Uwaga dopalacze
W Polsce w ponad 40 sklepach w realu i kilkudziesięciu internetowych można kupić tzw. dopalacze. To środki, które mają działanie zbliżone do narkotyków.
31.07.2009 | aktual.: 01.10.2010 12:40
Z pozoru te produkty wyglądają niewinnie. Kolorowe torebki z niewiele mówiącymi napisami: „Arctic blue” czy „Smuga cienia”. Czasem producenci zdradzają coś więcej, jak w przypadku środka Devils. „To hardcorowe tabsy, które pozwalają wyzwolić grzesznika w nawet największych świętoszkach. Gdy trafisz do piekła, Devilsy są Twoim ratunkiem. To przejażdżka, jakiej nie da Ci żadna ekstaza” – czytamy na opakowaniu. Jednak w większości przypadków na etykietach widnieją informacje: „Produkty przeznaczone są wyłącznie do zastosowań edukacyjnych, badawczych oraz jako ozdoby i okazy kolekcjonerskie”, „Nie do spożycia przez ludzi” lub „Środek do uprawy roślin”. Kupujący je, wbrew tym informacjom, zażywają preparaty. Spodziewają się, że tabletki czy zioła poprawią im nastrój, wywołując euforię, wyciszenie albo psychodeliczne wizje czy halucynacje. W gruncie rzeczy te mieszanki substancji syntetycznych i roślinnych mają nie do końca zbadane działanie podobne do narkotyków i mogą być niebezpieczne dla życia lub zdrowia. Na
przykład pochodna piperazyny, czyli substancji psychoaktywnej wykorzystywanej w leczeniu schizofrenii i psychoz, którą zawierają dopalacze o nazwach Devilsy, Frenzy czy Hammer, może podwyższyć temperaturę ciała, powodować bezsenność, rozpad osobowości, neurozy, a w przypadku przedawkowania – śmierć. Na forach internetowych można przeczytać o „bad trip”, czyli przypadkach zejścia. Bardzo niebezpieczne jest zażywanie dopalaczy razem z lekami albo mieszanie ich z alkoholem.
Furtka do narkotyków
Dopalacze to termin niemający charakteru naukowego. Używa się go potocznie na określenie środków o działaniu psychodelicznym, nieznajdujących się na liście substancji kontrolowanych przepisami ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Tak naprawdę nie wiadomo do końca, jaki jest ich skład. Z umieszczonych na opakowaniach naklejek w języku polskim wynika, że towar nie jest przeznaczony do spożycia, ale według informacji w języku angielskim to artykuły spożywcze. Właśnie tutaj pojawia się możliwość obejścia prawa i legalnego sprzedawania dopalaczy. Sklepy oferują produkt nie do spożycia, który jednak spożywają kupujący. A więc na własną odpowiedzialność działają na swoją szkodę, a producentów i sprzedawców nie ma za co karać. Co nie jest zabronione, wydaje się dozwolone. Sprzedawcy dopalaczy wiedzą o tej luce w przepisach i to wykorzystują. – To oszukiwanie ludzi. Na towarach napisano, że produkt nie jest przeznaczony do spożycia, a więc może być niebezpieczny dla zdrowia – uważa Piotr Jabłoński, dyr. Krajowego
Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii. – Z drugiej strony to otwarta droga do sięgania po inne silniejsze substancje, po narkotyki.
Nowe mieszanki
W kwietniu tego roku weszła w życie znowelizowana z inicjatywy rządu ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii, w której jest też mowa o substancjach wchodzących w skład dopalaczy. Ustawa wprowadza zakaz obrotu 17 substancjami syntetycznymi i roślinnymi. Jest wśród nich benzylopiperazyna (BZP), wchodząca dotąd w skład 70 proc. dopalaczy, którą Rada Unii Europejskiej wpisała na listę substancji psychotropowych, bo wywołuje efekt podobny do amfetaminy (ma ok. 10 proc. jej siły działania), i szałwia wieszcza, zwana też meksykańską. Dopalacze zawierające te substancje zostały wycofane ze sprzedaży. Ale ponieważ na opakowaniach dostępnych nadal środków znajdują się ponaklejane na siebie etykiety z mylnymi informacjami o ich składzie, trudno wywnioskować, co zawierają. Dlatego może się zdarzyć, że w nowych mieszankach wchodzących na rynek zawarte są zakazane składniki. – Stale pojawiają się nowe dopalacze zawierające nowe mieszanki substancji syntetycznych czy roślinnych, a badania nad oceną ich skutków dla zdrowia
indywidualnego i publicznego wymagają czasu. Np. w przypadku benzylopiperazyny BZP potrzeba na to 2 lat – mówi Piotr Jabłoński. W tym czasie preparat jest bez przeszkód sprzedawany. * Legalna alternatywa*
We wszystkich krajach Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii działa tzw. system wczesnego ostrzegania. W Polsce od 1 maja 2004 r. w strukturach Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii ukształtowała się wyspecjalizowana agencja mająca za zadanie wychwytywanie nowych substancji działających jak narkotyki. Między innymi na skutek jej działań znowelizowano ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii. Na stronach Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii www.dopalaczeinfo.pl można znaleźć informacje o dopalaczach, prezentowane w ramach kampanii „Dopalacze mogą cię wypalić”. Niestety, sklepy z dopalaczami w realu i internecie mają się dobrze. Tzw. smart shopy pojawiły się kilka lat temu najpierw w Holandii i Wielkiej Brytanii, a od ponad roku sprzedają swoje towary w internecie. Ich nazwa pochodzi od rzekomych właściwości sprzedawanych substancji – według producentów – usprawniających funkcje poznawcze osób stosujących je („smart drugs”). Przedstawiciele
importerów przekonują, że dopalacze są „legalną alternatywną dla niebezpiecznych substancji narkotycznych”. Naprawdę są równie szkodliwe i niebezpieczne, a stoją za nimi zagraniczne firmy, wytwarzające w swoich laboratoriach środki działające podobnie jak amfetamina czy LSD.
Dozwolone kolekcjonowanie
Przeciwko sklepom sprzedającym dopalacze protestują różne środowiska w całym kraju. Samorządy domagają się, by ich zwalczaniem zajęła się prokuratura. Niezadowoleni rodzice, bojąc się, że z produktów będą korzystać ich dzieci, organizują przed sklepami pikiety. W Katowicach do likwidacji sklepu z dopalaczami przyczynili się dziennikarze lokalnej telewizji. Bezradna pozostaje policja. Na Podkarpaciu, w Lublinie, w Kielcach sanepid kontrolował sklepy z dopalaczami, ale nie było do czego się przyczepić. – Nie stwierdziliśmy tam środków spożywczych – informuje Grażyna Majewska, powiatowy inspektor sanitarny w Kielcach. Podobnie argumentuje swoją bezsilność wobec funkcjonowania tych sklepów Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Uprawnieni do kontroli dopalaczy są także Główny Inspektorat Farmaceutyczny i Policja. Ale jak mają podważać funkcjonowanie sprzedaży „niewinnych” produktów przeznaczonych wyłącznie do kolekcjonowania? W tej sytuacji pozostaje nam włączyć zdrowy rozsądek i omijać szerokim
łukiem sklepy proponujące dopalacze.
Barbara Gruszka-Zych