Tyran zemści się na zdrajcach i Europie?
Libijska rewolucja traci impet. Muammar Kadafi już się nie broni, lecz krok po kroku odbija utracone tereny. Co to oznacza dla tych, którzy uwierzyli w koniec dyktatora? - zastanawia się Michał Staniul.
17.03.2011 | aktual.: 17.03.2011 16:08
Jeszcze niedawno wydawało się, że naprawdę nadszedł jego kres. Upadek miał mieć taki, jak całe życie - gwałtowny, brutalny, z palcem zaciśniętym na spuście karabinu. Gdy 22 lutego Kadafi zapowiadał w Trypolisie swą męczeńską śmierć, wyglądało to jak scena z mrocznej powieści. Do stolicy rzekomo zbliżali się już powstańcy. Ostatni taniec szaleńca - wierzyliśmy. A przynajmniej chcieliśmy w to wierzyć. My - dziennikarze, politycy i duża część widowni. Czasem chyba po prostu chce się wierzyć, że zło ostatecznie przegra.
Może okazać się jednak, że byliśmy w błędzie. Siły Kadafiego, jak dowiadujemy się z najnowszych raportów, odbijają z rąk partyzantów kolejne miasta. Nie przebierają przy tym w środkach. Chociaż część wojska zbuntowała się przeciwko dyktatorowi, ten zachował kontrolę nad lotnictwem. I dziś przy pomocy samolotów równa buntowników z ziemią.
Dla Libijczyków, którzy stanęli po stronie rewolucji, jest to zwiastunem tragedii. Kadafi rządzi Libią od 42 lat. Wielokrotnie pokazywał, że jest człowiek mściwym i nienawidzącym sprzeciwu. W latach 80. nawet ucieczka z kraju nie ratowała jego oponentów przed śmiercią - dyktator wysyłał za nimi zabójców. W 1996 roku służby państwowe zamordowały ponad 1200 dysydentów osadzonych w więzieniu Abuslim w Trypolisie. Dziś zapowiedzią kary, jaka czeka na rebeliantów i ich zwolenników, może być los 20 rządowych żołnierzy, którzy kilka dni temu odmówili strzelania do ludzi podczas ofensywy na Ben Dżawad. Mężczyźni zostali związani i straceni tuż u progu bazy wojskowej.
Pełni obaw o przyszłość mogą być też europejscy przywódcy. Ich kraje - zwłaszcza Włochy i Niemcy - od lat układały się z Kadafim. Zyskiwały dzięki temu dostęp do złóż doskonałej jakościowo ropy i gazu oraz partnera w walce z nielegalnymi imigrantami z Afryki. Dlatego początkowo Europejczycy nie przyklaskiwali rewolcie. Dopiero okrucieństwo tyrana i szybkie zwycięstwa partyzantów skłoniły ich do zmiany postawy. Potępili dyktatora, nałożyli na niego sankcje, zamrozili jego konta. Na więcej się nie odważyli, ale i tak było jasne, po czyjej stronie stanęli.
Teraz, gdy inicjatywa znów jest po stronie dyktatora, niektóre z europejskich stolic zaczynają żałować swojej decyzji. Niemcy, odbierające ponad 10% libijskiego eksportu, złagodziły ton i zdecydowanie sprzeciwiają się apelom Francji i Wielkiej Brytanii o utworzenie nad Libią strefy zakazu lotów. Kadafi to docenia. W wywiadzie dla RTL powiedział, że "tylko Berlin zachował się odpowiedzialnie i może liczyć na libijskie kontrakty naftowe". Reszta zachodnich państw go "zawiodła".
Czy Kadafi może mścić się na Europie inaczej niż zakręcając kurki z ropą i gazem? W czasach zimnej wojny był jednym z głównych sponsorów terroryzmu. Pomagał dziesiątkom organizacji - od IRA po islamistyczne bojówki. Sam zlecał także zamachy bombowe, w tym na dwa zachodnie samoloty pasażerskie. Przez najbliższe miesiące Kadafi zajęty będzie zapewne sprawami wewnętrznymi. Jednak, gdy opanuje sytuację w Libii, może wrócić do starych metod uderzania w "nielojalnych sojuszników".
Na ewentualnej porażce libijskiego powstania najbardziej skorzystają Chiny i Indie. Od początku zamieszek dokładnie obserwują sytuację, ale trzymają się z boku. Nie wygłaszają ostrych sądów ani żądań, nie domagają się zbrojnej interwencji. Jeśli dyktator przetrwa, będzie szukał nowych partnerów. Nowe Delhi i Pekin, ze swoimi pęczniejącymi gospodarkami, chętnie go pocieszą po traumatycznych przeżyciach.
Zobacz również blog autora: Blizny Świata!