Ukraina ostrzegała przed dronem. Gen. Polko mówi, jaka powinna być odpowiedź Polski
Polska powinna stanowczo reagować, zestrzeliwując wlatujące drony ze wschodu. Należy uzgodnić z Ukrainą strefę, w której moglibyśmy to robić - uważa gen. Roman Polko. Były dowódca GROM podkreśla, że brak reakcji jedynie ośmiela stronę rosyjską i białoruską do dalszych prowokacji i naruszeń przestrzeni powietrznej.
- Nie możemy się kompromitować i pokazywać stronie rosyjsko-białoruskiej, że mogą latać nad terytorium Polski, czym chcą i będą bezkarni. Taki sygnał dziś wysyłamy. Ani razu nie zdarzyło się jeszcze, żebyśmy tego typu drony zestrzelili - mówi gen. Polko w rozmowie z WP.
Jego zdaniem rząd i wojsko powinny otwarcie przyznać, że wciąż istnieją braki w systemie ochrony powietrznej. – Po co mówić, że "mamy wszystko pod kontrolą", jak nie mamy? Lepiej nazwać rzeczywistość taką, jaką widzą ją gołym okiem Rosjanie i Białorusini. Dopiero budujemy tarcze, systemy antydronowe – ale trzeba to powiedzieć wprost, zamiast okłamywać społeczeństwo – zaznacza.
Rozmówca odnosi się do ostatnich trzech przypadków naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez drony. W niedzielę jedna z maszyn została odnaleziona przez Straż Graniczną w pobliżu przejścia w Terespolu. Ten Incydent ten może mieć związek z masowym atakiem przeprowadzonym przez Rosję na Ukrainę 7 września, kiedy to wykorzystano ponad tysiąc dronów i rakiet.
Ukraińskie dane były ostrzeżeniem
Ukraińskie dane miały ostrzec polskie służby o dronie, który naruszył przestrzeń powietrzną i spadł w niedzielę wieczorem koło miejscowości Polatycze, w rejonie przejścia granicznego Terespol. Według mapy z serwisu War Monitor pt. "Ruch celów powietrznych nad terytorium Ukrainy" - udostępnionej nawet przez prezydenta Wołodymyra Zełenskiego - jeden z dronów skierował się na zachód, w stronę Polski. Źródła ukraińskie publikowały szczegółowe trajektorie lotów oraz miejsca uderzeń bezzałogowców i pocisków podczas rosyjskiego ataku.
Generał Roman Polko zapytany, jak wyobraża sobie skuteczną obronę w takich sytuacjach, wskazuje kilka rozwiązań: - Przede wszystkim trzeba porozumieć się z Ukrainą i wyznaczyć pas odpowiedzialności wzdłuż granicy. Ukraina sama proponowała, by rozszerzyć ochronę powietrzną także na jej zachodnią część. Byłaby skłonna zgodzić się na pas kilkunastu czy kilkudziesięciu kilometrów, w którym można byłoby zwalczać wrogie obiekty, które oni mają nawet namierzone - podkreśla gen. Polko.
Były dowódca GROM dodaje, że Polska potrzebuje szybkich inwestycji w technologie rozpoznania i produkcję broni antydronowej. - Nie mamy systemu rozpoznania, a przecież są rozwiązania, które można pozyskać, na przykład wypożyczyć z innych armii zanim stworzymy własne. Przypominam, nie jesteśmy sami tylko w sojuszu NATO. Równocześnie należy uruchomić produkcję w Polsce systemów antydronowych. To nowa gałąź przemysłu, na której można będzie zarobić, bo wiele krajów będzie zainteresowanych tymi produktami - podkreśla.
Były wojskowy już przy poprzednich incydentach z dronami ostro krytykował stan polskiej obrony. - Nasz system składa się wyłącznie z luk - mówił w WP.
Ponadto Roman Polko krytykuje rozbieżne sygnały płynące z kręgów politycznych. - Raz słyszymy, że trwa wojna hybrydowa, Rosja prowadzi prowokacje, a kiedy dochodzi do incydentu z dronami, nagle mówi się: przecież mamy pokój, nic się nie dzieje, tylko nieuzbrojony dron. Takie tłumaczenia są kompromitujące - ocenia.
Trzy drony w trzy tygodnie. Niebezpieczne zdarzenia
W ostatnich tygodniach polska przestrzeń powietrzna kilkukrotnie była naruszana przez bezzałogowce nadlatujące ze wschodu. Do najpoważniejszego incydentu doszło w nocy z 19 na 20 sierpnia w miejscowości Osiny (powiat łukowski, woj. lubelskie). Na polu kukurydzy rozbił się i eksplodował rosyjski dron bojowy. Maszyna była wyposażona w materiał wybuchowy, a jej upadek wywołał dyskusję na temat skuteczności polskiego systemu obrony powietrznej. Na szczęście nie było ofiar.
Do naruszeń polskiej przestrzeni powietrznej doszło także w nocy z 2 na 3 września, kiedy Rosja przeprowadziła zmasowany atak na Ukrainę. Drony przekroczyły granicę z Polską, po czym skierowały się na terytorium Ukrainy. O zdarzeniu najpierw poinformował prezydent Karol Nawrocki, a potem potwierdził je szef Sztabu Generalnego, gen. Wiesław Kukuła. Generał podkreślił, że ich trasa była monitorowana przez polskie systemy obrony.
Kolejny przypadek odnotowano w miniony weekend w Majdanie-Sielec, gdzie odnaleziono wrak drona, który – według wstępnych ustaleń – mógł służyć do przemytu. – Wstępne oględziny obiektu wskazują na to, że jest to dron konstrukcji głównie styropianowej. Wszystko wskazuje na to, że nie jest to obiekt wojskowy – powiedział w rozmowie z TVN24 rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu Rafał Kawalec.
Z kolei w niedzielę 7 września służby poinformowały o kolejnym incydencie – tym razem w rejonie Terespola, tuż przy granicy z Białorusią. Dron spadł w pobliżu miejscowości Polatycze, wkrótce po największym od miesięcy zmasowanym rosyjskim ataku na Ukrainę, w którym użyto ponad tysiąca dronów i rakiet. Jak ustaliła prokuratura, maszyna nie była uzbrojona, a jej szczątki badają eksperci.
Przypomnijmy, że już w sierpniu, po eksplozji drona w Osinach, Ministerstwo Obrony Narodowej w oficjalnym komunikacie przyznało, iż "systemy radiolokacyjne, które posiadamy, nie wykryły naruszenia przestrzeni powietrznej". Potwierdził to wówczas wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Z kolei zastępca Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Dariusz Malinowski zapowiedział powołanie zespołu ekspertów, który miał przeanalizować zdarzenie pod kątem wojskowym i przygotować rekomendacje dotyczące budowy systemu wykrywania oraz reagowania na podobne incydenty w przyszłości. Raport ten nie został jeszcze przedstawiony.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski