USA: Federalni biurokraci niechętni Trumpowi
Zdaniem przedstawicieli nowej administracji, urzędnicy instytucji i agencji federalnych celowo blokują wprowadzanie w życie rozporządzeń prezydenta Donalda Trumpa, bądź opieszale spełniają jego polecenia.
07.02.2017 | aktual.: 07.02.2017 05:58
Według adresowanego do ustawodawców i ich doradców internetowego dziennika "The Hill", w takim zachowaniu pracowników federalnych wobec Donalda Trumpa nie ma nic zaskakującego. Trump podczas kampanii przed wyborami zapowiadał "osuszenie waszyngtońskiego bagna". Dlatego spotkał się z protestami, grą na zwłokę i obstrukcją poczynań Trumpa ze strony federalnej biurokracji.
Przykładem blokowania zarządzeń Trumpa przez urzędników federalnych, jest - zdaniem Republikanów - zachowanie byłej p.o. prokuratora generalnego (ministra sprawiedliwości) Sally Yates, która poleciła adwokatom zatrudnionym przez Departament Sprawiedliwości aby nie występowali w sądach w obronie dekretu Trumpa o bezterminowym wstrzymaniu imigracji z Syrii i tymczasowym wstrzymaniu imigracji z siedmiu państw zamieszkiwanych przez muzułmańską większość.
Trump w reakcji na wydanie przez Sally Yates tych instrukcji zwolnił ją dyscyplinarnie za niesubordynację.
Yates pracowała w administracji Baracka Obamy. Trump pozostawił ją na stanowisku p.o. szefa resortu sprawiedliwości do czasu zaprzysiężenia nowego szefa tego resortu. Nominowany na to stanowisko Jeff Sesions do tej pory jednak nie został zatwierdzony przez Senat z powodu obstrukcyjnej taktyki senatorów z Partii Demokratycznej.
Równie gniewną reakcję Trumpa wzbudziły protesty zatrudnionych w Departamencie Stanu dyplomatów na wydanie przez nowego prezydenta antyimigracyjnego dekretu. Kilkunastu wysokiego szczebla urzędników Departamentu Stanu złożyło w ramach protestu rezygnację. Według "The Hill" setki pracowników Departamentu Stanu wyraziło swój sprzeciw wobec rozporządzenia Trumpa podpisując memorandum w tej sprawie.
Polityka Trumpa i jego rozporządzenia, spotkały się z podobnymi, mniej lub bardziej otwartymi, protestami pracowników Agencji Ochrony Środowiska (EPA), której budżet jest zagrożony z powodu projektowanych przez Trumpa drastycznych cięć oraz funkcjonariuszy Narodowej Służby Parków (National Park Service). Przedstawiciele nowej administracji mieli ich nakłaniać do zawyżania liczby uczestników inauguracji prezydentury Trumpa.
Nie bez znaczenia jest fakt, że Trump od początku był niepopularny wśród pracowników rządu federalnego. Jak wykazały przeprowadzone przez dziennik "The Hill" badania składek na fundusz wyborczy aż 95% wpłat pracowników federalnych trafiło do funduszu wyborczego Hillary Clinton. Hillary Clinton wygrała z Trumpem w Waszyngtonie i w zamieszkiwanych przez pracowników federalnych przedmieściach amerykańskiej stolicy w stanach Wirginia i Maryland uzyskując 87 % głosów.
Prezydent Trump, w wywiadzie udzielonym telewizji Fox News, oskarżył odpowiedzialnością za liczne "przecieki" - w tym ujawnienie szczegółów jego rozmów telefonicznych z premierem Australii i prezydentem Meksyku - "lojalistów Obamy" i zapowiedział zastąpienie ich "swoimi ludźmi".
Zdaniem Stephena Hessa, eksperta waszyngtońskiej Brookings Institution, spełnienie tej groźby przez Trumpa nie będzie łatwe. Hess, który w przeszłości pracował w Białym Domu rządzonym zarówno przez Demokratów jak i Republikanów, wskazał , że podczas gdy Trump w swoich firmach mógł, według swoich życzeń przyjmować do pracy i zwalniać pracowników, to w rządzie federalnym jest to o wiele bardziej skomplikowane. - Jeśli powie się pracownikowi federalnemu "jesteś zwolniony" oznacza to przeważnie przewlekły proces sądowy - powiedział Hess dziennikarzom "The Hill".
Rząd federalny zatrudnia ok. 2,8 mln pracowników (nie wliczając sił zbrojnych) i jest największym pracodawcą w Stanach Zjednoczonych. Większość pracowników federalnych, z wyjątkiem nielicznych osób zawdzięczających swoje stanowiska nominacjom politycznym, jest zatrudniona zgodnie przepisami o "służbie cywilnej". Regulacje te, m.in. zapobiegają zwolnieniu z pracy z powodów politycznych.
Konserwatywny komentator i adwokat Jay Sekulow nazywą tę armię federalnych urzędników "czwartą władzą". Ta rzesza, w większości niechętnych Trumpowi, biurokratów - zdaniem zwolenników nowego prezydenta - torpeduje obecnie plany administracji Trumpa. Dlatego Republikanie w Kongresie coraz głośniej domagają się reformy systemu służby cywilnej.