USA zganiły Polskę za karę nałożoną na TVN24. Słowa Waszyngtonu trzeba potraktować poważnie
Departament Stanu USA oficjalnie skarcił Polskę za karę nałożoną przez KRRiT na TVN24. Amerykanie nie są obojętni na to, co dzieje się w Polsce. Kryzysu w stosunkach między państwami nie ma, ale nagle z Waszyngtonu powiało chłodem. To poważne ostrzeżenie.
13.12.2017 | aktual.: 14.12.2017 14:23
Rzeczniczka prasowa Departamentu Stanu Heather Nauert wydała oświadczenie, w którym Stany Zjednoczone wyrażają niepokój z powodu decyzji Polski o ukaraniu TVN za "rzekomo stronnicze relacjonowanie" grudniowych wydarzeń przed Sejmem. Już pierwsze zdanie mówi bardzo wiele. Słowo "concerned", zaniepokojenie, jest policzkiem. Łagodnym i pierwszym w skali dyplomatycznych gróźb i upomnień, ale takim, który musi być traktowany poważnie.
Waszyngtonowi nie podoba się, że Polska, jako państwo, ingeruje w działania prywatnego nadawcy. To, z punktu widzenia amerykańskiej tradycji demokratycznej, jest niedopuszczalne. Waszyngton podważa także słuszność zarzutów stawianych TVN24 mówiąc o "rzekomym stronniczym relacjonowaniu".
"Decyzja wydaje się podważać wolność prasy w Polsce, u naszego bliskiego sojusznika i bratnią demokrację". W ten sposób Amerykanie wskazują na naruszenie jednego z fundamentów demokracji w Polsce, a wspomnienie o bliskiej współpracy ma pokazać, co Warszawa może stracić dalej idąc tą drogą. Waszyngton przypomina, że nie ma silnej demokracji bez wolnych mediów.
Słowa poparte autorytetem szefa dyplomacji
Oświadczenie zawiera także bezpośredni cytat sekretarza stanu Rexa Tillersona. Sam fakt odwołania się do słów szefa dyplomacji, a więc poparcie oświadczenia jego autorytetem, jest ważniejszy od treści zdania mówiącego o wadze dobrego rządzenia, społeczeństwa obywatelskiego oraz wolności słowa dla rozwoju społeczeństwa.
Departament Stanu nie tylko łagodnie zganił Polskę, ale także wskazał drogę dalszego postępowania. Waszyngton wyraża pewność, że polska demokracja zapewni "pełne funkcjonowanie i poszanowanie" instytucji demokratycznych w kraju. Oznacza to niepokój, że wspomniane "pełne funkcjonowanie i poszanowanie" jest zagrożone, ale także mówi też, iż postepowanie zgodne z radą Waszyngtonu rozwiąże problem.
Amerykanie są do bólu profesjonalni i ważą każde słowo. Krótkie oświadczenie nie zawiera zbędnych słów, jest przy tym całkowicie przejrzyste. Sprawa nie zaszła jeszcze na tyle daleko, aby USA wyraziły "poważnie zaniepokojenie", nie mówiąc już o powołaniu się na autorytet Donalda Trumpa, choć prezydent jest na tyle nieprzewidywalny, że sam może zdetonować jakąś "bombę twitterową".
W grę wchodzą też pieniądze
W przypadku TVN24 jest też wątek finansowy. Grupa TVN należy do amerykańskiej korporacji medialnej Scripps Networks Interactive, która z kolei została przejęta przez giganta medialnego Discovery Communications Inc. Natomiast wieloletni dyrektor generalny Discovery David Zaslav, który publicznie, pozytywnie wypowiadał się na temat polityki gospodarczej Donalda Trumpa, uważany jest za człowieka posiadającego znaczące wpływy w Waszyngtonie.
Kara nałożona na TVN24 wywołała też reakcję Reporterów bez Granic (RSF) ważnej, międzynarodowej organizacji zajmującej się monitorowaniem wolności słowa na świecie. Tutaj nie ma już dyplomatycznej elegancji i wywarzenia. RSF "potępia bardzo oburzającą decyzję KRRiT (…), która ma wyraźnie uciszyć media znajdujące się w opozycji wobec rządu". Reporterzy bez Granic prowadzą prestiżowy Światowy Indeks Wolności Słowa, w którym Polska obecnie znajduje się na 54 miejscu spośród 180 krajów. Oznacza to spadek o 36 miejsc od czasu objęcia władzy przez PiS.