Tysiące ofiar katastrofy kolejowej. Koszmar w Korei Północnej wydarzył się 18 lat temu
Wypadki na kolei z pozoru wydają się nieść za sobą mniej dramatyczne konsekwencje, niż katastrofy lotnicze. Nic bardziej mylnego. Tuż przy granicy Korei Północnej i Chin doszło w 2004 roku do niewyobrażalnej tragedii. Do dziś nie wiadomo dokładnie, ile osób poniosło śmierć w wyniku wydarzeń w okolicach Ryongch’on, ale liczby idą w tysiące.
22.04.2022 | aktual.: 24.04.2022 10:01
Przekaz informacji z terenów Korei Północnej do tej pory wydaje się być mocno zaburzony. Nie inaczej było 18 lat temu, kiedy w okolicach Ryongch’on doszło do zderzenia dwóch pociągów towarowych. Jeden z nich wiózł saletrę amonową, a drugi benzynę. Łatwo sobie wyobrazić, jak niewyobrażalny koszmar niosło za sobą uderzenie w siebie obu składów, do którego doszło 22 kwietnia 2004 roku.
Kim Dzong Il mógł zginąć?
Komunistyczna Korea Północna od samego początku próbowała ukryć wiadomość o katastrofie przed światem. Według nieoficjalnych informacji trakcja kolejowa, po której poruszały się pociągi, była w bardzo kiepskim stanie. Nie to jednak mroziło krew w żyłach osób rządzących krajem. Kilka godzin wcześniej po tych samych torach przemieszczał się przywódca narodu, Kim Dzong Il, który od zawsze bał się lotów samolotem i preferował podróże koleją. W kwietniu 2004 roku odwiedził w ten sposób Chiny.
Nie brakowało głosów, że całe zdarzenie było próbą zamachu na dyktatora. Informacje te nie zostały jednak nigdy potwierdzone. Fakty są takie, że życie straciły dziesiątki niewinnych osób, w tym uczniowie pobliskiej szkoły. Krótko po zderzeniu obu pociągów na jeden z nich spadły linie wysokiego napięcia, co wywołało eksplozję.
Egzekucja ministra
Po wypadku władze Korei Północnej szybko odcięły łączność międzynarodową, aby zatuszować zdarzenie. Ostatecznie informacje o nim dotarły jednak do zagranicznych mediów. Czy tragedia faktycznie była próbą zamachu? Nie wiadomo. Kilka lat później za katastrofę na karę śmierci skazano ówczesnego ministra kolei. Kim Jong Sam stracił życie w 2011 roku, z powodu uznania go winnym wypadku. To wzmacnia przypuszczenia o zamieszaniu w całe zdarzenie osoby koreańskiego dyktatora. Wielu ekspertów podkreśla, że kara wymierzona na ministrze nie byłaby tak surowa, gdyby nie zagrożenie życia Kim Dzong Ila.
Bez względu na okoliczności, tragedia pod Ryongch’on pochłonęła setki ofiar. Oficjalnie mówi się o 154 osobach zmarłych. W grupie tej było 76 dzieci z pobliskiej szkoły. Nieoficjalnie życie i zdrowie stracić mogło nawet 3000 osób. Liczby bardzo trudno z weryfikować, zważywszy na utrudniony i zaburzony przekaz informacji z komunistycznego kraju.
Główną przyczyną śmierci ofiar był pożar, który był konsekwencją wybuchu benzyny i gazu. Akcja ratunkowa trwała dwa dni. Z pomocą ruszyły Korea Południowa oraz Chiny. Oba państwa wsparły sąsiadów pieniędzmi oraz lekarzami, którzy pracowali na miejscu wypadku. Chińska Republika Ludowa przekazała 10 mln juanów. Koreańczycy z południa zebrali dla ofiar aż 9 mln dolarów.
Empatia nie może dziwić. Teren Ryongch’on po wypadku został całkowicie zniszczony. Według relacji świadków, wyglądał jak po bombardowaniu. Do zagranicznych mediów trafiły zdjęcia satelitarne, które opublikowało BBC. Nie widać było jednak na nich istotnych szczegółów, a Korea Północna postarała się, aby wiele informacji nie ujrzało światła dziennego. Wiadomo, że setki osób straciły bliskich oraz dorobek życia. Ocalali poszukiwali wśród gruzów resztek swoich rzeczy. 18 lat po katastrofie w Ryongch’on, pamięć o niej wciąż trwa. Z pewnością był to jeden z najtragiczniejszych wypadków kolejowych w historii świata.