W czwartek łodzianie pożegnają Brajana
Brajan Chlebowski, który zmarł tragicznie w pożarze mieszkania przy ul. Dowborczyków, zostanie pochowany w najbliższy czwartek.
15.02.2005 | aktual.: 15.02.2005 11:14
Wyprowadzenie zwłok odbędzie się z kaplicy cmentarza pw. Wszystkich Świętych przy ul. Zakładowej, 17 lutego o godz. 14.30. Koszty pogrzebu postanowiła pokryć firma pogrzebowa Witolda Skrzydlewskiego.
- Jesteśmy za to ogromnie wdzięczni - powiedziała wzruszona babcia Brajana. - Pan Skrzydlewski obiecał, że jeszcze przed świętami Wielkanocy stanie na grobie Brajanka pomnik. Po tym pożarze moja córka nie ma kompletnie nic. Z całą pewnością nie byłoby jej stać nawet na pogrzeb.
Matka chłopca Beata Chlebowska i jego starszy brat Adrian mieli wczoraj oglądać kolejne mieszkania zaproponowane przez wydział budynków i lokali Urzędu Miasta Łodzi. Nie zjawili się jednak w urzędzie. Po załatwieniu formalności w Zakładzie Medycyny Sądowej, gdzie przeprowadzono sekcję zwłok Brajana, wrócili do domu po południu.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, dzisiaj ojciec zmarłego chłopca Aleksander Chlebowski opuści Klinikę Ostrych Zatruć przy ul. Teresy w Łodzi. Lekarz dyżurny w pokoju lekarskim powtórzył za pacjentem: "Pan Chlebowski nie wyraża zgody na informowanie o swoim stanie zdrowia kogokolwiek".
Wczoraj na ręce wojewody łódzkiego trafił wniosek do prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej o odznaczenie Brajana Chlebowskiego orderem dla odważnych. Jego imię ma także nosić jeden z placów zabaw w Łodzi.
Siedmioletni Brajan Chlebowski zmarł 8 lutego w szpitalu im. M. Konopnickiej w Łodzi. Lekarzom nie udało się uratować zaczadzonego dziecka.
Do tragedii doszło 5 lutego podczas pożaru mieszkania na drugim piętrze w oficynie przy ul. Dowborczyków 27. Niespełna siedmioletni Brajan uległ śmiertelnemu zaczadzeniu, próbując telefonicznie zawiadomić straż o pożarze. Kiedy ratownicy przyjechali na miejsce wypadku, chłopiec był już nieprzytomny. Lekarzom nie udało się uratować mu życia. Matka bohaterskiego 7-latka wyraziła zgodę na przeszczep jego narządów. - Jemu nic nie uratuje już życia - powiedziała. - Niech przynajmniej jego serce ocali inne dziecko.