USA. Chaos w Waszyngtonie przez protesty zwolenników Trumpa
USA. W Waszyngtonie doszło do gwałtownych protestów. Zwolennicy Donalda Trumpa zebrali się przed Kapitolem. Manifestujący wdarli się do budynku, doszło do starć ze służbami. Są ofiary śmiertelne
Donald Trump zabrał publicznie głos w środę na wiecu poparcia, który zorganizowany został pod Białym Domem. Prezydent USA stwierdził, że "w tym roku wybory zostały ustawione". - Demokraci ukradli wybory. Dziś zatrzymamy tę kradzież - zapewniał Trump.
Po przemówieniu jego zwolennicy skierowali się pod Kapitol, gdzie zaplanowano posiedzenie Kongresu ws. ostatecznego zatwierdzenia wyników wyborów. Donald Trump zapowiedział, że w parlamencie "wydarzy się historia" i zobaczymy, czy "mamy odważnych przywódców". - Jeśli zrobią coś złego, to nigdy nie powinniśmy tego zapomnieć - oświadczył polityk.
Gdy protestujący dotarli do Kapitolu, część z nich wdarła się do budynku parlamentu. Manifestujący wybili część okien oraz zdemolowali drzwi. Doszło do starć ze służbami.
Parlamentarzyści zostali ewakuowani. Burmistrz Dystryktu Kolumbii zdecydowała się wprowadzić godzinę policyjną, która ruszyła o godzinie 18 czasu lokalnego. Ma potrwać do rana.
Na początku pojawiały się informacje, że jedna osoba nie żyje. Kobieta trafiła w ciężkim w stanie do szpitala, po tym jak została postrzelona w klatkę piersiową. Wiadomo też o jednym mężczyźnie, który jest w krytycznym stanie. Spadł z rusztowania ustawionego na Kapitolu.
Teraz bilans ofiar wygląda następująco: Robert J. Contee, szef waszyngtońskiej policji podał, że zginęły 4 osoby, a 52 zostały zatrzymane. Burmistrz Waszyngtonu wprowadziła na 15 dni stan wyjątkowy.
Media informowały, że policja wypierała protestujących sprzed Kapitolu, używając gazu łzawiącego i granatów hukowych.
Według amerykańskich mediów w Waszyngtonie policja w okolicach Kapitolu zabezpieczyła ładunki wybuchowe. Telewizja Fox News informowała o trzech takich przypadkach, CNN - o dwóch, agencja AP - o jednym.
USA. Zamieszki. Joe Biden wzywa Trumpa: zrób coś!
Głos ws. zamieszek w USA zabrał Joe Biden. - Mówię do was wszystkich, którzy widzą to, co się dzieje na Kapitolu. Ja też to widzę. Dusza stolicy została złamana. Widzimy garstkę ekstermistów, którzy są oddani bezprawiu. To nie jest sprzeciw, to nieporządek. Graniczy z buntem i musi się skończyć. Teraz - powiedział prezydent-elekt.
Zareagował również obecnie urzędujący prezydent Donald Trump. Na Twitterze zamieścił nagranie, w którym wezwał swoich zwolenników do powrotu do domów.
- To były miażdżące wybory, wszyscy o tym wiedzą, ale teraz musisz wracać do domu. Musimy mieć pokój, musimy mieć prawo i porządek, musimy szanować naszych wspaniałych ludzi. Nie chcemy, żeby ktokolwiek ucierpiał - powiedział urzędujący prezydent.
Wcześniej przypomniał jednak - tak samo jak na wiecu jego zwolenników - że w jego opinii "wybory zostały skradzione".
"Tego typu zdarzenia mają miejsce, gdy święte zwycięstwo w wyborach, tak bezceremonialnie i zaciekle, jest odbierane od wielkich patriotów, którzy byli źle i niesprawiedliwie traktowani przez długi czas. Idźcie do domu w miłości i pokoju. Zapamiętajcie ten dzień na zawsze!" - dodał prezydent Trump później.
Zarówno wspomniane wcześniej nagranie, jak i ostatnie wpisy polityka zostały usunięte przez Twittera. Donald Trump został zablokowany na portalu na 12 godzin.
USA. Zamieszki na Kapitolu. Wznowiono obrady
O godzinie 20 w Waszyngtonie (2 w nocy czasu polskiego - red.) Kongres wznowił obrady. - Potępiamy agresję i opłakujemy krew przelaną w tych świętych murach. Tym, którzy wtargnęli dziś w te historyczne mury, mówimy: nie wygraliście. Przemoc nigdy nie zatriumfuje - powiedział wiceprezydent Mike Pence w mowie wstępnej.