Ujawniamy. Rządowy wyciek i odwet na sygnalistce. Afera w Instytucie Pileckiego
Kierowniczka niemieckiego oddziału Instytutu Pileckiego została odwołana ze stanowiska. Wcześniej w poufnej korespondencji informowała minister kultury o nieprawidłowościach w instytucie. I choć resort uznał ją za sygnalistkę, jej zgłoszenie wyciekło, a szef Instytutu Pileckiego postanowił się zemścić.
- Hanna Radziejowska, doświadczona menedżerka kultury, została odwołana ze stanowiska kierowniczki oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie przez Krzysztofa Ruchniewicza, dyrektora instytutu.
- Radziejowska o nieprawidłowościach w działaniach Ruchniewicza informowała najpierw minister kultury Hannę Wróblewską, a następnie nową minister Martę Cienkowską.
- W kwietniu 2025 r. Radziejowska została uznana przez resort kultury za sygnalistkę.
- Jej ostatni list do Cienkowskiej wyciekł. Trafił do mediów oraz do samego Ruchniewicza. Redakcji WP - w ramach testu szczelności procedur - udało się bez trudu pozyskać poufny dokument, wysłany w trybie ustawy o ochronie sygnalistów, od jednego z posłów rządzącej koalicji.
Różne podejścia do historii
Misją Instytutu Pileckiego jest prowadzenie najwyższej jakości badań, obiektywnych, a więc wolnych od wpływów wszelkich ideologii, jak również upamiętnianie i dokumentowanie historii XX wieku, zwłaszcza doświadczeń polskich obywateli. Popularyzacja wyników pracy Instytutu ma wspierać funkcjonowanie społeczeństw obywatelskich, przede wszystkim dzięki upowszechnianiu wiedzy o losach osób dotkniętych rządami totalitarnymi i uwikłanych w życie pod ich brzemieniem
Tak rolę Instytutu Pileckiego zdefiniowano na stronie internetowej tej jednostki. Powstała w 2017 r.
Utworzono m.in. placówkę w Berlinie - po to, by tworzyć polską agendę historyczną, która mogłaby docierać do Niemców. Kierowanie berlińskim oddziałem instytutu powierzono Hannie Radziejowskiej. To doświadczona menedżerka kultury, muzealniczka, urzędniczka pracująca od dawna na rzecz państwa polskiego za różnych władz politycznych.
W 2024 r. dyrektorem instytutu został Krzysztof Ruchniewicz, profesor, niemcoznawca. Wzbudza kontrowersje - dla jednych bowiem jest świetnym ekspertem od spraw niemieckich, inni zarzucają mu, że w relacjach polsko-niemieckich zbyt mocno opowiada się po stronie niemieckiej.
Współpraca między Ruchniewiczem a Radziejowską nie układała się najlepiej. Ruchniewicz uważał bowiem, że co do zasady nie należy przypominać Niemcom krzywd, które wyrządzili przed laty Polakom, bo mogłoby to negatywnie wpłynąć na obecne relacje. Z kolei niemiecki oddział instytutu starał się o realiach drugiej wojny światowej informować Niemców.
Status przyznany przez ministerstwo
Radziejowska część pomysłów Ruchniewicza uznała za szkodliwe. Jako że - jej zdaniem - rozmowy z szefem nie przynosiły skutku, postanowiła o szczegółach poinformować przełożonego swojego przełożonego - czyli ówczesną minister kultury Hannę Wróblewską.
Zgłoszenie Radziejowskiej, przekazane w trybie ustawy o ochronie sygnalistów, zostało tak zakwalifikowane przez resort kultury. Radziejowska w kwietniu 2025 r. została sygnalistką.
To o tyle istotne, że tożsamość sygnalisty co do zasady pozostaje niejawna, a szef sygnalisty, którego dotyczy zgłoszenie, ma prawny zakaz podejmowania jakichkolwiek działań odwetowych nawet, gdy dowie się o zgłoszeniu.
Pod koniec lipca Radziejowska wysłała list do nowo powołanej minister kultury Marty Cienkowskiej oraz kierującego polską ambasadą w Niemczech Jana Tombińskiego. Radziejowska podkreśliła, że przekazuje informacje w trybie ustawy o ochronie sygnalistów i prosi o zachowanie poufności.
