"W czasie prezydencji Polska będzie mediatorem"
- W czasie prezydencji jesteśmy mediatorem a nie stroną, która próbuje ugrać swoje interesy - powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych. Przewodzenie Radzie Europejskiej niesie dla polskie duże szanse, ale i wyzwania. O tym, co możemy zyskać i czego możemy się obawiać podczas prezydencji pytał podczas Wrocław Global Forum Paweł Orłowski.
11.06.2011 | aktual.: 11.06.2011 12:26
WP: Paweł Orłowski: W czym nasza prezydencja może być inna od poprzednich? Co Polska może wnieść nowego podczas przewodzenia w Radzie Europejskiej?
Dr Jacek Kucharczyk: O szansach polskiej prezydencji można mówić na kilku poziomach. Ten, który przyciąga najwięcej uwagi to priorytety i agenda, ustalone już wcześniej. Polska po raz pierwszy obejmuje prezydencję i jest największym z tzw. nowych krajów członkowskich, który będzie przewodził Radzie. Można się spodziewać, że będziemy oceniani dosyć surowo. Każde potknięcie może być komentowane słowami: "to jest kraj niedoświadczony". W tym sensie może to być bolesne, bo w ostatnich latach polska zainwestowała wiele w budowanie swego profilu jednego z głównych graczy w Unii Europejskiej. Prezydencja jest ukoronowaniem tego procesu - możemy pokazać, że jesteśmy poważnym graczem na scenie europejskiej.
WP: * Jakie sukcesy możemy osiągnąć i jakie potknięcia nam grożą? Prezydencja to w dużej mierze koordynacja wielu spotkań, prezentowania dokumentów, przekonywania do swoich projektów.*
- Prezydencja to zarówno logistyka jak i polityka. Jedno i drugie musi działać bardzo dobrze, począwszy od przygotowań logistycznych. To jest pochodna sprawności naszej administracji, z którą - jak wiemy - bywa różnie. Obserwując przygotowania mogę powiedzieć, że poważnie potraktowano te wyzwania. Polityczny wymiar to prowadzenie grup roboczych i rad sektorowych na odpowiednio wysokim szczeblu. Ważne jest by to ministrowie lub co najmniej ich zastępcy angażowali się w te działania. Tu pojawia się kwestia wyborów, które odbędą się podczas prezydencji. Zobaczymy, na ile ministrowie będą mogli zaangażować się w prezydencję, a na ile będą musieli włączać się w kampanię wyborczą. Pamiętając o przykładzie Czech i Węgier, wiemy że polityka wewnętrzna może wiele popsuć. Węgrzy zaczęli od ustawy medialnej, która kompletnie popsuła ich wizerunek na arenie europejskiej. Czesi mieli obalenie rządu w trakcie prezydencji.
WP: W ciągu kilku miesięcy zmieniło się radykalnie otoczenie Unii Europejskiej - rewolucje w Tunezji, Egipcie, wojna w Libii. Zmieniły się także wyzwania, jakie stoją przed Unią. Polacy znają świetnie Wschód Europy i Rosję. Czy poradzimy sobie z proponowaniem spójnej polityki wobec Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu?
Arabska Wiosna Ludów była rzeczywiście pewnym zaskoczeniem. O prezydencji zwykło się mawiać, że najtrudniejsze jest to, co nieprzewidywalne. Na szczęście te rewolucyjne zmiany zaczęły się przed objęciem prezydencji przez Polskę. Te zmiany stanowią pewne zagrożenie - z jednej strony przez ich nieprzewidywalność, z drugiej gdyż odciągają uwagę Unii od kierunku wschodniego. Dla nas wschód jest priorytetem polityki zewnętrznej. Wschodni i południowy wymiar stanowią część jednej wspólnej polityki sąsiedztwa. Polska musi się starać, by wschód nie zniknął z celownika. Jest to też jednak pewna szansa na to, by silniej akcentować kwestie demokratyzacji u naszych sąsiadów. Gdy priorytetem Unii na południu była stabilizacja a nie demokracja, nie mogliśmy naciskać za bardzo na wspieranie wolności i demokratyzacji przez całą UE. Jeszcze dwa lata temu ministrowi Sikorskiemu nie udałoby się tak szybko znaleźć poparcia dla inicjatywy Europejskiej Fundacji na rzecz Demokracji.
WP: Co Polska może ugrać dla siebie przy okazji prezydencji?
Wszystkie priorytety, które są w programie, to sprawy ważne dla całej Unii, ale także dla Polski. Tam nie ma spraw, na których nam nie zależy, a na których zależałoby tylko niektórym krajom UE. To nie jest gra o sumie zerowej: albo interes UE albo polski. Trzeba unikać tworzenia takich oczekiwań, że Polska przejmuje władzę na pół roku i może przy okazji załatwiać jakieś na boku jakieś swoje interesiki. My w czasie prezydencji realizujemy swoje interesy, dbając o to, by zwyciężył interes całej Unii. Musimy podkreślać, że te interesy nie są rozbieżne w różnych kwestiach - od wychodzenia z kryzysu, poprzez politykę zagraniczną UE aż po bezpieczeństwo energetyczne. W czasie prezydencji jesteśmy mediatorem a nie stroną, która próbuje ugrać swoje interesy przez ten czas.
Rozmawiał Paweł Orłowski, Wirtualna Polska