Unia polityki naiwnej - to zły znak dla Tuska
Przeciwieństwem realnej polityki jest polityka naiwna. Ten nurt jest wyjątkowo silny wśród wyborców Platformy. Co znowu pokazało referendum w Warszawie. To dla Tuska zły znak - czytamy w tygodniku "Polityka".
29.10.2013 | aktual.: 29.10.2013 10:11
Wiadomo, że frekwencja w referendum była zasadniczym warunkiem zwycięstwa lub przegranej dwóch ścierających się od lat w Polsce formacji, PiS oraz PO. Zwycięska bitwa warszawska miała stać się znaczącym krokiem PiS do objęcia władzy w 2015 r. Dziwiła zatem postawa wielu z tych, którzy są po przeciwnej niż PiS stronie barykady i których sam PiS z pewnością ma za nic, a jednak nie chcieli zauważyć, o co w referendum naprawdę chodziło.
Stąd protesty przeciwko wezwaniu Tuska, w końcu partyjnego lidera, do niebrania w referendum udziału, mimo że kiedyś z podobnym apelem zwrócił się do mieszkańców Łodzi Jarosław Kaczyński i mimo że absencja przy urnach jest jak najbardziej formą głosowania, gdy próg frekwencyjny decyduje o ostatecznym wyniku.
Ujawnił się specyficzny rygoryzm w traktowaniu demokratycznych procedur, ich absolutyzowanie bez wzięcia pod uwagę kontekstu. Referendum było bezrefleksyjnie rekomendowane jako "święto demokracji", w którym wzięcie udziału jest obywatelskim obowiązkiem, bo nie można zlekceważyć podpisów 200 tys. ludzi.
Teraz ten sam ton pojawia się w przypadku spodziewanego referendum w sprawie obowiązku szkolnego dla sześciolatków – przecież milion ludzi tego chce. Ale, można odpowiedzieć, pozostałe kilkadziesiąt milionów nie podpisało się pod tym wnioskiem.
Brak tu zrozumienia, że to po prostu formy lobbingu – politycznego i społecznego. (…)
I Kaczyński, i Tusk działali zatem w pełni racjonalnie, kiedy wzywali do ignorowania referendów dla nich wrogich i zachęcają do udziału w referendach im sprzyjających. To nie żadna hipokryzja, ale polityczny alfabet. Lepiej rozumieją to, jak się wydaje, wyborcy Kaczyńskiego…