Utracone śląskie marzenie© Agencja Gazeta

Utracone śląskie marzenie

Zbigniew Rokita
10 lipca 2020

Na początku poprzedniej dekady na Górnym Śląsku coś pękło. Na horyzoncie majaczyła autonomia regionu. Wielu wierzyło, że się uda. 10 lat później niewiele zostało z zapału sprzed dekady. Inaczej, niż sto lat temu.

Procesy trwały od dłuższego czasu, ale około 2010 roku stały się wyraźnie widoczne. Kodyfikacja śląszczyzny, kolejne przekłady na śląski światowej literatury od Dickensa po Ajschylosa, rosnąca świadomość własnych korzeni u miejscowych. Wielu coraz chętniej obnosiło się ze swoją śląskością, znikało poczucie wstydu, że "śląskie to wiejskie, gorsze". Wreszcie sukcesy wyborcze Ruchu Autonomii Śląska i niespodziewane 847 tysięcy deklaracji przynależności do narodu śląskiego.

Trwała górnośląska wiosna.

Lider RAŚ Jerzy Gorzelik obiecywał wówczas, że latem 2020 roku, w setną rocznicę przyznania autonomii przez władze II RP - Górny Śląsk tę międzywojenną autonomię odzyska. Wielu wtedy w to wierzyło i miało po temu powody..
10 lat później Ślązacy nadal nie są narodem w świetle polskiego prawa, ich język ma formalnie taki status jak slang grzybiarzy (walka toczy się o status języka regionalnego, którym cieszy się już kaszubski) a Śląsk nie ma autonomii.

Czy sto lat wcześniej dostał ją na kredyt?

1920: AUTONOMIA ALBO NIEMCY

Warszawa obiecała Ślązakom autonomię w 1920 roku. Region targany był wówczas niewypowiedzianą wojną polsko-niemiecką i kolejnymi powstaniami. Pogrążał się w powojennym chaosie, niebawem miał odbyć się plebiscyt, w którym mieszkańcy mieli wypowiedzieć się, gdzie chcieliby, aby mieściła się ich stolica: w Berlinie czy w Warszawie.

Autonomia, którą Polacy przyznali województwu śląskiemu "na zeszyt", jeszcze przed jego utworzeniem, miała być zachętą dla Ślązaków, by w dniu plebiscytu opowiedzieć się za Rzeczpospolitą. Większość głosujących co prawda poparła Niemcy, ale trzecie powstanie śląskie oraz decyzja aliantów sprawiły, że skrawek Górnego Śląska wraz z ogromną częścią przemysłu przypadł Polsce.

Mikroskopijne, stanowiące plus-minus 1 procent powierzchni Polski województwo śląskie, było jedynym, które uzyskało autonomię (nie doczekała się jej np. Galicji Wschodnia). Zakres jego niezależności był spory. Posiadało własny parlament, który z wyłączeniem kilku sfer jak polityka zagraniczna czy celna decydował o funkcjonowaniu regionu. Warszawie odpalano tylko część dochodów, reszta zostawała w bogatej autonomii, która przetrwała 19 lat.

Wybuch wojny na pół wieku zakończył temat śląskiej niezależności.

De facto województwo utraciło autonomię w 1939 roku po wkroczeniu Niemców, a de iure w 1945 - po wkroczeniu tam Polski Ludowej. Temat na pół wieku przestał istnieć.

PO 1989: OD KANAPY DO RENESANSU

Ruch Autonomii Śląska narodził się krótko po upadku komuny. Początkowo była to partia kanapowa. Jej trzon tworzyli uchodzący za oryginałów panowie w dojrzałym wieku, którzy nie mieli ani pomysłu, ani szans na wywalczenie dla Górnego Śląska autonomii – związani byli głównie z południem regionu, z ziemią rybnicką, a ich twarzami stały się takie osoby jak poseł I kadencji sejmu Paweł Musioł, Rudolf Kołodziejczyk czy Krzysztof Kluczniok Stworzyli nawet "Siedem prawd Ślązaka", m.in. "Jesteśmy Ślązakami, zobowiązuje nas to do czynów szlachetnych" czy "Nie opuścimy Śląska skąd nasz naród, a język swój zachowamy".

