PolskaW czasach PRL był legendą, w wolnej Polsce się zagubił

W czasach PRL był legendą, w wolnej Polsce się zagubił

W czasach PRL był legendą, pomagał wychodzącym z więzienia opozycjonistom. W wolnej Polsce się zagubił, opuścili go przyjaciele. Jutro pożegnamy ks. Henryka Jankowskiego.

W czasach PRL był legendą, w wolnej Polsce się zagubił
Źródło zdjęć: © WP.PL

16.07.2010 | aktual.: 16.07.2010 11:14

W kościele św. Brygidy, przed ołtarzem, obok flagi Solidarności, stoi od wtorku portret zmarłego w ostatni poniedziałek wieloletniego proboszcza parafii księdza prałata Henryka Jankowskiego.

- Odszedł człowiek z charyzmą, prawdziwy wizjoner - ze wzruszeniem w głosie mówi o śmierci księdza prałata Henryka Jankowskiego jego wieloletni przyjaciel, znany gdański cukiernik Grzegorz Pellowski. - Kiedyś przyjmował na plebanii największych polityków i koronowane głowy. Prowadził na ogromną skalę akcje charytatywne. W ostatnich latach zostało przy nim niewielu przyjaciół. Ze starej gwardii regularnie odwiedzali go Jerzy Borowczak, Bogdan Oleszek, Zbigniew Grajoszek...

Księdza Jankowskiego wspominają także bliscy i przyjaciele z rodzinnego Starogardu Gdańskiego. Dla Ireny Jankowskiej, siostry bliźniaczki ks. Henryka, informacja o śmierci brata była dużym szokiem.

- W najbliższych dniach brat miał przyjechać do Starogardu na spotkanie organizowane przez ks. proboszcza ze św. Brygidy - mówi pani Irena. - W związku z 30. rocznicą powstania Solidarności mieliśmy się spotkać z przyjaciółmi, dziennikarzami. Niestety, nie zdążyliśmy... I jeszcze taka refleksja - zapamiętam brata jako bardzo zatroskanego z powodu tego, co się stało w Polsce. On bardzo przeżywał, że ludzie, którzy wywodzili się z jednego obozu, tak bardzo się podzielili...

72-letni starogardzki radny Stanisław Kubkowski ks. prałata poznał jeszcze w młodości. - Dla ludzi niczego nie żałował, nie chował pieniędzy w portfelu - opowiada pan Stanisław. - Pamiętam, że w PRL wpłacał grzywny za tych, którzy byli w sądach skazywani za działalność opozycyjną. Gdy już nastała wolność, chętnie sponsorował różne wydarzenia, choćby koncerty muzyki poważnej w starogardzkiej farze, a gdy kilka lat temu zbierałem pieniądze na budowę pomnika Jana Pawła II w naszym mieście, też chętnie wsparł finansowo to przedsięwzięcie.

Ksiądz Henryk Jankowski znalazł swoje miejsce w najnowszych dziejach Polski, przede wszystkim jako kapłan Solidarności. Od momentu, kiedy 17 sierpnia 1980 r. odprawił pierwszą strajkową mszę, stał się ostoją dla opozycji.

Był postacią nietuzinkową, a przez to kontrowersyjną. Zarzucano mu zamiłowanie do przepychu i mercedesów, organizowanie urodzin dla 600 gości z występami zespołu Mazowsze i antysemickie homilie (co skutkowało zakazem głoszenia kazań) oraz bulwersujące wystroje Grobu Pańskiego. Wytykano sprzedaż wina i wody z jego zdjęciami przez instytut noszący imię księdza.

- Każdy człowiek, który coś robi, może być uznany za kontrowersyjnego. Trudno też znaleźć kogoś, kto w ogóle nie miałby wrogów - mówił w ubiegłym roku w wywiadzie dla "Dziennika Bałtyckiego" ks. Henryk Jankowski.

Wiele osób znających bliżej ks. prałata twierdzi, że te kontrowersje przesłoniły inne twarze księdza - świetnego organizatora, człowieka, który podniósł z ruin gotycką świątynię pw. św. Brygidy i kapłana wyjątkowo zaangażowanego w działalność charytatywną. I to nie tylko w latach 80., gdy komitet przy parafii pomagał rodzinom prześladowanych.

