Procedury przeciw Polsce mają zostać zamknięte. Tak ma wyglądać plan Bodnara
Ministrowie do spraw europejskich państw UE poparli zamknięcie trwającej od ponad sześciu lat procedury praworządności przeciwko Polsce. KE podejmie decyzję w najbliższych dniach. Teraz wiele będzie zależało od ministra Adama Bodnara, który obrał już kierunek działania.
21.05.2024 | aktual.: 21.05.2024 19:31
Zakończenie procedury prowadzonej przeciwko Polsce na podstawie artykułu 7 Traktatu o UE było jednym z głównych tematów wtorkowych (21.05.2024) obrad Rady ds. Ogólnych w Brukseli z udziałem ministrów ds. europejskich państw unijnych. Niemal wszyscy przychylnie odnieśli się do zamiarów Komisji Europejskiej, która – zgodnie z oceną z 6 maja – poinformowała, iż "nie istnieje już wyraźne ryzyko poważnego naruszenia praworządności w Polsce", dlatego zamierza zamknąć procedurę.
Jedynie węgierski minister zasygnalizował wątpliwości, co jednak nie będzie miało wpływu na ostateczną decyzję Komisji Europejskiej. Jak poinformowała wiceszefowa KE Vera Jourova, formalne zakończenie procedury przeciwko Polsce nastąpi w ciągu kilku dni – na pewno przed końcem maja.
– To ważny dzień dla Polski i polskich obywateli. Procedura z artykułu 7 kładła się cieniem na polskiej reputacji – mówił minister sprawiedliwości Adam Bodnar, który także uczestniczył w obradach Rady UE w Brukseli. Dziękował on KE oraz przedstawicielom krajów unijnych za okazane zaufanie do planu działań na rzecz przywrócenia praworządności w Polsce, który zaprezentował on już w lutym br. i który jest podstawą dla decyzji Komisji. Przyznał, że odbudowywanie praworządności w Polsce to "trudny, skomplikowany proces", który zależy od różnych okoliczności. Jestem bardzo wdzięczny państwom członkowskim, które dziś się wypowiadały, za zrozumienie dla trudności, które wiążą się z tym procesem i za zaufanie do przedstawionego planu działania, a także za docenienie wszystkiego, co do tej pory udało się zrobić – dodał Bodnar.
Raporty do Brukseli
Zarówno minister, jak i komisarz Jourova podkreślali, że pomimo zdjęcia procedury proces przywracania rządów prawa w Polsce nadal będzie monitorowany przez Komisję. Do końca czerwca rząd przedstawi kolejny raport dotyczący praworządności. Vera Jourova podkreślała jednak we wtorek, że wierzy w determinację nowych polskich władz. – Jesteśmy świadomi, że pewne rzeczy będą szły szybciej, a pewne wolniej, że będzie to mieszanka działań legislacyjnych i nielegislacyjnych – przyznała Jourova.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Część działań z planu Bodnara zapewne będzie mogła być wdrożona dopiero po wyborach prezydenckich w 2025 roku ze względu na możliwość zastosowania weta przez prezydenta Andrzeja Dudę. Niektóre sprawy, jak kwestia statusu sędziów wybranych przez obecną KRS, tzw. neosędziów, budzą kontrowersje w koalicji oraz w środowiskach sędziowskich. – Czeka nas debata i dyskusja o tym, w jaki sposób uregulować ich (neosędziów) status tak, aby każdy sędzia orzekający w Polsce miał pełne, konstytucyjne prawo do orzekania, które nie będzie kwestionowane na mocy orzeczeń czy to TSUE czy to Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – dodał minister.
Węgierskie zastrzeżenia
We wtorek Węgrzy potwierdzili swoje zastrzeżenia co do zamiaru zamknięcia przez KE procedury wobec Polski. W liście do Jourovej węgierski minister ds. europejskich Janos Boka kwestionuje ocenę Komisji i zarzuca jej, że podstawą do uchylenia procedury wobec Polski są jedynie "polityczne obietnice", a nie faktyczne podjęte działania. Dlatego istnieje ryzyko, iż decyzja KE zostanie uznana za "motywowana politycznie".
Do stanowiska Budapesztu odniósł się Bodnar. – Skończyły się te czasy, kiedy to Polska z Węgrami budowały jakieś instytuty rządów prawa, które miały rzekomo przedstawiać alternatywną interpretację zasady praworządności. Skończyły się też czasy, w których Polska i Węgry kwestionowały wspólnie różne mechanizmy prawa unijnego, jak choćby mechanizm warunkowości – dodał minister. Z kolei Jourova podkreślała, że Komisja działa na podstawie obiektywnych kryteriów.
Opcja atomowa
Procedurę z artykułu 7 Traktatu o UE Komisja Europejska wszczęła w grudniu 2017 roku w związku z obawami, że wprowadzane przez ówczesny polski rząd Zjednoczonej Prawicy reformy systemu sądownictwa zagrażają niezależności sądów, a tym samym stanowią ryzyko dla praworządności. Artykuł 7 często nazywany był opcją atomową, która ma służyć głównie odstraszaniu i której użycie jest niezwykle trudne. Najcięższą sankcją, jaką przewiduje, jest zawieszenie kraju w prawie głosu, ale wymagałoby to jednomyślności wśród państw UE (nie licząc państwa objętego procedurą).
W przypadku Polski wszczęcie procedury z artykułu 7 nie odstraszyło jednak rządu PiS, który nie wycofał się z budzących obawy Brukseli reform i wprowadzał kolejne. Efekt procedury pozostał raczej wizerunkowy i symboliczny. I takie też będzie znaczenie jej uchylenia. – Bycie objętym procedurą z artykułu 7 było cieniem nad polską pozycją w UE, bardzo mocno utrudniało nam możliwości realizacji naszych interesów i wzmacnianie naszej pozycji. To niezwykle ważny dzień – powiedział w Brukseli minister do spraw UE Adam Szłapka.
Trójkąt Weimarski przeciw dezinformacji
Także we wtorek w Brukseli Polska, Niemcy i Francja przedstawiły wspólną deklarację dotycząca wzmocnienia walki z manipulacją, dezinformacją oraz probom ingerencji i destabilizacji, podejmowanym z zagranicy. Dokument, którego projekt widziała DW, obejmuje m.in. propozycję stworzenia "europejskiej platformy medialnej, która przyczyniłaby się do walki z dezinformacją poprzez zapewnienie wszystkim obywatelom UE wysokiej jakości informacji i niezależnego dziennikarstwa". Wzywa też do regularnych konsultacji na temat budzących podejrzenia działań dezinformacyjnych oraz ściślejszej wymiany i koordynacji pomiędzy odpowiednimi agencjami państw członkowskich.
Do zaproponowanej przez Trójkąt Weimarski deklaracji przyłączyły się m.in. Słowenia, Czechy, Rumunia, Portugalia i Hiszpania.