ŚwiatUnia Europejska w stanie krytycznym. Musi się zmienić.

Unia Europejska w stanie krytycznym. Musi się zmienić.

Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker przedstawi w środę w Parlamencie Europejskim swoje szumnie zapowiadane i pierwsze "orędzie o stanie Unii". Jaki jest ten stan? Być może najgorszy od jej założenia. - Unia dryfuje od kryzysu do kryzysu - mówi WP Fabian Zuleeg, szef European Policy Centre w Brukseli.

Unia Europejska w stanie krytycznym. Musi się zmienić.
Źródło zdjęć: © PAP/DPA
Oskar Górzyński

08.09.2015 17:43

Kryzys ekonomiczny, kryzys strefy euro, zagrożenie ze strony Rosji, groźba wyjścia Wielkiej Brytanii, a na dodatek kryzys migracyjny napędzany przez wojny u wrót Europy - lista problemów, z którymi tylko w tym roku musi się zmierzyć Unia Europejska jest długa i zagrażająca samym fundamentom wspólnoty. W środę przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker przedstawi swoją wizję poradzenia sobie z tymi kłopotami w "orędziu o stanie Unii", praktyce zaczerpniętej z tradycji Stanów Zjednoczonych i stosowanej przez unijnych "premierów" - choć zwykle z dużo mniejszymi fanfarami - od pięciu lat. Zdaniem Fabiana Zuleega, szefa wpływowego think tanku European Policy Centre, europejski projekt jest obecnie w jednym z najtrudniejszych momentów w swojej historii.

- Unia w obecnej kondycji i kształcie przede wszystkim stara się przetrwać, funkcjonuje od kryzysu do kryzysu. Wiele z nich zresztą już przetrwała, pokazując niezwykłą wytrzymałość. Ale niemal za wszystkimi z nich stoi się coraz bardziej widoczny brak zaufania i chęci do współpracy między państwami - mówi analityk. - Coraz częściej górę bierze wąsko rozumiany interes narodowy. Przywrócenie chęci państw do współpracy jest najważniejszym celem stojącym przed Unią - dodaje.

Między Federacją a luźnym związkiem

Różnica interesów w Unii nie jest rzecz jasna niczym nowym: spory między państwami UE zdarzały się wielokrotnie, a negocjacje na unijnych szczytach niemal zawsze prowadzone są z pozycji interesu narodowego. Jednak w obliczu obecnych wyzwań - największych, z jakimi dotychczas musiała się mierzyć - brak jednomyślności jest nad wyraz widoczny i jest źródłem pogarszania się sytuacji. Różnica jest też w atmosferze politycznej. Widać to jak na dłoni w przypadku obecnego kryzysu uchodźców. W debacie nad rozwiązaniem problemu obie strony do otwartych oskarżeń i szantaży; obie strony zarzucają sobie brak solidarności i kierowanie się swoim interesem ze szkodą dla całej Unii.

Jednym z głównych źródeł tej nieufności jest wzrost potęgi i znaczenia Niemiec. Nasz zachodni sąsiad od dawna był najważniejszym państwem UE, lecz wobec słabnięcia Francji i potrzeby przywództwa rola Niemiec urosła do niespotykanych przedtem rozmiarów. Berlin stał się głównym rozgrywającym w niemal każdym aspekcie stanowienia unijnej polityki, od kryzysu greckiego po stosunki z Rosją.

- To oczywiste, że Niemcy nie są po prostu jednym z wielu państw UE i że bez zgody Berlina niemożliwe jest podjęcie żadnej ważnej decyzji. Niemcy muszą nauczyć się jak zarządzać tak dużą władzą - mówi Zuleeg. - Jednak z jednej strony Niemcom stawia się wysokie wymagania co do ich odpowiedzialności za Europę, a z drugiej narzeka się, że mają w niej zbyt wielki wpływ - dodaje ekspert.

Zdaniem szefa EPC, dylemat między potrzebą podejmowania skutecznych, wspólnych działań całej Unii w obliczu kryzysów, a obawą przed utratą suwerenności oraz dyktatem Brukseli i Berlina stawia Wspólnotę w sytuacji paraliżu. Paraliżu, z którego bardzo trudno będzie jej się wydostać. Historia pokazała bowiem, że unijnym instytucjom bardzo trudno zabrać jest raz daną władze i uprawnienia, natomiast na oddanie kolejnych obszarów kompetencji Brukseli, w obecnym klimacie politycznym - w którym coraz większą popularność zyskują nurty eurosceptyczne - nie ma co liczyć.

- Utknęliśmy w pewnym stanie pośrednim, w którym jedyne na co możemy liczyć to przetrwanie Unii. Tymczasem UE powinna mieć swój cel i kierunek rozwoju. Obecnie po prostu dryfujemy od kryzysu do kryzysu - uważa Zuleeg.

Szansą na zmianę status quo ekspert widzi w brytyjskiej krucjacie zreformowania Unii. Brytyjski pomysł - od realizacji którego być może zależeć będzie przyszłość Zjednoczonego Królestwa we Wspólnocie - polega m.in. na zwiększeniu roli parlamentów i zmianie przepisów dotyczących imigracji i świadczeń socjalnych dla cudzoziemców.

- Z pewnością Unia przyjmie jakąś część reform, choćby tylko po to, by zatrzymać Wielką Brytanię w UE. Problem w tym, że horyzont czasowy (referendum ws. "Brexitu" odbędzie się prawdopodobnie w przyszłym roku) jest był zdecydowanie za krótki, by wprowadzić poważne, fundamentalne zmiany w tym, jak funkcjonuje Unia Europejska. Aby to zrobić, potrzebna jest poważna debata z udziałem społeczeństw we wszystkich krajach. A to wymaga długiego czasu - mówi Zuleeg. - Zakończy się zapewne starym, dobrym "europejskim kompromisem". Nikt nie będzie w pełni zadowolony, ale Unia przetrwa kolejny kryzys - dodaje.

Zobacz również: Korwin-Mikke: Unia Europejska jest trupem
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (141)