy, akceptować takie kretynizmy, które pan z nudów wymyśla, to dziś palacze, a jutro przyjdzie czas na zjadaczy boczku, golonki, zmotoryzowanych (jak w Sejmie pojawi się jakiś cyklista) - pisze gazeta.
Pojutrze krucjata obróci się przeciw piwoszom, czy miłośnikom wódki. Nawet nie wiemy, kiedy obudzimy się w "nowym wspaniałym świecie" rodem z powieści Huxleya, z przymusową "eutanazją", bo żyjemy za długo i budżet "obciążamy".
Państwo robi kokosy na palaczach
Palacze zapłacili w ubiegłym roku 14 mld zł w postaci podatku akcyzowego od papierosów. To ogromne pieniądze. Ci, którzy dziś rządzą, w okresie PRL głośno krzyczeli, że dochody tego państwa stoją na papierosach i wódce. Ile było w tym hipokryzji, widać dziś właśnie, bo dziś państwo zarabia na nas palaczach takie kokosy, jak nigdy wcześniej. Większość papierosów jest produkowana w kraju, a więc i VAT w kwocie około 3 mld zł. Dochodzi do tego oczywiście CIT od producentów papierosów, który trudniej już oszacować. Co się dzieje z tymi pieniędzmi? To są nasze pieniądze. Nas palaczy i jedyny sens, poza zwykłym fiskalizmem, tego podatku byłby tylko taki, że powinny one służyć palaczom w leczeniu ich chorób. Tak zapewne nie jest, a państwo finansuje za nie kolejne grabieżcze wojny w Iraku i Afganistanie.
Kto na tym straci, kto zyska
Wzrost cen, obostrzenia, zakazy i kary w konsekwencji będą prowadzić do zakazu produkcji tytoniu. Nie hamowana przez społeczeństwo władza zawsze zmierza w kierunku totalitarnym. Mimo wielu przykładów z historii, władza nie uczy się na swoich błędach. Od zawsze wiadomo, że wiele zakazów w dziedzinach życia, których zdrowy rozsądek nakazuje, by prawo ich nie regulowało, a wprowadzonych mimo to, obraca się przeciw ich twórcom. I to nawet mimo często szlachetnych pobudek. Tak było z prohibicją w USA w latach 20. ubiegłego wieku. Zakaz spożywania alkoholu nie zmniejszył jego spożycia, ale stał się powodem rozwoju przestępczości w tym kraju. To wtedy wyrosły największe mafie. Tego problemu nie zlikwidowało zniesienie tego absurdalnego zakazu.
Przestępcy przerzucili się na hazard i narkotyki. Łatwiej oczywiście – zamiast łożyć pieniądze w edukację, służbę zdrowia, dotować leki dla palaczy, by pomagać osobom palącym wyjść z nałogu – wprowadzać idiotyczne zakazy. Nie mówi się tego u nas, ale zakazowi, który od 1 stycznia obowiązuje we Francji ma towarzyszyć rządowy program pomocy dla ludzi, którzy rzucili nałóg (finansowanie gum do żucia, czy leków). W telewizji rozpoczęto już kampanię na temat niebezpieczeństw, jakie niesie ze sobą palenie tytoniu. U nas leki dla palaczy są bardzo drogie. Droższe niż palenie i nikt ich dotować nie zamierza. Jedynym pomysłem tej głupiej władzy jest karanie palaczy.
Straci na tym oczywiście państwo i my wszyscy. Ono już traci. Wzrośnie przemyt. W latach 2000–2005 na zlecenie Stowarzyszenia Przemysłu Tytoniowego zbadano 63 polskie miasta. Ankieterzy zbierali pudełka po papierosach w koszach na śmieci, autobusach, na dworcach i przystankach. Na ścianie wschodniej aż połowa paczek pochodziła z przemytu, a w miastach przygranicznych ponad 90%. Rekord padł w Sejnach – 98%. Im papierosy będą droższe, tym problem będzie się pogłębiał. To oczywiste. Prawie nikt nie rezygnuje z tytoniu wyłącznie ze względu na koszty.
Stracą oczywiście najwięcej właściciele pubów i barów. Nie jest prawdą, że podobne zakazy nie wywołały dla nich reperkusji w Irlandii czy Włoszech. Wiele pubów z braku klientów padło. Inne, by utrzymać się na powierzchni, zostały zmuszone do kosztownych inwestycji. Po początkowym dużym spadku klientów, część z nich wróciła do irlandzkich pubów, tylko dzięki szybkiej reakcji ich właścicieli. Popularne w Irlandii stało się wydzierżawianie chodników przed pubami i ustawianie tam specjalnych wiat dla palaczy, w zimie dodatkowo ogrzewanych. Irlandzkie życie towarzyskie przeniosło się na chodniki, w lecie palacze okupują piwne ogródki. Wiąże się to z dużymi kosztami, toteż małe puby i bary w Polsce sobie z tym nie poradzą. Dodatkowo zimy w Polsce bywają ciężkie w przeciwieństwie do Irlandii, a zwłaszcza Włoch.
Mija się z prawdą pan poseł twierdząc, że po wprowadzeniu zakazu, do knajp zaczną przychodzić osoby niepalące, które rzekomo tam nie chodziły właśnie ze względu na dym. Nie potwierdzają tego żadne badania ani praktyka krajów, w których te zakazy wprowadzono. Poseł wyssał te historie ze swego palca
Jak się bronić przed władzą?
Palenie papierosów to bardzo klasowy nałóg. Dziś palą i wspierają akcyzą budżet przede wszystkim ludzie biedni, niezamożni. To jedyna rozrywka, przyjemność (tak panie Cymański – palimy, bo to lubimy!), na jaką może sobie pozwolić spauperyzowana większość polskiego społeczeństwa. Pana stać na lepsze rozrywki. Pytanie tylko, dlaczego my musimy za nasze przyjemności płacić tak wysokie podatki, a pan i panu podobni nie?
Bronić się można, i jest to całkowicie uzasadnione, za pomocą nieposłuszeństwa obywatelskiego. Złego prawa nie należy przestrzegać. Nie jest to jednak wyjście z sytuacji i może nas to kosztować wysoki mandat. Bo ich prawo jest po ich stronie, niestety.
"Trybuna Robotnicza" proponuje zorganizowany opór, do którego chce zachęcić właścicieli pubów i barów. Zbierajmy podpisy pod petycją, czy może wręcz referendum, w którym społeczeństwo, jedyny suweren, wypowie się w sprawie tych idiotycznych zakazów. Właściciele barów stracą na tym najwięcej i bezpośrednio, bez was nie damy rady. Wystarczy kartka z listą podpisów w każdym barze i stosunkowo łatwo możemy zebrać wymaganą prawem liczbę podpisów i powstrzymać tych szaleńców. Niech sobie tworzą bary dla niepalących, ale i niech pozwolą, by właściciel wybrał, czy chce prowadzić bar dla palących czy dla niepalących. Niepalący i tak wbrew Cymańskiemu przyjdą do tych pierwszych, bo my palący jesteśmy zwyczajnie sympatyczniejsi od pana i szanujemy cudze wolności. Sam nie ufam osobom, które nie mają żadnych nałogów. Nałóg to słabość, ale człowiek bez słabości traci też część swego człowieczeństwa. * Jarosław Augustyniak*