W co gra Bronisław Komorowski?
Bronisław Komorowski niepostrzeżenie wybił się na polityczną niepodległość i uniezależnił się od PO. Ale czy uda mu się tę suwerenność utrzymać w trakcie nadchodzącej, brutalnej kampanii wyborczej? - zastanawia się dziennik "Polska The Times".
18.02.2011 | aktual.: 18.02.2011 11:41
Sześć miesięcy prezydentury Bronisława Komorowskiego okazało się czasem dużych zmian. Jeszcze w trakcie kampanii startujący po "zaszczyty pod żyrandolem" Komorowski bywał traktowany z lekkim przymrużeniem oka przez prominentnych polityków jego własnej partii wierzących, że prawdziwa władza i realne znaczenie są gdzie indziej. Teraz wiele się zmieniło - choć każda z trzech sił w Platformie ma do prezydenta odmienny stosunek, to żadna go już nie lekceważy.
Najcieplej o prezydencie i jego ostatnich posunięciach mówią politycy kojarzeni z frakcją Grzegorza Schetyny. - Mam nadzieję, że Pałac Prezydencki stanie się prawdziwym ośrodkiem proreformatorskim - mówi jeden z nich.
Najchłodniej oceniają Bronisława Komorowskiego politycy PO kojarzeni ze "spółdzielnią" Cezarego Grabarczyka. Mają mu za złe otoczenie się doradcami z kręgu dawnej Unii Wolności, samodzielną politykę względem opozycji, skierowanie do Trybunału Konstytucyjnego ustawy o cięciach w administracji. Uważają, że prezydent nie jest lojalny względem partii, której zawdzięcza elekcję. - Od samego początku, od momentu, gdy nominował Schetynę na marszałka sejmu, korzysta z każdej okazji, by zagrać Platformie i premierowi na nosie - mówi jeden z ludzi Grabarczyka.
Najostrożniejsze opinie na temat lokatora Pałacu Prezydenckiego padają z ust polityków stanowiących mniej lub bardziej bezpośrednie zaplecze Donalda Tuska.
Stosunek polityków Platformy do prezydenta jest znakomitym miernikiem nastrojów i podziałów w partii. Pokazuje też, że Komorowski staje się coraz ważniejszy.
Ludzie Schetyny widzą w nim wciąż potencjalnego sojusznika dla ich postulatów proreformatorskich.
Z kolei dla stronników Cezarego Grabarczyka i części platformerskich mas Komorowski jest trochę... jak Schetyna. Tak jak nie mogą oni darować byłemu sekretarzowi PO, że miast siedzieć po aferze hazardowej z podkulonym ogonem, ośmielił się zagrać na siebie, tak też podobnej "zdrady" dopatrują się we wszystkich przejawach niezależności Komorowskiego.
Zdaniem Aleksandra Kwaśniewskiego, obecny prezydent kilka razy dał już dowody niezależności, jak choćby wtedy, gdy zaprosił jego i generała Jaruzelskiego na RBN. - To był wyraźny znak, że Komorowski bardzo poważnie traktuje swą wizję prezydentury otwartej, starającej się uwzględniać poglądy wszystkich Polaków - mówi "Polsce" Kwaśniewski. Dodaje jednak, że Komorowskiego dopiero czeka prawdziwy sprawdzian z autonomii. - Będzie nim kampania wyborcza - zaznacza Kwaśniewski.
Faktycznie pogrążona w kryzysie PO będzie potrzebować każdego punktu procentowego, by uniknąć czarnych dla siebie scenariuszy koalicyjnych. Odpowiednio skalowany udział w kampanii prezydenta - cieszącego się coraz większym społecznym zaufaniem, coraz lepiej ocenianego w sondażach - mógłby zatem wiele tu zdziałać. Tylko właściwie dlaczego Komorowski miałby - z jakichś innych powodów niż tylko partyjna lojalność - takiego wsparcia Platformie udzielić?