Sygnalistka z "donosem"
W sierpniu "Rzeczpospolita" ujawniła, że prof. Ruchniewicz chciał zorganizować seminarium dotyczące zwrotu dóbr kultury przez Polskę na rzecz Niemiec. Dziennik informował, że o planach Ruchniewicza szefowa oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie zaalarmowała nową minister kultury Cienkowską i chargé d’affaires ambasady w Berlinie Jana Tombińskiego.
Wybuchła afera na pół Polski. Znaczna część osób zaczęła domagać się dymisji Ruchniewicza. Ten przekonywał z kolei, że wcale nie miał planów dyskutować o zwrocie dóbr kultury przez Polskę Niemcom, tylko ogólnie o dobrach kultury i trudnych relacjach międzynarodowych.
Ruchniewicz publicznie skrytykował swoją podwładną - Radziejowską. Luiza Jurgiel-Żyła, rzeczniczka instytutu, jej list do minister kultury nazwała w portalu X "donosem".
Z naszych informacji wynika, że Ruchniewicz miał dostęp do całej treści listu, nie tylko tego, co opublikowała "Rzeczpospolita". Gdy go o to spytaliśmy, nie odpowiedział na pytanie.
Jak to więc możliwe, że do dziennikarzy ogólnopolskiej gazety oraz do osoby, której dotyczyło zgłoszenie wysłane w trybie ustawy o ochronie sygnalistów, trafiła korespondencja, której jedynymi adresatami byli minister oraz wysoko postawiony dyplomata?
Radziejowska deklaruje, że nie od niej. Zresztą byłoby to nielogiczne - upublicznienie tej korespondencji w oczywisty sposób mogło zaszkodzić Radziejowskiej w pracy, jak się zresztą stało.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie odpowiedziało na nasze pytania. Spytaliśmy m.in., czy resort wie, skąd dyrektor Instytutu Pileckiego zna treść listu Radziejowskiej skierowanego do minister kultury Cienkowskiej i kto ten list przekazał.
Większość pytań z kolei zignorował Instytut Pileckiego - w tym te o sposób wejścia w posiadanie poufnego listu.
- Informacje i korespondencja przesyłane do osób trzecich przez Hannę Radziejowską bez wiedzy pracodawcy i omówienia ich wcześniej wewnętrznie, nie były przekazywane w trybie ustawy o ochronie sygnalistów. W Instytucie Pileckiego wdrożono zarówno procedury zgłaszania naruszeń prawa i ochrony sygnalistów, jak i komisje etyki i antymobbingową - z żadnej z tych opcji nie skorzystano - przekazała Jurgiel-Żyła.
Podkreślmy: osoby trzecie, o których wspomina rzeczniczka instytutu, to dwie konstytucyjne minister, którym podlegał i podlega Instytut Pileckiego, oraz szef ambasady w Niemczech, gdzie pracowała Radziejowska.
Postanowiliśmy sprawdzić, ile czasu zajmie nam zdobycie listu Radziejowskiej do minister Cienkowskiej. W tym celu poprosiliśmy jednego z posłów koalicji rządowej o pomoc. W ciągu kilku godzin przesłał nam kopię listu, który został oznaczony przez jego autorkę jako poufna korespondencja. Dokument sygnalistki zaczął bowiem krążyć wśród polityków i urzędników jako ciekawostka.
"Powody obiektywne"
Radziejowska została właśnie odwołana ze stanowiska. Instytut wydał oświadczenie, w którym podał, że musiała pożegnać się ze stanowiskiem z "powodów obiektywnych".
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że to nie koniec. Radziejowska bowiem nadal formalnie pracuje dla instytutu. Ustaliliśmy, że Ruchniewicz chce ją zwolnić dyscyplinarnie. Instytut - gdy o to zapytaliśmy - nie odpowiedział na pytanie, czy faktycznie wszczęto procedurę zwolnienia dyscyplinarnego.
Radziejowska w rozmowie z WP mówi, że maila z informacją o odwołaniu otrzymała pół godziny przed zaplanowaną na godz. 10 w czwartek konferencją prasową Ruchniewicza.