Ale potem zaczął się renesans tożsamości. Klimat początku nowego tysiąclecia, gdy Polska szła po członkostwo w Unii Europejskiej i Keine Grenzen, ten wręcz euroentuzjazm udzielający się ludziom tak w stolicy, jak w regionach, sprzyjał.

Twarzą odrodzenia autonomistów i poniekąd całego regionu stał się Jerzy Gorzelik. W 2003 roku został liderem RAŚ i pozostaje nim po dziś dzień. Miał wówczas 32 lata, był rzutkim, pyskatym, bystrym działaczem. Niektórzy nazywali go wykształconym Lepperem, a wykształcony rzeczywiście jest. Bazując na stereotypach o Śląsku, po liderze autonomistów można by spodziewać się jowialności, kilofa i rzucanych na lewo i prawo wiców. Tymczasem Gorzelik jest doktorem historii sztuki, mówi w paru językach. Popularność zdobył jako dwudziestokilkulatek, walcząc w latach dziewięćdziesiątych o rejestrację Związku Ludności Narodowości Śląskiej. Przegrał, podobnie jak podczas drugiego podejścia kilkanaście lat później.

NIEWYKORZYSTANY MOMENT

Odniósł jednak inny sukces. RAŚ w 2010 roku w wyborach do sejmiku wojewódzkiego otrzymał aż 8,5% głosów i wprowadził tam trójkę radnych. Cztery lata temu uzyskał jeszcze lepszy rezultat. Niemal nieprzerwanie w latach 2010-2018 współrządził województwem.

U progu górnośląskiej wiosny Gorzelik ogłosił: odzyskamy autonomię do 2020 roku.

Dziś działacze RAŚ wspominają, że wówczas rzeczywiście w to wierzyli. Wkrótce entuzjazm wzrósł jeszcze bardziej. W spisie powszechnym z 2011 roku 847 tysięcy mieszkańców regionu zadeklarowało narodowość śląską. Na Górnym Śląsku mogło się wydawać, że wszystko jest możliwe.

"Jorg" opowiedział mi kiedyś o pewnym spotkaniu kilkanaście lat temu:

- Byliśmy w kancelarii premiera. Zapewnili nas, że jeśli zmobilizujemy Ślązaków, jeśli Warszawa zobaczy, że na Śląsku jest poparcie dla idei autonomii, to oni są w stanie nam pomóc.

Idea autonomii chwyciła, niedługo po sukcesie Górnoślązaków powstały ruchy autonomii Mazur, Podlasia, Kaszëbskô Jednota. A RAŚ pod przewodnictwem Gorzelika stał się największą partią regionalną w kraju. Ruch otworzył się również na mieszkańców regionu, których korzenie nie sięgają daleko w głąb górnośląskiej ziemi. Sam "Jorg" ma mieszane korzenie. Krojcok – tak mówi się tu o takich jak on. Pochodzi z Zabrza, wychowywał się w Katowicach. Od strony ojca to typowo śląska rodzina, ale od strony matki już nie. Jego pradziadek Zdzisław przyjechał na Śląsk po I wojnie światowej w ramach akcji polonizacyjnej: walczył z autonomistami o odwiecznie polski Śląsk. Zupełnie inaczej niż jego prawnuk.

Przez kilka lat fala wzbierała. W roku 2007 katowickimi ulicami przeszedł pierwszy Marsz Autonomii. Początkowo maszerowały setki, później tysiące ludzi. Autonomiści podkreślali do znudzenia: nie jesteśmy separatystami, nie chcemy sięgać po przemoc, jesteśmy pokojowo nastawieni. Powtarzali, że autonomia to żadne kuriozum, a gdy byłem na ich ubiegłorocznym Marszu, wręczyli mi ulotkę. Pytano na niej, dlaczego w innych krajach wpływy z VAT pozostają w regionach, a w Polsce nie. Wyliczali: w przypadku Hiszpanii pozostaje 50%, Niemiec 43%, a w Polsce – zero.

Ale mijały lata, autonomia nie przychodziła. Wiele błędów popełnili sami autonomiści: zbyt długo działali jako oparty na "ściepach" ruch pro bono, nie stworzono bazy finansowo-organizacyjnej. RAŚ opierał się na młodych, ale ci pozakładali rodziny, mieli coraz mniej czasu, a kolejnego pokolenia przyciągnąć się nie udało. Zaczęły się też wewnętrzne podziały, w końcu schizma.

