Uwięziona od 20 miesięcy na lotnisku: boję się, że umrę
Nigeryjka 20 miesięcy temu utknęła w strefie tranzytowej międzynarodowego terminalu. Wylądowała we wrześniu 2006 r. w Rosji i do tej pory koczuje na lotnisku. Poszerza się siatka osób, które chcą pomóc kobiecie. Nie należą do nich jednak władze rosyjskie. Elizabeth płacze do słuchawki: Nie pytaj mnie, co będzie dalej. Boję się, że umrę.
Elizabeth ląduje tu we wrześniu 2006 r. Leci z Niemiec do Syrii, ktoś tam obiecał jej pracę w restauracji. Towarzyszy jej Libańczyk Gassan Ali. Zabiera jej paszport. Tłumaczy, że musi go pokazać znajomym w Moskwie, by zebrać pieniądze na dalszą podróż dla Nigeryjki. Daje jej 70 euro i prosi, by poczekała na lotnisku. Elizabeth czeka dwa dni. Kończą się pieniądze, a Gassan Ali nie wraca.
Nigeryjka zgłasza się do urzędników imigracyjnych. Rosjanie przeglądają listy pasażerów przylatujących do Moskwy. Nazwiska Elizabeth nie ma na żadnej. Czyżby paszport był fałszywy?
"Odrzucają mój wniosek o azyl. Moje życie zostaje nagle uzależnione od miłosierdzia pasażerów" - pisze Elizabeth.
Zapisane drobnym maczkiem dwie kartki z zeszytu przywozi do Polski Marcin Ostachowski, menedżer firmy Unilever w Rosji. Pierwszy raz spotyka Elizabeth pod koniec lutego. Potem jeszcze widzi się z nią cztery razy. Za każdym razem przez godzinę - tyle czasu w drodze do Warszawy może spędzić w strefie, w której koczuje Nigeryjka. Marcin zostawia jej czekoladę, owoce, witaminy. I podręcznik do nauki rosyjskiego ze słownikiem Longmana.
Wyciągnijcie ją stamtąd, tak po ludzku. Tu nie chodzi o żadną politykę, ale o człowieka - prosi "Gazetę" Ostachowski.
Modlę się i czekam, aż Bóg ześle kogoś, kto mnie stąd wydostanie - mówi Elizabeth. Dostaje SMS-y z całego świata od pasażerów, którzy poznali ją w strefie tranzytowej. Dodają jej otuchy. Przez znajomych lecących via Moskwa przekazują pieniądze, jedzenie, książki. Podają im adres: śpiwór moro, drugie piętro.
Marcin Ostachowski: Dwa lata bez powietrza i światła. Na wyżebranym jedzeniu, bo rosyjski urząd imigracyjny nie daje posiłków ludziom z Afryki. Na lotnisku, które wygląda jak podziemia Dworca Centralnego w Warszawie, a nie jak terminal u Spielberga. To gorzej niż więzienie. Pomóżcie jej - apeluje.