ŚwiatUkraina i Rosja straszą się wojną. Niebezpieczna rozgrywka może wymknąć się spod kontroli

Ukraina i Rosja straszą się wojną. Niebezpieczna rozgrywka może wymknąć się spod kontroli

Ukraina i Rosja znowu mobilizują siły. Padła już nawet data ataku. Wojna ma rozpocząć się 15 grudnia, po ogłoszeniu niezależności cerkwi ukraińskiej. Nie ma znaczenia, że brzmi to nieprawdopodobnie. Zmrożony konflikt pozwala w każdej chwili rozhuśtać emocje.

Ukraina i Rosja straszą się wojną. Niebezpieczna rozgrywka może wymknąć się spod kontroli
Źródło zdjęć: © East News
Jarosław Kociszewski

11.12.2018 | aktual.: 11.12.2018 12:05

Najnowsze, komercyjnie dostępne zdjęcia satelitarne pokazują wzmacnianie rosyjskiego garnizonu w Dżankoj w północnej części anektowanego Krymu. Po raz pierwszy w bazie chronionej przez przeciwlotniczy system S-400 zaobserwowano 3 transportowe samoloty Ił-76.

Maszyny mały przylecieć z lotniska Anapa w Noworosyjsku, gdzie rozlokowana jest 7. Gwardyjska Dywizja Powietrznodesantowa. Według ukraińskich źródeł żołnierze tej jednostki walczyli już w Donbasie, a w grudniu 2016 r. podjęto decyzję o umiejscowieniu w Dżankoj jednego z batalionów tej dywizji.

Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko pokazał zdjęcia satelitarne wielkiej liczby czołgów i innych wozów bojowych gromadzonych przez Rosję przy granicy z jego krajem. Do internetu trafiły też nagrania transportów wojskowych na moście nad Cieśniną Kerczeńską łączącym Rosję z Krymem.

Z kolei w Rosji huczy od plotek o zbliżającym się ukraińskim ataku na Donbas. Świadczyć o tym ma nie tylko stan wojenny i mobilizacja sił po zajęciu przez Rosję ukraińskich okrętów na Morzu Azowskim, ale także niesprawdzone informacje o przerzucaniu dronów bojowych pod granicę. Pojawiły się nawet pogłoski o wycofaniu na zaplecze ukraińskich samolotów transportowych w celu przygotowania ataku powietrznodesantowego na terenach zajętych przez separatystów.

"Wiadomo" nawet kiedy wojna się zacznie. Obie strony są zgodne, że stanie się to w sobotę 15 grudnia. Pojawiły się nawet twierdzenia, że rosyjską inwazję poprzedzi prowokacja z użyciem broni chemicznej.

Data nie jest przypadkowa. Tego dnia w Kijowie odbędzie się sobór zjednoczeniowy ukraińskiej cerkwi prawosławnej, który wybierze zwierzchnika kościoła i ostatecznie przypieczętuje uniezależnienie się od cerkwi moskiewskiej. Patriarchat Konstantynopola już w październiku poinformował o zgodzie na autokefalię, czyli wyjście cerkwi kijowskiej spod zwierzchnictwa Moskwy.

Wojny i inwazje rzadko poprzedzają szczegółowe ostrzeżenia, a już z pewnością nikt nie zapowiada prowokacji. Napięcie między Rosją i Ukrainą po incydencie na Morzu Azowskim dramatycznie wzrosło, co politycy po obu stronach wykorzystują na własne potrzeby. Nie skończyła się też wojna na Donbasie, gdzie nadal giną ludzie. Kijów oskarża przy tym wspieranych przez Rosję separatystów o łamanie porozumienia mińskiego i używanie zabronionej broni, w tym moździerzy.

Toczący się na wschodzie Ukrainy konflikt i towarzysząca mu wojna informacyjna pokazuje jak przydanym narzędziem jest konflikt zamrożony. W każdej chwili, w zależności od politycznego zapotrzebowania, sytuację można podgrzać tak jak w przypadku zdarzeń na Morzu Azowskim albo przynajmniej postraszyć konsekwencjami, szerząc bardziej lub mniej fantastyczne pogłoski. Co więcej, te same mechanizmy gotowi są wykorzystywać politycy po obu stronach linii frontu, wiedząc, że strach czy uderzenie w dumę narodową sprzyja mobilizacji społecznej wokół obozu władzy. Ryzyko polega jednak na tym, że w sytuacji, gdy tysiące ludzi tkwią w okopach, sprawy mogą wymknąć się spod kontroli i rozgrywka polityczno-propagandowa z łatwością przerodzić się może w krwawą jatkę.

Zobacz także
Komentarze (866)