- Nie rozumiem przyczyn odwołania, ale rozumiem, że instytut jest w trakcie procesu zwolnienia mnie z pracy. Jestem zatrudniona na niemieckim prawie i będę dochodzić swoich praw przed niemieckim sądem. Nie powiem, że jest mi przykro. Jestem państwowcem i dbam o to, by nasze dobro wspólne dobrze funkcjonowało. Tak było i w tym przypadku, gdy informowałam odpowiednie władze o problematycznych sytuacjach w Instytucie Pileckiego - twierdzi Radziejowska.
Więzienie za odwet
Obowiązująca od września 2024 r. w Polsce ustawa o ochronie sygnalistów ma zachęcać osoby dostrzegające nieprawidłowości w funkcjonowaniu swoich miejsc pracy do zgłaszania zastrzeżeń.
Zgodnie z art. 8 ust. 1 ustawy dane osobowe sygnalisty, pozwalające na ustalenie jego tożsamości, nie podlegają ujawnieniu nieupoważnionym osobom, chyba że za wyraźną zgodą sygnalisty.
W szczególnych przypadkach może dojść do ujawnienia danych, ale musi to się odbyć zawsze za wcześniejszym uprzedzeniem sygnalisty.
Co trzeba zaznaczyć: jeśli ktoś został uznany za sygnalistę, jego kolejne zgłoszenia również powinny być tak traktowane. Nie chodzi bowiem o to, czy każde zgłoszenie jest zasadne (sygnalista może tego nie wiedzieć), lecz o to by dana osoba miała przekonanie, że nie spotkają jej negatywne skutki zgłaszania nieprawidłowości w działaniu swojego przełożonego.
Zakazane jest podejmowanie jakichkolwiek działań odwetowych wobec sygnalistów. Nie mogą być oni w związku ze swoimi zgłoszeniami zwolnieni z pracy, nie można im obniżać wynagrodzenia za pracę ani przenosić na niższe stanowiska.
Artykuł 55 par. 1 ustawy wskazuje, że kto podejmuje działania odwetowe wobec sygnalisty, osoby pomagającej w dokonaniu zgłoszenia lub osoby powiązanej z sygnalistą, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Z kolei w art. 56 wskazano, że kto wbrew przepisom ustawy ujawnia tożsamość sygnalisty, osoby pomagającej w dokonaniu zgłoszenia lub osoby powiązanej z sygnalistą, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
O instytucji sygnalisty głośno było końcem 2024 r., gdy w Wirtualnej Polsce opisaliśmy przypadek Gabrieli Fostiak, związkowczyni z Uniwersytetu Szczecińskiego, która o ewentualnych nieprawidłowościach na uczelni poinformowała Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Ówczesny minister nauki Dariusz Wieczorek uznał, że Fostiak nie należy się status sygnalistki, o który wnioskowała i przekazał jej pisma wprost do rektora Uniwersytetu Szczecińskiego, którego dotyczyło zgłoszenie.
Związkowczynię spotkały szykany ze strony władz uczelni. Po ujawnieniu sprawy przez WP Wieczorek podał się do dymisji.
Podziękowania i oburzenie
Po odwołaniu Radziejowskiej ze stanowiska podziękowania złożyło jej wiele osób ze świata dyplomacji i kultury, w tym m. in. były ambasador Polski w USA i Izraelu Marek Magierowski, ambasador Polski w Chinach Jakub Kumoch, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski, dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Konończuk.
Oburzenie decyzją Ruchniewicza było ponadpartyjne.
"Odwołanie pani Hanny Radziejowskiej to kara za działanie dla dobra publicznego. Decyzja pana dyrektora Ruchniewicza to kolejny akt niszczenia instytucji Instytutu Pileckiego i działania sprzecznego z celami polskiej polityki pamięci. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie rząd naprawi te szkody" - stwierdził Kazimierz Ujazdowski, senator PSL i były minister kultury i dziedzictwa narodowego.
"Wątpliwości wokół zgłaszanych przez dyrektora propozycji działań berlińskiego oddziału, wreszcie sposób zarządzania zespołem. Jeśli dyrektor Ruchniewicz uważa, że zwalniając panią Radziejowską zamyka temat - jest w błędzie" - wskazała Daria Gosek-Popiołek, posłanka Lewicy.
Paweł Figurski i Patryk Słowik, dziennikarze Wirtualnej Polski
Napisz do autorów:
Pawel.Figurski@grupawp.pl
Patryk.Slowik@grupawp.pl