ŚwiatUstawa o IPN jest narzędziem walki politycznej w Izraelu. Liderzy nie liczą się z konsekwencjami

Ustawa o IPN jest narzędziem walki politycznej w Izraelu. Liderzy nie liczą się z konsekwencjami

Premier Mateusz Morawiecki uznał słowa izraelskiego polityka Jaira Lapida, że "były polskie obozy śmierci i żadna ustawa tego nie zmieni" za "policzek wymierzony w twarz wszystkich pomordowanych". Komentując ustawę o IPN Lapid napisał też „nie zapomnieliśmy i nie wybaczyliśmy". Politycy są nieprzejednani. W przyszłości może się jednak okazać, że będą musieli ze sobą współpracować.

Ustawa o IPN jest narzędziem walki politycznej w Izraelu. Liderzy nie liczą się z konsekwencjami
Źródło zdjęć: © Getty Images
Jarosław Kociszewski

"Ustawa o IPN była dyskutowana przez półtora roku. Strona izraelska była o wszystkim doskonale poinformowana, uwzględniono izraelski postulat swobody badań naukowych" – premier Mateusz Morawiecki powiedział w wywiadzie dla "Super Expressu". Te konsultacje nie zapobiegły jednak najpoważniejszemu konfliktowi pomiędzy Polską a Izraelem od czasu nawiązania stosunków dyplomatycznych w 1990 r. Również wtedy nie obeszło się bez trudności, wznowienie relacji pomiędzy państwami opóźniła wypowiedź ówczesnego premiera państwa żydowskiego Icchaka Szamira, według którego "Polacy wyssali antysemitzym z mlekiem matki".

Paradoksalnie, to właśnie ostre słowa, oskarżenia i nieprzejednana postawa Lapida i Morawieckiego mogą spowodować, że w przyszłości będą musieli podać sobie ręce. Do wyborów w Izraelu jest jeszcze ponad rok, a premier Beniamin Netanjahu walczy jak lew o pozostanie u władzy, ale już widać wyraźny konflikt pomiędzy dwoma politykami młodszego pokolenia, którzy chętnie zastąpią go na stanowisku szefa rządu. Jednym z nich jest właśnie Jair Lapid, przywódca centrowej, liberalnej partii Jesz Atid (Jest Przyszłość). Jego głównym rywalemjest obecny minister edukacji Naftali Bennett stojący na czele prawicowego ugrupowania Ha’Bait Ha’Jehudi (Dom Żydowski).

Lapid chce udowodnić, że jest patriotą

Politycy ścierają się przy każdej nadarzającej się okazji. Tak również stało się w związku z przyjęciem w Polsce ustawy o IPN. Lapid, 55 letni były dziennikarz, pisarz, aktor i syn nieżyjącego, znanego publicysty Tommyego Lapida, zaledwie 6 lat temu rozpoczął karierę polityczną. Teraz stara się udowodnić, że nie jest lewackim słabeuszem rozpieszczonym przez wygodne, mieszczańskie życie w bogatym, północnym Tel-Awiwie.

W 2013 roku Jesz Atid odniosła wielki sukces w pierwszych wyborach, w których wystartowała. Ugrupowanie Lapida stało się drugą siłą polityczną w Izraelu, a on sam objął tekę ministra finansów w rządzie Netanjahu. W tym czasie został nawet uznany przez dziennik "The Jerusalem Post" za najbardziej wpływowego Żyda na świecie. Charyzmatyczny, błyskotliwy nowicjusz, który miał wnieść powiew świeżości do polityki, nie spełnił pokładanych w nim nadziei, a w kolejnych wyborach jego ugrupowanie straciło prawie połowę mandatów.

W opozycji Lapid odbudował partię. Według najnowszych sondaży Jesz Atid idzie łeb w łeb z Likudem premiera Natanjahu i gdyby wybory odbyły się już teraz, to Lapid miałby realną szansę stanąć na czele nowego, koalicyjnego rządu. Zachowanie tej pozycji wymaga od niego ciągłej walki o utrzymanie się w centrum sceny politycznej, a awantura wokół ustawy o IPN stała się jednym z narzędzi, którymi może się posłużyć.

Atak na Lapida w Izraelu

Krytyka wypowiedzi Lapida i obrona stanowiska Polski wewnątrz Izraela nadeszła z bardzo przewidywalnego kierunku. Przeciwko liderowi Jesz Atid wystąpił 46-letni minister edukacji Naftali Bnnett, który marzy o objęciu przywództwa nad izraelską prawicą po Beniaminie Netanjahu. Obecnie jego partia pozostaje daleko w tyle za Likudem i Jesz Atid, ale były oficer sił specjalnych i weteran drugiej wojny libańskiej w 2006 r. jest znany z ambicji i nieustępliwości. Bennett jednak nie osiągnie swoich celów pozostając wyłącznie w otoczeniu religijnych osadników żydowskim z prawej strony sceny politycznej. On też musi przesuwać się do centrum, tylko od strony prawej.

Historia izraelskiej polityki zna wiele sporów o przywództwo, które niekiedy ciągnęły się dekadami. Dawid Ben Gurion miał godnego przeciwnika w Menachemie Beginie. Icchak Rabin i Szymon Peres należeli do jednej partii, ale szczerze się nie znosili i bezwzględnie walczyli o wpływy i władzę. Obaj walczyli z Icchakiem Szamirem. Beniamin Netanjahu zdominował izraelską politykę po tym, jak pokonał Ehuda Baraka. Teraz ma miejsca kolejna zmiana pokolenia, której towarzyszy następny, fascynujący pojedynek pomiędzy Lapidem a Bennettem.

Obraz
© Ofer Amram/REPORTER

Tragedia Holokaustu, która powinna być przedmiotem rzetelnych badań i dyskusji, stała się narzędziem walki politycznej. Zasadne są pytania o treść zapisów czy zasadność ustawy o IPN, nie mówiąc już o fatalnym terminie jej przyjęcia zbiegającym się z Dniem Pamięci o Ofiarach Holokaustu na niedługo przed 50-tą rocznicą wydarzeń marcowych 1968 r. Obawy Izraelczyków przed ograniczaniem dyskusji, a zwłaszcza wrażliwość ludzi, którzy przeżyli Zagładę, również trzeba brać pod uwagę. Niestety to wszystko, wraz z brakiem wyczucia i słabą dyplomacją po stronie Polskiej, wpisało się w bezwzględną walkę polityczną w Izraelu toczoną przez ludzi, dla których liczy się wyłącznie pęd ku władzy i realizacja własnych ambicji.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (811)