Ukraina: znani politycy o rzezi wołyńskiej
Przygotowując obchody 60. rocznicy rzezi
wołyńskiej władze Polski w sposób oczywisty uległy naciskom ze
strony radykalnych ugrupowań. Kijów nie powinien ustępować -
wynika z dyskusji trzech znanych polityków w redakcji kijowskiej
gazety "Deń".
07.05.2003 | aktual.: 07.05.2003 13:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dziennik opublikował w środę pierwszą część rozmowy z udziałem byłego prezydenta Ukrainy Leonida Krawczuka, byłego wicepremiera (w rządzie Wiktora Juszczenki) Mykołoja Żułyńskiego i byłego ambasadora Ukrainy w Warszawie, znanego poety Dmytra Pawłyczki. Redakcja podkreśla, że wszyscy urodzili się na Wołyniu.
W wyniku przeprowadzonej w 1943 r. na Wołyniu czystki etnicznej, zorganizowanej przez oddziały UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii) i miejscowych chłopów, zginęło co najmniej kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Ukraińcy mówią o 10-12, a nawet 20 tys. swoich ofiar. Celem akcji było zmuszenie Polaków do opuszczenia Wołynia.
Rozmówcy zgodzili się, że Ukraina w żaden sposób nie powinna przystać na polski wariant oceny wydarzeń na Wołyniu - i w związku z tym na polski scenariusz obchodów rocznicy - gdyż jest on niesprawiedliwy i w znacznej mierze podyktowany naciskami na władze w Warszawie ze strony polskich ugrupowań radykalnych ("prawicowych, szowinistycznych kół" - w ocenie Pawłyczki).
W szczególności, przekonują uczestnicy redakcyjnej debaty, nie do przyjęcia jest polskie oczekiwanie, że Ukraina przeprosi za Wołyń i weźmie na siebie odpowiedzialność za tamte wydarzenia. Ich zdaniem nie można się z tym zgodzić, gdyż ofiarami i mordercami byli jedni i drudzy. Ponadto, jak twierdzą, należy uwzględnić szerszy kontekst historyczny tych wydarzeń, czego strona Polska świadomie unika.
Leonid Krawczuk podkreślił, że jeśli prawdą jest, iż na pomniku w Warszawie, który ma być odsłonięty w lipcu, będą wyryte słowa: "Ofiarom zbrodni OUN-UPA" (Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów - Ukraińskiej Powstańczej Armii), to w odpowiedzi na pomniku w Łucku należy napisać: "Ofiarom zbrodni polskich ekstremistów na Wołyniu". Krawczuk uważa, że to zła propozycja, która do niczego nie prowadzi, a na pomnikach powinny być słowa "o ofiarach konfliktu międzyetnicznego".
Mykoła Żułyński powiedział z kolei, że Polska nie jest gotowa do przyjęcia całej prawdy o Wołyniu (w szczególności o polskich winach) i nie rozumie, jaką lawinę wywołuje przygotowując obchody 60. rocznicy tragedii w taki, a nie inny sposób. Lawina, tłumaczył, schodzi powoli, gdyż strona ukraińska dopiero teraz (pod wpływem polskich przygotowań do obchodów) przystąpiła do badań nad wydarzeniami tego okresu.
Żułyńskiego poparł Pawłyczko, mówiąc, że ze względu na złożony charakter stosunków polsko-ukraińskich należy obchodzić tylko te rocznice, które łączą obydwa narody. Powiedział, że gdyby wciąż był ambasadorem w Warszawie, to raczej nie byłoby takiego poniżającego dla Ukraińców scenariusza obchodów rocznicy wołyńskiej. Przyznał jednocześnie, że były zbrodnie ze strony ukraińskiej, za które dziś należy przeprosić.
Wszyscy trzej zgodzili się, że do przyjęcia dla obu stron jest tylko jedna formuła pojednania nad ofiarami Wołynia: "Przepraszamy i prosimy o wybaczenie". Według nich była to tragedia dwóch narodów i dlatego obydwie strony mają za co przepraszać i oczekiwać przeprosin.
Trzej politycy zgodni byli i w tym, że Polska próbuje narzucić Ukrainie własny, niesprawiedliwy obraz wydarzeń na Wołyniu, wykorzystując obecną, złożoną sytuację polityczno-społeczną nad Dnieprem. "Gdyby nasze władze uznały wcześniej UPA za formację zbrojną, walczącą o niepodległość (Ukrainy), dziś sytuacja wokół Wołynia wyglądałaby inaczej" - utrzymywał Pawłyczko.
Leonid Krawczuk, wspominając swoje dzieciństwo, które spędził przed wojną w okolicach Równego, powiedział, że w jego ocenie ówczesna polska władza była władzą okupacyjną. "Na całe życie zapamiętałem, że (Polacy) nie nazywali nas inaczej jak 'chamy' albo 'bydło'. To było powszechne. Jeżeli się zastanowić nad tym wszystkim, co zapamiętałem z tego okresu, to w mojej ocenie była to najzwyklejsza okupacja" - oświadczył.
Z kolei Żułyński wspomina o kilku osobach z własnej rodziny, zamordowanych bestialsko przez Polaków działających, jak podkreślił, ramię w ramię z Niemcami.
60. rocznica tragedii wołyńskiej będzie obchodzona w lipcu tego roku. Władze Ukrainy i Polski przygotowują własne programy. O ukraińskim na razie niewiele wiadomo, oprócz tego, że ma być odsłonięty pomnik ofiar w Łucku. Przewidywany jest też udział obydwu prezydentów.