Grzegorz Pellowski wspomina natychmiastowe ściąganie przez ks. Jankowskiego leków i sztucznej skóry dla ofiar tragicznego pożaru hali stoczni w 1994 r. Pomorscy lekarze opowiadają, jak prałat pomagał oddziałom dziecięcym szpitali i Domowi Małego Dziecka im. Korczaka. I o wartych miliony dolarów lekach przekazanych za pośrednictwem księdza przez Polonię amerykańską. - Gdańsk zawdzięcza mu bardzo wiele - podkreśla ksiądz infułat Stanisław Bogdanowicz, proboszcz bazyliki Mariackiej. - Znałem księdza Henryka jeszcze z czasów wspólnych studiów w gdańskim seminarium. Zawsze był dobrym organizatorem, interesował się zabytkami. Mam wrażenie, że wraz z odejściem księdza prałata Henryka Jankowskiego kończy się pewna epoka. Dla Polski i dla Gdańska.

Ostatnie lata nie były łatwe dla księdza Jankowskiego. Politycy zaczęli omijać parafię św. Brygidy. Cukrzyca, choroba podstępna, czyniła spustoszenia w organizmie. W 2007 r. prałat trafił do szpitala i lekarze amputowali mu dwa palce lewej stopy. Zaczęły pojawiać się kłopoty z pamięcią i koncentracją.

W ubiegłym roku oficjalnie - po sierpniowej zapaści i pobycie w hospicjum - ks. Henryk przeszedł na emeryturę, oddając władzę w parafii ks. Ludwikowi Kowalskiemu. Zachował jednak mieszkanie na piętrze plebanii wypełnione dyplomami, podziękowaniami, zdjęciami ze sławnymi ludźmi. Świadectwo przeszłości.

- Widziałem go ostatni raz przed Wielkanocą, podczas święcenia posiłków - wspomina mec. Roman Nowosielski, znany gdański prawnik. - Siedział w kościele w ławce, zupełnie sam, patrzył na swój kościół. Nikt do niego nie podchodził. Przywitałem się, przypomniałem. Ksiądz od lat 90. czuł się odtrącony. Wydaje mi się, że politycy wywodzący się z Solidarności popełnili wielki błąd, nie znajdując mu miejsca w życiu publicznym. W końcu mieliśmy obok siebie żyjącego bohatera.

W ostatnich dniach czerwca tego roku znów zrobiło się głośno o księdzu Jankowskim. Na okładce płyty zespołu Apteka pojawiło się zdjęcie prałata mierzącego z pistoletu. Fotografię wykonał przed dwoma laty Mariusz Olchowik, były prezes Instytutu Prałata Henryka Jankowskiego. Muzycy twierdzili, że mają zgodę księdza na wykorzystanie jego wizerunku, potwierdzał to także Mariusz Olchowik. Sam ksiądz prałat w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim" zaprzeczał, by komukolwiek dał taką zgodę. Podobnie wypowiadał się proboszcz Ludwik Kowalski, według którego wykorzystano otwartość schorowanego człowieka, który przed laty "składając podpisy, pomagał ludziom".

Już po śmierci księdza prałata o zdjęciu na okładce wspomniał Jerzy Borowczak. Dawny działacz solidarnościowy i jeden z najwierniejszych przyjaciół byłego proboszcza św. Brygidy powiedział, że ksiądz bardzo przeżył czerwcowe zamieszanie wokół swojej osoby. Wyniki badań wykonanych w ostatni piątek w gdańskim szpitalu nie były złe. Spadł poziom cukru we krwi, ksiądz nie narzekał na samopoczucie. Wrócił do swego mieszkania na plebanii, gdzie od wielu lat opiekował się nim miejscowy parafianin Kazimierz Wójcik. W upalny poniedziałek kilka minut po godz. 20 ksiądz Henryk Jankowski zmarł w swoim mieszkaniu. Przyczyną śmierci legendarnego kapelana Solidarności była ostra niewydolność krążenia.

Zostanie pochowany w odbudowanym przez siebie gotyckim kościele pw. św. Brygidy. Uroczystości pogrzebowe odprawiane przez abp. Sławoja Leszka Głodzia rozpoczną się w najbliższą sobotę o godz. 11.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (235)