Uciekła od rodziców, ale musi spłacać ich długi
Dla 28-letniej Kamili Woźniak z Łodzi każda wizyta w administracji nieruchomości kończy się przepłakaną nocą. Powód? Kobieta musi spłacić potężne długi, jakie narobili jej rodzice, notorycznie nie płacąc czynszu, chociaż wiele lat temu wyprowadziła się z rodzinnego domu. Jedyną jej winą jest to, że nie wymeldowała się z niego i... jako jedyna z rodziny ma normalną pracę. Pani Kamila wychowuje też młodszą siostrę.
Pani Kamila wyniosła się z domu dziewięć lat temu, zaraz po ukończeniu szkoły odzieżowej. Miała dość bez przerwy pijących alkohol i awanturujących się rodziców. - Mieszkałam w wynajmowanych pokojach, ale potrzebowałam stałego adresu, więc się nie wymeldowałam - opowiada.
Dług rodziców sięgnął już ponad 30 tys. zł. Jakby tego było mało, kobieta od dwóch lat jest rodziną zastępczą dla 12-letniej siostry. - Wcześniej przez cztery lata Klaudia mieszkała w domu dziecka. Wyciągnęłam ją stamtąd - opowiada pani Kamila, która dziś z siostrą i mężem mieszka kątem u teściów.
Z rodzicami przez te lata nie utrzymywała bliższych kontaktów. - Dzwonili co kilka miesięcy, czasem dawałam im jakieś pieniądze na życie. Nie miałam pojęcia, że mają długi - opowiada pani Kamila.
Dowiedziała się w zeszłym miesiącu, gdy na wycieraczce znalazła pismo od komornika przy Sądzie Rejonowym Łódź-Widzew, informujące, że ze swojej pensji ma spłacić 12,5 tys. zł długu czynszowego rodziców oraz odsetki i koszty sądowe. Okazało się, że w 2005 r. administracja wytoczyła jej rodzinie dwie sprawy - o spłatę należności i o eksmisję.
Rodzice pani Kamili nadal zajmują mieszkanie przy Przybyszewskiego, bo miasto nie ma dla nich lokalu socjalnego. I nadal nie płacą czynszu. Dług wynosi już 32 tys. zł. Pół roku temu administracja przekazała wyrok komornikowi, który uznał, że rodzice nie mają z czego spłacić zobowiązań.
- Mój brat zarabia niewiele i ma na utrzymaniu rodzinę. Zostałam im ja - żali się pani Kamila, która jako szwaczka w podłódzkim Konstantynowie zarabia 1,5 tys. zł, ale pensja jej męża sięga prawie 2 tys. zł. Kamila Woźniak niedawno wymeldowała się od rodziców, ale nic jej to nie dało.
Bogusław Hawryś, zastępca dyrektora AN Łódź Górna-Zachód, przyznaje, że poza Kamilą nikt z jej rodziny nie przejął się ani długiem, ani komornikiem. - Współczuję pani Kamili, ale moim zadaniem jest zapewnienie dochodów spółdzielni - mówi. - Pani Kamila może wystąpić o rozłożenie długu na raty, a później o umorzenie odsetek. Ale nie daję gwarancji, że administracja wyrazi na to zgodę.
W biurze komornika sądowego nie chcieli komentować sprawy. - My wykonujemy tylko wyroki sądu. Nie mamy wpływu na wyroki - tłumaczyli.
Wyrok sądu, nakazujący pani Kamili spłatę nie swoich długów, nie dziwi Antoniego Szmidta z Obywatelskiego Ruchu Obrony Pokrzywdzonych w Mieszkalnictwie. - Jeżeli ta pani była zameldowana w mieszkaniu, sąd mógł zasądzić solidarne spłacanie długów. To częsta praktyka - tłumaczy i radzi, co można zrobić: jeżeli doszło do postępowania komorniczego, to znaczy, że wyrok się uprawomocnił. Jedyne, co można zrobić, to złożyć do sądu wniosek o przedłużenie terminu zaskarżania wyroku. Jeżeli sąd się zgodzi, poszkodowana będzie mogła odwoływać się od wyroku, tłumacząc, że nie wiedząc o rozprawie, nie miała prawa do obrony.
Zobacz więcej w "Polska Dziennik Łódzki"