PolskaUwielbiamy psioczyć, ale chcemy dobrych newsów!

Uwielbiamy psioczyć, ale chcemy dobrych newsów!

8 września jest w Polsce świętem dobrej wiadomości. O wzroście wskaźnika optymizmu wśród Polaków i oddziaływaniu dobrych wiadomości opowiada Wirtualnej Polsce prof. Wiesław Godzic, medioznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.

Uwielbiamy psioczyć, ale chcemy dobrych newsów!
Źródło zdjęć: © WP.PL

WP: Sylwia Mróz: Polacy to naród optymistów czy osób narzekających?

Wiesław Godzic: - Powiedziałbym, że uwielbiamy narzekać, psioczyć i szukać dziury w całym. Jednak istnieją badania psychologiczne i socjologiczne, i widać to wyraźnie w diagnozie społecznej, że nasz wskaźnik optymizmu wzrasta. Należymy do grupy tych narodów, którzy może nie cieszą się najbardziej z życia, ale które dostrzegają jego uroki. Niektórzy bagatelizują fakt, że mają lepsze mieszkanie, więcej zarabiają, stać ich na zagraniczne wakacje. To wszystko jest jednak nieistotne, bo liczy się jeden czynnik – bezpieczeństwo społeczne. Gdy ten czynnik jest wysoki, to inne parametry usuwają się w cień. Poczucie ciągłego niebezpieczeństwa, które zaistniało wraz ze zmianą systemu ekonomicznego, stało się bardzo niebezpieczne, bo dominujące.

WP: * Od kiedy wzrasta w Polsce wskaźnik optymizmu i z czym ma to związek?*

- Dzieje się tak na przestrzeni ostatnich 2-3 lat. Wydaje mi się, że może to mieć związek z przemianami pokoleniowymi. Coraz więcej młodych, wchodzących w dorosłe życie osób, zadowolonych jest z tego, co ma. Nie widzą większych różnic pomiędzy sobą, a sytuacją rówieśników z innych europejskich krajów.

Mam wrażenie, że to głównie starsi nie są beneficjantami tych zmian, narzekają i obawiają się o przyszłość. Nie są to racjonalne lęki, bo gdyby porównać sytuację sprzed 1989 roku i dzisiejszą, to okazałoby się, że wiele rzeczy zmieniło się na korzyść systemu czasów, w których żyjemy. Ale tego typu przypadkach nie działamy w sposób racjonalny. Wystarczy jeden silny czynnik zagrożenia, by stracić poczucie zadowolenia.

WP: Czy można powiedzieć, że Dzień Dobrej Wiadomości jest szczególnie potrzebny starszemu pokoleniu, które świadomie wchodziło w życie przed rokiem 1989?

- Taki dzień potrzebny jest albo wszystkim, albo nikomu. Z rezerwą odnoszę się do Dnia Dobrej Wiadomości. Nasze życie polega na dostrzeganiu konfliktów, braniu w nich udziału i umiejętnym ich rozwiązywaniu. Konflikt wymaga stron, więc jeśli usuniemy naczelną, w moim mniemaniu, zasadę konfliktu, to doprowadzimy do zamulenia społecznej rzeczywistości. Tworzymy wtedy bajkę, a tak nie można robić.

Należy pokazywać konflikty, ale nie przesadzać z nimi. W magazynach informacyjnych problemem dla mnie nie jest to, że media pokazują te wszystkie okropności, ale sposób w jaki to robią: tabloidowy, płytki. WP: Co dokładnie z tymi złymi wiadomościami jest nie tak? Jak można wpłynąć na poprawę podawanych w mediach informacji?

- Należy zachować odpowiednie proporcje. Jeśli widzę, że 80% czasu antenowego zajmują straszne powodzie i morderstwa, to sprzeciwiam się właśnie tej majoryzacji. Temu, że jest tego tak bardzo dużo. Sam fakt istnienia złych wiadomości powinien być dla nas przestrogą.

WP: * Czyli zgadza się Pan ze zdaniem, że dobre wiadomości są nam potrzebne?*

- Tak, ale nie tylko dobre. Bez wychylania tej wskazówki w drugą stronę. Bardzo łatwo powiedzieć, że wszystkie wiadomości są złe, w związku z czym zamieńmy je na wszystkie dobre.

WP: Dlaczego warto angażować media do tego, by promowały większą liczbę dobrych wiadomości?

- Przez tworzenie dobrych wiadomości rozumiałbym pokazywanie źródeł konfliktów, ale z pewnym szczęśliwym zakończeniem, o ile miał on tylko miejsce. Można pokazać jak przez własną głupotę sportowcy stali się niepełnosprawni, ale nie przestają ćwiczyć, zdobywać nowe cele, co dobrze oddziałuje i jest typem pozytywnego newsa. Ktoś źle zrobił w przeszłości, ale nie poddaje się i dokłada wszelkich starań, by się rozwijać. Mamy tu elementy czegoś groźnego i czegoś dobrego.

WP: W jaki sposób dobre wiadomości oddziałują na społeczeństwo?

- To zależy od ich ilości. Jeśli jest ich za dużo, to jak wszystko co jest przesadzone – nie są przyjmowane. W momencie, gdy stworzą one sympatyczny kontekst, jak w przypadku pasjonatów, którzy wytrwale dążą do celu, to wówczas nabieramy przekonania, którego nawet nie trzeba werbalizować – że w ogóle warto walczyć w życiu. Że ciągle jest coś do zrobienia. I wówczas warto pójść tym tropem, bo taki kontekst buduje przekonanie, że życie nie jest złe. A skoro tak jest, to również i ja mogę spróbować. Tylko są to rzeczy szalenie nieuchwytne.

Jeśli będzie za dużo dobrych wiadomości to ten system nie będzie działał. A jeśli z kolei będzie ich za mało, to będzie działał inny kontekst – negatywnego stosunku do rzeczywistości.

Rozmawiała Sylwia Mróz, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)