W Nadżafie po zamachu bombowym zatrzymano 50 podejrzanych
Władze w świętym mieście szyitów Nadżafie zatrzymały 50 osób podejrzanych o współudział w przygotowaniu niedzielnego zamachu bombowego, w którym zginęły 54 osoby, a 142 odniosły rany - poinformował gubernator Nadżafu Adnan az-Zurufi.
20.12.2004 | aktual.: 20.12.2004 12:44
Centrum miasta, gdzie znajduje się między innymi mauzoleum imama Alego, jeden z najświętszych przybytków szyizmu, zamknięto dla samochodów, aby zapobiec nowym zamachom przy użyciu aut-bomb. Wprowadzono też godzinę policyjną.
Zurufi powiedział, że część zatrzymanych pochodzi spoza Nadżafu, a jedna osoba jest obywatelem któregoś z krajów arabskich. "Wszyscy są przesłuchiwani" - dodał.
Niedzielnego zamachu w Nadżafie dokonał dżihadysta-samobójca, który podczas pogrzebu miejscowego szejka podjechał samochodem do tłumu żałobników i zdetonował ładunek wybuchowy 100 metrów od miejsca, gdzie stali gubernator Zurufi i szef policji.
Godzinę wcześniej w drugim świętym mieście szyitów, Karbali, eksplozja bomby samochodowej przy dworcu autobusowym zabiła co najmniej 14 osób i raniła 39. Również tam zamachu dokonał samobójca.
O zamachy, najkrwawsze w Iraku od lipca, oskarża się ekstremistów sunnickich, którzy chcą storpedować wybory powszechne rozpisane na 30 stycznia.
Szyici, stanowiący 60% ludności kraju, pragną wyborów, bo oczekują, że demokratyczne głosowanie zapewni im władzę po dziesięcioleciach dyskryminacji ze strony elity rządzącej, w której aż do upadku Saddama Husajna dominowali arabscy sunnici.
Część arabskiej mniejszości sunnickiej obawia się, że po wyborach utraci na zawsze swe przywileje i prestiż. W szeregach antyamerykańskich i antyrządowych ugrupowań partyzanckich działają teraz niemal wyłącznie sunnici.
Partyzanci atakują głównie irackie siły bezpieczeństwa w prowincjach sunnickich na zachód i na północ od Bagdadu. Niedzielne zamachy były jednak krwawym przypomnieniem, że wrogowie wyborów mogą zacząć terroryzować również szyicki matecznik na południu kraju.
Mieszkańcy świętych miast wydają się jednak zdecydowani posłuchać duchowego przywódcy irackich szyitów, wielkiego ajatollaha Alego Sistaniego, który wydał edykt religijny nakazujący wiernym wziąć udział w głosowaniu.
Przysięgam Bogu, że pójdziemy głosować nawet jeśli oni spalą wszystkie ośrodki wyborcze - powiedział przez telefon dziennikarzowi "Washington Post" 29-letni Ali Waili z Karbali. - Bardzo długo byliśmy prześladowani i torturowani.
Hierarchowie szyiccy zaapelowali o spokój. Wielki ajatollah Mohammed Said al-Hakim, jeden z czterech najwyższych rangą dostojników szyizmu urzędujących w Nadżafie potępił zamachy i nazwał je próbą rozniecenia waśni między różnymi odłamami wyznawców islamu.
Rzecznik czołowej szyickiej partii politycznej, Najwyższej Rady Rewolucji Islamskiej w Iraku (SCIRI), Dżalaleddin as-Saghir powiedział, że zamachy w Nadżafie i Karbali były bez wątpienia wzajemnie powiązane. Ich sprawcy pragną odciągnąć szyitów od procesu politycznego i nakłonić do aktów zemsty, które podkopałyby jedność narodową - dodał.
Do zachowania spokoju wezwał także ruch radykalnego duchownego szyickiego Muktady al-Sadra. W kwietniu i w sierpniu Sadr wszczął dwie rebelie antyamerykańskie, ale potem postanowił włączyć się do polityki i jego przedstawiciele są wśród kandydatów głównej listy szyickiej do parlamentu.
Jest jasne, że ktoś usiłuje sprowokować w Iraku konflikt i wojnę domową - powiedział rzecznik sadrystów Ali Jasiri. - Irakijczyków trudno jednak zmylić.