USA pierwszy raz użyły w Syrii rakiet JASSM. Polska też je ma w swoim arsenale
Pociski samosterujące kupione przez Polskę przeszły chrzest bojowy. To jeden z niewielu praktycznych rezultatów ataku USA na Syrię. Jest istotny dla nas, ale z punktu widzenia geopolityki znaczenia nie ma. Zachód nie ma pomysłu na jeden z największych koszmarów ostatnich dekad.
Dwa ciężkie bombowce B-1 Lancer wystrzeliły na cele w Syrii 19 pocisków manewrujących JASSM-ER. Debiut bojowy był udany, jeżeli wierzyć w zapewnienia Pentagonu, że wszystkie rakiety, którymi Amerykanie, Francuzi i Brytyjczycy atakowali centrum badawcze i magazyny koło Damaszku i Homs dosięgły celów.
Oświadczeniom Waszyngtonu zaprzeczają Rosjanie, według których syryjska obrona przeciwlotnicza zestrzeliła aż 70 proc. nadlatujących pocisków. Rzeczywistą skuteczność broni ocenić będą mogli wojskowi, którzy znają dokładną listę celów oraz dysponują zdjęciami sprzed i po uderzeniach.
Z punktu widzenia Warszawy szczególnie ważne będzie potwierdzenie, czy pociski manewrujące o zasięgu ok. 1 000 km poradziły sobie z obroną przeciwlotniczą rosyjskiego typu. Warszawa wydała ok. 450 mln dolarów na 110 pocisków JASSM i JASSM-ER, czyli rakiet o przedłużonym zasięgu, które wystrzelono na cele w Syrii dla samolotów F-16. Polska jest jednym z trzech krajów, którym Amerykanie sprzedali tę broń.
Zachód nie wie co robić
Niezależnie od tego, czy i jak bardzo udany okaże się debiut bojowy nowych pocisków, pośrednio pokazuje on słabość polityki Zachodu wobec Syrii. Atak przeprowadzony w nocy z piątku na sobotę miał ukarać reżim w Damaszku za użycie broni chemicznej przeciwko własnym obywatelom. Niczego nie zmienia nawet zrównanie z ziemią trzech celów wskazanych przez Pentagon, gdzie reżim miał produkować i przechowywać trujące gazy.
Niespełna dwie doby po ataku Syria pochwaliła się wznowieniem działań lotnictwa, które, w obawie przed atakiem Zachodu, na krótko schroniło się w bazach bezpośrednio bronionych przez Rosjan. Zbliża się też szturm kolejnej, zbuntowanej dzielnicy na południe od Damaszku, gdzie w obozie palestyńskich uchodźców zabarykadowali się bojownicy ISIS. Działania koalicjantów na pewno nie przekonają armii Asada do obrania taktyki ograniczającej ofiary wśród cywilów.
Wojna z ISIS i nic więcej
Obecnie zaangażowanie Zachodu w konflikt syryjski ogranicza się do walki z Państwem Islamskim we współpracy z Kurdami. To jednak tylko jeden z elementów tego wielowątkowego konfliktu. Przez pewien czas USA próbowały uzbrajać i szkolić powstańców walczących z Asadem, ale skutkiem było kilka kompromitujących porażek pro-zachodnich rebeliantów i rozkwit czarnego rynku rakiet przeciwpancernych. Teraz Amerykanie rozważają całkowite wycofanie się z Syrii, co oznaczać będzie porzucenie kurdyjskich sojuszników nawet przed ostatecznym rozprawieniem się z islamistami.
Prezydent Trump wprowadza również kolejne sankcje na Rosję, które uzasadnia tym, że Moskwa umożliwiła Syrii użycie broni chemicznej. Raz jeszcze nie o samą Syrią tu jednak chodzi. Kreml twierdzi, że atak chemiczny pod Damaszkiem był prowokacją rebeliantów, która najpierw wywołała atak militarny na Syrię, a teraz sprowokowała nieusprawiedliwione uderzenie gospodarcze na Rosję.
Moskwa przynajmniej po części może mieć rację, bo nie chodzi tutaj o Syrię, albo przynajmniej nie bezpośrednio Relacje pomiędzy Zachodem a Rosją są tak złe, że coraz częściej mówi się już o nowej zimnej wojnie. Donald Trump boryka się też z dochodzeniem, które ma ocenić skalę jego powiązań z Rosją i skalę wpływów Moskwy na przebieg wyborów prezydenckich w USA w 2016 r.
Żadne doraźnie działania nie nadrobią siedmiu lat zaniedbań. Amerykanie i Europejczycy nie zrobili praktycznie nic, aby zakończyć rzeź w Syrii, która kosztowała życie kilkuset tysięcy ludzi. Chwila refleksji nastąpiła, gdy fala uchodźców szturmowała granice Wspólnoty, ale tutaj również wysiłki skupiły się na ochronie granic, a nie rozwiązaniu problemu.
Brak jasnej strategii powoduje, że USA tracą wpływ nie tylko na wydarzenia w Syrii, ale i szerzej na Bliskim Wschodzie. Próżnię wypełniają Rosjanie i kolejne punktowe uderzenie tego nie zmieni.