Urlop za kratkami? Czemu nie!
Urlop można spędzać na wiele sposobów. Jedni wolą morskie plaże, inni żeglowanie po jeziorach, jeszcze inni preferują uroki górskich wędrówek. Bywają jednak tacy, którzy wolą zamknąć się w murach klasztoru, by z pomocą członków zgromadzenia zakonnego poddać regeneracji apatię i bierny stosunek do życia - pisze w liście do redakcji, Rajmund Czok.
08.03.2010 | aktual.: 08.03.2010 10:05
Chcą powalczyć, a właściwie - stosować środki zapobiegawcze, w celu ponownego odnalezienia drogi do siebie. Są święcie przekonani, że klasztorne zacisze im w tym pomoże. Rygorystyczne wstawanie wraz ze wschodem słońca, ścielenie łóżka, wspólne spożywanie posiłków z rozmodlonymi mnichami to zaledwie część regulaminu "klasztorów na czas", które przyjęły takie miano, a za główny cel postawiły sobie leczenie ludzkiej zapaści duchowej.
W Niemczech ponad 300 klasztorów dysponuje pokojami gościnnymi dla osób przeżywających głębokie frustracje. Klasztory te cieszą się ogromnym powodzeniem, a lista chętnych, czyli klasztornych urlopowiczów, coraz bardziej się wydłuża. Wszystkim chętnym przyświeca zasadniczy cel: zawieszenie kontaktu na czas ze światem pełnym brutalności, zawiści i stresu. W klasztorze dysponującym tylko kilkoma pokojami gościnnymi, łatwiej się skupić w towarzystwie rozmodlonych i pogrążonych w medytacjach mnichów. Ale bywają klasztory, które dysponują nawet setką pokoi gościnnych. Tam program dnia jest mocno rozbudowany i urozmaicony. Goście korzystają nie tylko z zajęć gimnastycznych i terapeutycznych, wykładów i pogadanek religioznawczych, ale w określonych dniach i godzinach biorą czynny udział w wielogodzinnych modlitwach i medytacjach.
Idea spędzenia urlopu za murami klasztoru narodziła się w Niemczech w 1962 roku. Inicjatorem był klasztor Benedyktynów w małej miejscowości Niederalteich w pobliżu Regensburga. Początkowo z tej formy rehabilitacji mogli korzystać wyłącznie politycy i osoby wysokiego szczebla społecznego. Pozytywny rezonans sprawił jednak, że wkrótce ideę przejęły pozostałe niemieckie klasztory, otwierając swoje bramy klasztorne dla wszystkim szukających duchowej pociechy i pomocy. Tak zwani klasztorni urlopowicze mieszczą się w przedziale wiekowym od 17 do 80 lat. Większość stanowią osoby cierpiące na depresję z powodu niepowodzenia w życiu osobistym i zawodowym (przeważnie politycy, artyści, pracownicy mediów), ostatnio zgłaszają się również osoby cierpiące na różne dolegliwości zdrowotne.
Klasztor kapucynów w Stühlingen w Szwarzwaldzie organizuje tygodniowe konwenty. Tworzą je grupy osób składające się z obojga płci w wieku od 20 do 60 lat. Opiekę nad grupą sprawuje pięciu zakonników i trzy siostry z zakonu franciszkanek. Alternatywą członków grupy jest tygodniowa separacja od rodziny i przyjaciół w zamian za bliskość z osobami uduchowionymi. Regulamin zakłada wspólne modlitwy, dyskusje i medytacje. Dryl jest niezwykle surowy. Pobudka o 6.30 i od razu medytacje. O 7.30 wspólna modlitwa, która powtórzy się jeszcze czterokrotnie w ciągu dnia. Do obiadu prace porządkowe wewnątrz klasztoru i wokół posesji, pomoc w ogrodnictwie, kuchni i pracowni krawieckiej. Po obiedzie studiowanie Biblii, dyskusje, rozmowy indywidualne, medytacje.
Zadanie, jakiego się podejmują zakonnicy, to przekazanie wszystkim uczestnikom spojrzenia zza granic własnego świata na pogodnie i ufnie otaczających ludzi. W ubiegłym roku z tej formy uzdrawiania duszy skorzystało paręset osób. Opłata za pobyt jest dobrowolna. Na wolne datki prawo socjalne kapucynów ma niezawodny sposób - bogaty daje więcej, biedny mniej. Bywają też tacy, którzy nic nie dają. Klasztor wtedy nie zbiednieje. Natomiast z pobytu skorzystać mogą bez wyjątku wszyscy, obojętnie jakiego są wyznania.
Rajmund Czok, Frankfurt nad Menem
Autor jest dziennikarzem i pisarzem, mieszka na przemian w Gliwicach i Frankfurcie/M. Należy do Stowarzyszenia Dziennikarzy RP i RFN oraz Związku Literatów Polskich i Niemieckich.