W Gdańsku brakuje 144 mln złotych
Pieniędzy brakuje, bo włodarze źle oszacowali dochody. W tegorocznym budżecie miasta zapisali 184 mln zł ze sprzedaży udziałów w Gdańskim Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej. Jak dotąd, do miejskiej kasy wpłynęło tylko 40 mln.
- Pozostałe 144 mln trafią do Gdańska na początku roku 2004, zaraz po tym, jak na usankcjonowanie sprzedaży GPEC wyrażą zgodę Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów - mówi jeden z gdańskich radnych.
Jeśli kredyt, którego wysokość opiewać ma na 90 mln zł, zostanie zaciągnięty, to zadłużenie gminy zbliży się do niebezpiecznie wysokiego poziomu. Osiągniemy pułap 57 procent, podczas gdy maksymalne zadłużenie wynosić może tylko 60 proc. Przekroczenie tej granicy grozi odwołaniem prezydenta i wprowadzeniem zarządu komisarycznego.
Władze Gdańska uspokajają jednak, że kredyt zostanie spłacony natychmiast, jak na konto miasta wpłynie kolejna transza ze sprzedaży GPEC. W scenariuszu pesymistycznym może się to stać pod koniec tego lub na początku przyszłego roku. Gmina nie może więc bezczynnie czekać. Musi podjąć działania polegające na przystosowaniu budżetu miasta do realnych warunków. Bez nowelizacji zabrakłoby pieniędzy nie tylko na inwestycje, ale także na część wydatków bieżących. A należą do nich między innymi pensje gdańskich nauczycieli.
Szczegóły awaryjnego planu finansowego dla Gdańska trzymane są w ścisłej tajemnicy. Paweł Adamowicz, prezydent miasta odpowiedzialny za budżet gminy wyjawi je podczas zwołanej na dziś konferencji prasowej. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że włodarz poinformuje media o zaciągnięciu pożyczki, a Rada Miasta Gdańska zgodzi się na nią, by zabezpieczyć finanse gminy.
Liczba dnia 1 063 512 596 złotych - to dochody budżetu Gdańska w 2003 r., wliczając w to pieniądze ze sprzedaży GPEC. Wydatki miasto zaplanowało na 1022479745 zł. W tej optymistycznej wersji nadwyżka budżetu wynosić miała 41032851 zł.
Magdalena Rusakiewicz-Siembida (jul)