A równocześnie wiatr historii zmienił kierunek. Zaczął Ślązakom wiać prosto w twarz.

POGRZEBANA AUTONOMIA?

Pogłębiała się wojna polsko-polska. W 2015 r. zaczął się kryzys migracyjny, który wielu nastraja wrogo wobec mniejszości i inności, przyśpiesza w Polsce rozczarowanie Zachodem, kończy się epoka otwartości i europejskiej jedności, na której autonomiści się wzmocnili. Gwiazda RAŚ powoli gasła.

W 2018 roku autonomiści wystartowali w wyborach do sejmiku pod nowym szyldem – Śląska Partia Regionalna. Jeszcze wcześniej środowisko górnośląskie rozpadło się na dwa ugrupowania o podobnych nazwach: obok ŚPR byli to też bardziej etnonacjonalistyczni Ślonzoki Razem. Oba ugrupowania wybory przegrały z kretesem. Na ubiegłorocznym Marszu nie było już tej energii co dawniej, nie było tylu manifestujących. Entuzjazm osłabł.

Ilu na Górnym Śląsku jest dziś zwolenników autonomii? Trudno powiedzieć. Dane są szczątkowe, a metodologia pozostawia wiele do życzenia. Na przykład w maju tego roku, po rozlaniu się hejtu na Ślązaków związanego z wykryciem ognisk koronawirusa w kopalniach, internetową sondę przeprowadził "Super Express". Pytanie brzmiało: "Czy jesteś za autonomią dla Śląska". 63% respondentów odpowiedziało twierdząco, 20% opowiedziało się za utworzeniem odrębnego państwa. Czy wyniki "SE" odpowiadają rzeczywistości? Niezupełnie, szczególnie bawi drugi, bowiem na Śląsku separatystów jest mniej niż w Polsce monarchistów i są równie (nie)wpływowi.

Jednocześnie wystarczy zajrzeć na którąś z popularniejszych zamkniętych grup górnośląskich na Facebooku, żeby zobaczyć, jak temat samodzielności (nazywanej niepodległością czy autonomią) rezonuje. Po fali majowego hejtu było tego na kopy. Często słów "niepodległość" i "autonomia" używa się wymiennie i nieświadomie. Nie idzie za nimi gruntowny plan secesji czy landyzacji Polski, służy raczej odreagowaniu prawdziwych lub urojonych krzywd, doświadczanych od reszty kraju. Hasła "My karmimy Polskę", "Tracimy gospodarczo w scentralizowanym kraju" nieprzerwanie buksują w górnośląskich domach i w sieci.

W zeszłym roku do Katowic przyjechał jeden z lepszych donbaskich dziennikarzy, Denis Kazański. Poprosiłem go, żebyśmy porównali autostereotypy mieszkańców Ślązaków i mieszkańców Donbasu. Okazało się, że są bardzo do siebie podobne: czyści, uczciwi, pracowici, zapewniliśmy całemu państwu dobrobyt, a tam w stolicy nas wciąż oszukują. Choć zawsze trzeba czynić zastrzeżenie: to wyobrażenie tylko części mieszkańców Górnego Śląska.

10 lat temu w rozmowie z "Wyborczą" to samo mówił Kazimierz Kutz: "Wszystko byłoby inaczej, gdyby na początku XX wieku Śląsk stał się samodzielnym państwem. […] Mógłby stać się taką środkowoeuropejską Szwajcarią. A tak Śląsk zawsze jest traktowany jako margines, jako ciało obce. A to w Niemczech, a to w Polsce". Znaczenie niepodległości dla Ślązaków kojarzy mi się z czasem z opowieściami Polaków o kolonii na Madagaskarze czy zdobyciu Moskwy w 1612 roku – z rojeniem o utraconej wielkości. Miraże potęgi napędzały jednak z pewnością część zwolenników RAŚ.

Dziś o autonomii nie rozmawia się na co dzień w każdym śląskim domu. W 2020 roku niezależne województwo śląskie to abstrakcyjny i egzotyczny pomysł – tak nieprawdopodobny, że trudno projektować, jak wyglądałaby taka autonomia.
Co, gdyby to wyobrażenie, to marzenie, stało się rzeczywistością?

