Ustawa parareprywatyzacyjna, czyli jak wylano pięciu Polaków przy kąpieli Żyda i Amerykanina [OPINIA]
Z dziką reprywatyzacją należy skończyć jak najszybciej. Kłopot w tym, że przyjęte przez Sejm rozwiązanie jest prostackie i niezgodne z podstawowymi prawami obywatelskimi.
26.06.2021 16:55
Oczyśćmy przedpole, by nie było wątpliwości. Po pierwsze, wielokrotnie występowałem po stronie ofiar dzikiej reprywatyzacji. I wielokrotnie krytykowałem bonzów nieetycznego i nielegalnego procederu reprywatyzacyjnego. Piszę to nie po to, by się chwalić, lecz by pokazać, że to nie jest tekst osoby, która ma interes w napisaniu słów, które są dalej.
Po drugie, gdy patrzę na reakcje USA i Izraela, którym to państwom wydaje się, że mogą narzucać kształt prawa w Polsce - robi mi się niedobrze. Jeśli więc moje wnioskowanie gdziekolwiek jest zbieżne z poglądami prezentowanymi przez USA i Izrael, to bynajmniej nie jest to efekt mojej wiernopoddańczości. Bo, mówiąc szczerze, pouczanie Polski przez mocarstwa, jakie Polska ma prawo przyjmować przepisy, działa na mnie jak płachta na byka.
Ale do rzeczy...
Przerzucenie odpowiedzialności
Nowelizacja kodeksu postępowania administracyjnego, którą uchwalił rząd, w zasadzie kończy z reprywatyzacją. Postanowiono bowiem - i to kluczowe w całej nowelizacji - że nie będzie można stwierdzić nieważności decyzji administracyjnych, które wydano co najmniej 30 lat temu. W efekcie ci, którzy chcieliby otrzymać z powrotem nieruchomość lub odszkodowanie, nie będą mieli potrzebnego im papieru. A tłumacząc już najprościej, jak się da: Sejm uznał, że jak błąd popełniono dawno, dawno temu, to trudno - za ten błąd nie może płacić Polska w roku 2021 i latach kolejnych.
Czy to logiczne podejście? Moim zdaniem jak najbardziej akceptowalne.
Nieakceptowalne jednak jest to, co Sejm uchwalił w przepisie przejściowym. Parlamentarzyści postanowili bowiem, że umorzone zostaną wszelkie postępowania w toku. Co to oznacza? Ano tyle, że jeśli trzy, pięć czy dziesięć lat temu ktoś postanowił odzyskać nieruchomość po swoim dziadku (ewentualnie uzyskać odszkodowanie, gdy zwrot tej nieruchomości nie jest możliwy), i sprawa dalej się ślamazarzy, to ten ktoś już nieruchomości nie odzyska. I to jest, nie mam wątpliwości, skandal. Państwo polskie chce w majestacie prawa przerzucić odpowiedzialność za nieudolność naszego państwa na osoby, które nie są jej winne.
ZOBACZ: Kaczyński obiecał podwyżki dla posłów? Komentarz Jarosława Sellina
Wystarczy bowiem zadać jedno konkretne pytanie: czy gdy ktoś złożył wszelkie potrzebne wnioski, dokumenty i powództwa kilka(naście) lat temu i do dziś nie ma odpowiedzi, winę za tę sytuację ponosi ten ktoś czy też aparat państwa, który tak długo zajmuje się sprawą? Ja nie mam wątpliwości, że właściwe jest to drugie wskazanie.
Wątpliwości nie powinny wpływać na umorzenia postępowań
Oczywiście można by się zastanawiać, czy właściwym czasem na odzyskiwanie nieruchomości zagrabionych w latach 40. XX wieku nie były najpóźniej lata 90. XX wieku. Można też uważać, że nie było powodu, aby krzywdy dziadków wynagradzać wnukom. Jakie bowiem straty poniósł 40-letni mężczyzna z tego powodu, że jego dziadkom odebrano dom po wojnie?
Tyle że te wątpliwości, jakkolwiek uzasadnione, nie powinny mieć przełożenia na umorzenie trwających postępowań. Gdy bowiem ktoś dopełnił wszystkich wymogów w 2015 r., gdy nie obowiązywała żadna ustawa reprywatyzacyjna ograniczająca zwroty, to należy tego kogoś traktować zgodnie z przepisami obowiązującymi w 2015 r.
Ktoś zakrzyknie: "ale będzie drożej, bo tym osobom jeszcze będzie trzeba oddać nieruchomości lub wypłacić odszkodowania!".
Będzie drożej, ale z winy państwa
To prawda, będzie drożej. Tyle że to wina nie osób walczących o zwrot, lecz polskiego państwa, które nie potrafiło przyjąć w odpowiednim czasie ustawy reprywatyzacyjnej. Dziś zaś narusza zasadę zaufania obywateli do państwa oraz prawo własności, przerzucając odpowiedzialność za trwające latami postępowanie na ludzi, którzy nie mają wpływu na to, czy decyzję zwrotną otrzymuje się w rok, czy w lat 10.
Nie mam nic przeciwko wprowadzeniu ograniczeń w możliwości reprywatyzacji. Nie razi mnie to, że stracić na tym mogą Żydzi i Amerykanie. Trudno jednak pogodzić się z sytuacją, w której w imię nawet słusznej idei ustawodawca przyjmuje prawo działające wstecz. I dotykające nie amerykańskich Żydów mających pałace, lecz Kowalskiego, którego dziadków ubecja wygnała z domu tuż po wojnie.