Agnieszka Maciąg jak krzyżówka
Dziadkowi „Przekrojowi” urodzonemu w Krakowie 15 kwietnia 1945 roku
„Przekrój” przez dziesięciolecia był pismem kultowym i w każdym szanującym się domu obowiązkowo co tydzień musiał być. Słynny redaktor Eile wyznawał zasadę, że to, co w „Przekroju” kucharka zrozumie, winien docenić i profesor. Był to więc tygodnik tyle elitarny, ile masowo-ludowy i nikogo nie dziwiło, że bywał bohaterem tramwajowych rozmów albo lirycznych wierszy, a bohaterowie filmów – jak choćby „Niewinnych czarodziejów” Andrzeja Wajdy – rozwiązywali na oczach kinowych widzów sławne przekrojowe krzyżówki z kociakiem.
Eile i jazz
„Przekrój” zawsze umiał rozmawiać ze swoimi czytelnikami, więc i oni z nim. Był wesołym wyjątkiem na tle peerelowskiej prasy nastawionej na ponurą i jednostronną komunikację w stylu: my do was mówimy, wy nas słuchacie. Dziesiątki przekrojowych cykli akcji w rodzaju „Czar czterech kółek”, „Fajka mniej szkodzi” czy „Demokratyczny savoir-vivre” oswajały czytelników z nowym powojennym światem, w którym jedzenie nożem i widelcem stawało się normą nie tylko na salonach, a nowe wynalazki techniczne wywoływały zabobonny lęk pomieszany z fascynacją. Jak wspomina najsłynniejszy polski kierowca rajdowy Sobiesław Zasada: „Samochód w dawnych czasach a samochód dziś to dwie zupełnie różne sprawy. To była oznaka pewnego luksusu, tych aut nie było na drodze zbyt wiele, a każde traktowane było jak cud techniki. Tygodnik »Przekrój«, wówczas rozrywany i najpopularniejszy magazyn w Polsce, nazwał auto »Czarem czterech kółek«. I coś w tym było. Dla ludzi były to marzenia”.
„Przekrój” był miejscem, do którego się przychodziło, żeby ze czcią pooglądać na biurku Eilego zachodnie pisma „Paris Match”, „Elle” (dla pań) czy „Lui” (dla panów), które redaktor dzięki swoim francuskim kontaktom i konszachtom psim swędem zdobywał. Tenże Eile był także miłośnikiem jazzu, muzyki w stalinizmie zakazanej i słuchanej pokątnie w prywatnych domach, dopiero w drugiej połowie lat 50. łaskawie publicznie dozwolonej. „Kolosalne zasługi dla rozwoju jazzu w Polsce ma na swoim koncie redaktor Marian Eile, który przywoził i sprowadzał płyty, udostępniając je muzykom” – wspomina w 1957 roku młodziutki Andrzej Trzaskowski, głośny niebawem jazzowy pianista, w rozmowie z niewiele starszym podówczas Bogusławem Schaefferem, niebawem głośnym kompozytorem i dramaturgiem.
Do legendy przeszła już opowieść wielkiego poety rosyjskiego, noblisty Josifa Brodskiego, jak to za młodu uczył się polskiego, po to by czytać „Przekrój”, w sporym skądinąd nakładzie sprowadzany do ZSRR, a z „Przekroju” dowiadywać się, co w europejskiej i światowej trawie piszczy. Bo tygodnik ów nie tylko podpowiadał, jak zachowywać się przy stole i co nosić latem. Drukował też prozę Hemingwaya i Kafki, zdjęcia Marilyn Monroe i Brigitte Bardot tudzież reportaże ze Spitsbergenu albo Hollywood.
Fenomen Fisz
Dziś świat stoi przed nami otworem, od kolorowych tygodników roi się po kioskach, ale „Przekrój” nadal znajduje osobne miejsce w dobrej pamięci zarówno zwykłych czytelników, jak i artystów, pisarzy, muzyków. Przyznanie w 2005 roku grająco-śpiewającej rodzinie Waglewskich nagrody Fenomena „Przekroju” zaowocowało rapowaną piosenką Fisza pod tytułem „Szef kuchni” z najnowszej płyty braci Waglewskich „Heavi Metal”: „Rozgrzewam zastygłe serca jak płomień/Pan Hrabia Miód za mikrofonem, Pan Fenomen/Mam to na papierze od pisma »Przekrój«”. Zaś sławna w świecie mody i mediów modelka, dziennikarka, piosenkarka, prezenterka i kucharka* Agnieszka Maciąg, która okazała się też poetką, wyznała w pewnym wierszu z tomu „Zielone pantofle” (2006): „jestem jak dzikie zioła/dojrzałe jabłka/krzyżówka w »Przekroju«”. Dlaczego akurat krzyżówka, zostawiamy domyślności PT Czytelników.
To oczywiście tylko nieliczne przykłady wzajemnej przyjaźni między naszym tygodnikiem a naszymi wdzięcznymi odbiorcami. Przecież nie chodzi o antologię samochwalstwa... No, może tylko o szczyptę satysfakcji. Starsi panowie, do których „Przekrój” już od dawna się zalicza, także lubią takie uczucia.
Tadeusz Nyczek