USA: strzały nie były celowe
Amerykański ambasador w Moskwie Alexander Vershbow odrzucił we wtorek oskarżenia wobec sił USA w Iraku, iż w niedzielę ostrzelały one konwój z ewakuowanymi dyplomatami rosyjskimi.
Oskarżenia takie wysunął dzień wcześniej jeden z członków ostrzelanej kolumny - ambasador Rosji w Iraku Władimir Titorienko. Według niego ogień otworzyli żołnierze amerykańscy, którzy strzelali przez 30-40 minut i ignorowali znaki dawane przez Rosjan.
"Całkowicie odrzucamy oświadczenie ambasadora Titorienko, że nasze siły celowo ostrzelały kolumnę rosyjskich dyplomatów" - powiedział we wtorek Vershbow w wypowiedzi dla rozgłośni "Echo Moskwy". "Na razie nie jest jasne, czyje siły ponoszą odpowiedzialność za incydent. Należy potwierdzać wszystkie fakty i poczekać z oskarżeniami do czasu aż wszystko będzie jasne" - dodał.
Według Vershbowa istotną rolę odegrać mógł fakt, iż Rosjanie zmienili - jak twierdził - trasę przejazdu swojego konwoju i wybrali inną, niż ta, którą notyfikowali stronie amerykańskiej.
Vershbow zapewniał, że strona amerykańska przeprowadzi śledztwo w sprawie niedzielnego incydentu. Nie był przy tym w stanie sprecyzować kiedy można oczekiwać jego rezultatów i nie wykluczył możliwości, że prawda może pozostać nieustalona.
"Zawsze jest prawdopodobieństwo, że niektóre pytania pozostaną bez odpowiedzi. Chodzi o wojnę, a tu zawsze są niejasności" - powiedział ambasador.
W wyniku incydentu, do którego doszło w niedzielę rano tuż po tym, jak kolumna ośmiu samochodów z dyplomatami i towarzyszącymi im dziennikarzami opuściła Bagdad, pięć osób odniosło rany. Najciężej ranny został kierowca ambasadora, który z raną postrzałową w brzuch musiał pozostać w szpitalu w irackim mieście al-Falludża. Wraz z nim na miejscu został jeden z dyplomatów.
Pozostali przedstawiciele, w tym ambasador Titorienko, wylecieli we wtorek ze stolicy Syrii Damaszku do Moskwy. (jask)