Ujawnił zatrważające historie z pracy ratowników medycznych. Bicie w karetce, znęcanie się, samobójstwa
By napisać książkę "Mali bogowie 2. Jak umierają Polacy" dziennikarz Paweł Reszka został ratownikiem medycznym. Jeździł karetką do umierających i ciężko rannych. Przyglądał się pracy na szpitalnym oddziale ratunkowym. "Mogłem zobaczyć, na co choruje nasz społeczeństwo i na co choruje system, który ma leczyć" – pisze autor. Wirtualna Polska publikuje fragmenty jego najnowszej książki.
Artur był po dyżurze. (…) Właśnie zgodził się, że "wkręci" mnie do karetki. Opowiadał, jak mam się zachowywać, na co zwrócić uwagę, sypał anegdotami. Krążył, krążył, ale w końcu musiał dojść do "tego":
- Ta praca nie wychodzi z głowy. Pojeździsz, zobaczysz. (…) Ludzie próbują to jakoś z siebie wyrzucić. Mają kochanki. Jeżdżą za szybko na motorze. Zaczynają pić. Czasem nic nie pomaga.
Niedawno samobójstwo popełnił jeden z ratowników. Znaleziono go w domu, obok puste opakowanie po tabletkach. Tego wieczoru napisał do Artura esemesa. Chciał się umówić na wódkę. Ale Artur miał trudny dyżur. Nie miał nawet czasu spojrzeć na ekran telefonu. (…)
Trudno tego nie pamiętać
Mówi Marcin, ratownik: - A tu na zakręcie, pamiętacie?
Trudno nie pamiętać. Volkswagen passat (kierowca lat 21), jadąc z nadmierną prędkością ("Leciał stówą, nie ma bata"), uderzył w kierującego motorynką (chłopiec lat 14).
Marcin: - I tak go rąbnął, że chłopiec głową wpadł w dach auta. I jakoś tak, że dach mu tę głowę odciął. Policja, pogotowie. Ale wiele się nie narobi. Można było pozbierać ciało tego dzieciaka do worka. Bo co więcej? (…)
Ojciec chłopca jakoś się przemknął, podkradł. Od razu do worka. Rozpina go. Widzi ubranie, widzi, że syn. Bierze ciało tego dzieciaka, idzie z nim do domu. I jeszcze z nim rozmawia:
- Tak, synku, idziemy synku, do domu, synku…
- Panie, syn zginął!
- Jak zginął? Nic, kur…a, nie zginął, idziemy do domu! Do widzenia
- Ty, Marcin – przerywam opowieść.
- No?
- Ale on tak z tym ciałem bez głowy łaził?
- Bez głowy, bez nogi i bez ręki. (…)
- Jak znosisz takie akcje?
- Chyba jesteś pierwszą osobą, która o to pyta. Systemu to nie interesuje. Ważne, żebyśmy następnego dnia nie spóźnili się do pracy. Więc jakoś sobie radzimy. (…)
W karetce trudno się bić
Piotr, ratownik z długim stażem:
Cały czas trzeba uważać. Nawet w karetce. W karetce trudno się bić, bo jest mało miejsca. A on wziął mnie z zaskoczenia. Najpierw na mnie plunął, a potem zamalował mnie w twarz. Trochę zamortyzowałem, ale i tak poczułem. Fruuu, walnąłem na glebę i nakryłem się nogami. Zbieram się. Jeszcze się nie podniosłem, a już ratownik kierowca biegnie zza kółka. Podciągnął się na poprzeczce jak małpa i jeb go nogami w klatkę. I usiadł na nim. Przysięgam ci, że słyszałem, jak łamią mu się żebra. A potem go w ryj, w ryj. Zatrzymaliśmy karetkę. "Poprawiliśmy" kartę pacjenta, że niby to wszystko już było. Że takim go wzięliśmy. W każdym razie do karetki wchodził o własnych siłach, a do szpitala na SOR wnieśliśmy go na noszach. I nie pytaj mnie, czy żałuję, bo nie żałuję ani jednego ciosu. (…)
Trzeba przydepnąć butem
Elżbieta, lekarka medycyny ratunkowej:
Ja nie przyklękam (nad nietrzeźwymi pacjentami-przyp.red.), bo mam dziecko. Jest sposób. Najpierw trzeba zobaczyć, gdzie ma rękę. Następnie wycelować butem w mały palec. Przydepnąć maksymalnie mocno. Jednocześnie z góry, donośnym głosem powiedzieć: "Halo, proszę pana! Czy pan mnie słyszy?". Najczęściej przytomność wraca. Oddech jest zauważalny. Następuje cudowne wskrzeszenie. (…)
Mamy poczucie, że przekraczamy granice swoich kompetencji. Mieliśmy ratować życie. Tymczasem wyrzuty sumienia każą nam poprawiać w ramach prac społecznych niedorozwinięty system ochrony zdrowia i opieki społecznej.
Robimy to tak, jak potrafimy. Załatwiamy problemy na krótka metę. Samotnym starszym paniom, które notorycznie wzywają pogotowie, dajemy chwilę ciepła i rozmowy. Nigdy ich nie straszymy tym, że następnym razem wezwiemy policję i każemy wystawić mandat za nieuzasadnione wezwanie.
Działamy znacznie subtelniej. Dajemy naszym "babciom" hydroksyzynę na uspokojenie i sen, wraz z furosemidem na sikanie. "Nasze" babcie zasypiają pięknie. Śnią przez wiele godzin. Ich pokryte zmarszczkami, zmęczone ciała odpoczywają. Budzą się w końcu. Całe obsikane. Będą miały robotę: zdjąć pościel, uprać, założyć nową, potem suszenie, prasowane. Wymęczą się, zapomną o samotności, nie zadzwonią na pogotowie. A my będziemy mogli zająć się ratowaniem ludzi.