Uwaga turyści - zamieszki w Tunezji, Maroku i Syrii
Premier Tunezji Bedżi Kaid Essebsi dopuścił w możliwość przełożenia wyborów zaplanowanych na lipiec, mówiąc, że mogą one zostać przeprowadzone później z przyczyn technicznych. Powodem tego są zamieszki, do których doszło w weekend w stolicy. Do protestów dochodzi także w innych krajach arabskich. W Syrii i Maroku tysiące ludzi wyszło na ulice.
08.05.2011 | aktual.: 09.05.2011 08:37
W wywiadzie telewizyjnym Essebsi powiedział jednak, że trwają prace, aby wszystko odbyło się zgodnie z planem.
Na 24 lipca zaplanowano w Tunezji wybory do zgromadzenia, które ma uchwalić nową konstytucję państwa po obaleniu w styczniu prezydenta Zina el-Abidina Ben Alego. Rewolta w Tunezji stała się inspiracją dla tego typu wystąpień w innych krajach arabskich.
W Tunezji rośnie napięcie w miarę, jak zbliżają się lipcowe wybory. Oczekuje się, że dobrze wypadnie w nich zakazane pod rządami Ben Alego umiarkowane ugrupowanie islamistyczne Ennahda. Ostatnią falę demonstracji wywołała wypowiedź byłego ministra spraw wewnętrznych, że w razie wygrania wyborów przez Ennahdę nastąpi zamach stanu, udaremniający przejęcie władzy przez islamistów.
7 maja wprowadzono w Tunisie godzinę policyjną, uzasadniając to koniecznością ochrony bezpieczeństwa obywateli. 8 maja policja użyła gazu łzawiącego, by rozproszyć w centrum Tunisu kolejną antyrządową demonstrację młodych ludzi. Protesty takie odbywają się w stolicy kraju codziennie od czterech dni.
Kilka tysięcy osób demonstrowało także 8 maja w Marrakeszu, na zachodzie Maroka, domagając się reform od władz - najdłużej rządzącej dynastii w świecie arabskim - i protestując przeciwko terroryzmowi i zastraszaniu.
Zgromadzenie w Marrakeszu jest najnowszym z serii organizowanych przez młodzieżowy Ruch na rzecz Zmian 20 lutego i - jak pisze Reuters - stanowi wyzwanie dla rządu króla Mohammeda VI, który obawia się, że protesty mogą się przekształcić w rewoltę podobną do tej w Egipcie.
Uczestnicy protestu przeszli przed kawiarnią, gdzie 28 kwietnia doszło do ataku bombowego, w którego następstwie zginęło 17 osób, w tym ośmioro Francuzów. Władze aresztowały w ubiegłym tygodniu trzech podejrzanych i powiedziały, że prowodyr ma związki z Al-Kaidą. Tymczasem Al-Kaida Islamskiego Maghrebu w opublikowanym w piątek oświadczeniu zaprzeczyła, by miała coś wspólnego z zamachem w Marrakeszu.
Przedstawiciele władz Maroka poinformowali, że 8 maja w marszu wzięło udział do 3 tysięcy ludzi, niezależne doniesienia mówią o 8 tysiącach uczestników.
W przeciwieństwie do wielu innych państw arabskich Maroko uniknęło w ostatnich miesiącach gwałtownych i krwawych protestów ulicznych.
Najtrudniejsza sytuacja jest w Syrii. Wspierani przez czołgi żołnierze syryjscy wtargnęli do trzech dzielnic położonego w środkowej części kraju miasta Hims oraz do kilku miast na południu Syrii w ramach tłumienia protestów przeciwko autokratycznym rządom prezydenta Baszara el-Asada.
Według świadków, na których powołuje się Reuters, w trakcie pierwszej jak dotąd akcji wojska w mieszkalnych dzielnicach Himsu - trzeciego pod względem liczby ludności miasta Syrii - słychać było strzały artyleryjskie i ogień z karabinów maszynowych. Jak podało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka, w ciągu nocy zginęła tam co najmniej jedna osoba cywilna - 12-letnie dziecko.
- Dzielnice (Bab Sebaa, Bab Amro i Tal al-Sur) są od 7 maja w stanie pełnego oblężenia. Absolutnie nic nie wiadomo na temat liczby zabitych i rannych. W dzielnicach tych wciąż są przerwy w łączności telefonicznej i dostawach prądu - głosi oświadczenie Obserwatorium.
- Są doniesienia o przypadkach śmierci, ale nie można tego potwierdzić. Nie mogę wyjść z mojego domu. Siły bezpieczeństwa są wszędzie - powiedział przez telefon działacz ruchu obrony praw człowieka z Hims.
Inny działacz tego ruchu z urodzajnego płaskowyżu Hauran na południu Syrii poinformował, że w tamtejszym mieście Tafas siły bezpieczeństwa zabiły mężczyznę po wtargnięciu do jego domu. W Tafas dokonano licznych aresztowań. - Działają na sposób izraelski. Przychodzą z listami nazwisk setek poszukiwanych i oblegają całe miasta - dodał ów działacz.
Zainspirowane wydarzeniami w innych państwach arabskich syryjskie demonstracje, które rozpoczęły się 18 marca w mieście Dara, rozszerzyły się w piątek na płaskowyż Hauran, graniczący na południu z Jordanią i na zachodzie z okupowanymi przez Izrael Wzgórzami Golan.
8 maja czołgi wjechały do miast Tafas, Dael i Ibtaa na płaskowyżu Hauran. Tamtejsi mieszkańcy poinformowali, że strzelano, a żołnierze i funkcjonariusze sił bezpieczeństwa wdzierali się do domów, aresztując młodych ludzi. Trzy te miasta mają łącznie około 80 tys. mieszkańców.
Armia zwiększyła liczbę stacjonujących na płaskowyżu Hauran żołnierzy, częściowo wycofując ich z miasta Dara do pobliskich wiosek. - Wiedzieliśmy, że nie wybaczą nam naszej solidarności z Darą. Podjęli także akcję przeciwko Tafas, ponieważ schroniło sie tam wielu młodych ludzi, którzy uciekli przed atakiem na Darę - powiedział jeden z mieszkańców Tafas.
Dziesiątki tysięcy wieśniaków z Hauran zebrało się w piątek w Tafas, skandując hasła z żądaniem ustąpienia prezydenta Asada. Nie mogli się jednak przedostać do Dary, obstawionej od blisko dwóch tygodni przez czołgi. Była to jedna z największych demonstracji na płaskowyżu i nie zakłóciły jej zgromadzone w pobliżu znaczne siły bezpieczeństwa.
Według działaczy opozycyjnych, masowe aresztowania kontynuowano w niedzielę w sunnickich dzielnicach nadmorskiego miasta Banijas, gdzie w sobotę siły rządowe zastrzeliły sześciu cywilów. Jak podało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka, zatrzymano tam kolejne 200 osób, w tym przywódców protestów. Wśród aresztowanych jest też 10-letnie dziecko.
Według cytowanego przez Reutera zachodniego dyplomaty, w ciągu siedmiu tygodni niepokojów w Syrii aresztowania objęły 7 tys. ludzi. Jak podają obrońcy praw człowieka, siły bezpieczeństwa zabiły przez ten czas co najmniej 800 cywilów.
Podobnie jak jego zmarły w 2000 roku ojciec i poprzednik na stanowisku prezydenta Hafez el-Asad, Baszar el-Asad opiera się w rządzeniu na islamskiej mniejszości alawitów, co budzi niechęć dominujących w kraju liczebnie sunnitów.