ŚLŮNSKA WIZJA

Jeśli Śląsk wywalczyłby autonomię, to na jakim obszarze? Nazwa ruchu jest myląca: nie chodzi o autonomię dla całego Śląska, ten bowiem ciągnie się od Zgorzelca po Ostrawę, obejmuje choćby Wrocław, w którym o RAŚ pewnie mało kto słyszał. Realnie mogłaby objąć część historycznego Górnego Śląska (RAŚ życzyłby sobie nowego podziału administracyjnego, w ramach którego większość województwa opolskiego mogłaby utworzyć wraz z obecnym województwem śląskim jeden organizm) i kawałek Małopolski.

Małopolski? Tak. Dziś województwo śląskie składa się bowiem w niewielkiej, ale jednak większości z ziem historycznie nie śląskich, a właśnie małopolskich: Jaworzno, Częstochowa, Żywiec, Sosnowiec itd. Postulat zmiany nazwy województwa na śląsko-małopolskie pada w tych miastach raz po raz. Autonomiści to w przeważającej mierze Ślązacy, Małopolanie mniej chętnie spoglądają na pomysł większej samodzielności regionu, oddania większych prerogatyw Katowicom, odebrania ich centrum kraju. Jak pisałem, brakuje badań, wiele jednak wskazuje na to, że autonomia nie jest postulatem większości mieszkańców województwa śląskiego.

Pojawiają się też od lat pomysły utworzenia województwa częstochowskiego, co uszczupliłoby stan posiadania obecnego województwa śląskiego. W RAŚ nie budzi natomiast wątpliwości, że ewentualna autonomia musiałaby objąć zagłębie dąbrowskie. Oddzielenie od siebie tworzących dziś trzon metropolii dwóch miast byłoby szkodliwe dla wszystkich.

KONIEC ŚLĄSKIEJ WIOSNY

Gorzelik przyznaje, że pomylił się w kalkulacjach. Na autonomię trzeba będzie poczekać. Romantyczna górnośląska wiosna zmieniła się w czas pozytywistycznej pracy u podstaw. Wydaje się książki, dyskutuje na portalach, przekłada się na śląski książki. Dzieje się też poza regionem. W Sejmie po raz pierwszy powstał Zespół ds. Języka Śląskiego i Kultury Śląskiej, któremu przewodzi śląska posłanka Monika Rosa (ta, pod adresem której niedawno padły skandaliczne słowa: "Założę maseczkę, bo ze Śląska"). W Parlamencie Europejskim działa Ślązak Łukasz Kohut (również wywodzący się z RAŚ), który zabiega, aby w 2029 roku Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia została Europejską Stolicą Kultury.

Ostatnio uruchomił Śląską Tarczę Antydyskryminacyjną, prosząc o informacje o przypadkach dyskryminowania Ślązaków w związku z pojawieniem się w regionie kopalnianych ognisk epidemicznych. Zaczęło się od przypadków odmawiania rezerwacji miejsc w pensjonatach, potem, jak twierdzi Kohut, podobnych zawiadomień spłynęło do niego bardzo dużo. Kilka dni temu pisał o swojej interwencji "w sprawie odmówienia leczenia niepełnosprawnej dziewczynki, która potrzebowała rehabilitacji na cito. Szpital w Jaworzu, który odmówił, tłumaczył się tym, że osób z rodzin górniczych i miejscowości górniczych nie przyjmują".

Trochę się na Śląsku dzieje, ale czuć, że powstała wyrwa po RAŚ i kilku inicjatywach, które zniknęły w ostatnich latach. Czuć rozczarowanie. Ślązakom potrzebna jest nowa idea, która ich poniesie tak, jak dekadę temu zrobiła to autonomia. Być może paliwem okaże się przyszłoroczny spis powszechny – czy wynik 847 tysięcy deklarujących narodowość śląską zostanie poprawiony?

Zbigniew Rokita jest reporterem, specjalizuje się w tematyce Europy Wschodniej i Górnego Śląska. Autor książki Królowie strzelców (Wydawnictwo Czarne 2018). Niebawem ukaże się jego książka reporterska o Górnym Śląsku.

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (15)