PolskaTyramy jak woły, a potem rządzi nami pilot

Tyramy jak woły, a potem rządzi nami pilot

Jesteśmy najdłużej pracującym w tygodniu narodem w Unii Europejskiej. Choć nie mamy zbyt wiele wolnego czasu, to aż 54% Polaków jako swoją rozrywkę wybiera telewizję. Co jeszcze w wolnych chwilach robią Polacy?

Tyramy jak woły, a potem rządzi nami pilot
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

WP: Sylwia Mróz, Wirtualna Polska: Według badań CBOS z 2006 roku 54% Polaków w czasie wolnym ogląda telewizję i filmy na DVD. Czy faktycznie jest to główna rozrywka Polaków?

Prof. UMK, dr hab. Tomasz Szlendak: Im dalej od centrum dużego miasta, tym częściej największą atrakcją w czasie wolnym jest telewizja. Spędzany przed telewizorem czas to już około czterech godzin dziennie. Im bliżej jednak centrum miasta, szczególnie dużego miasta, tym ludzie mają mniej wolnego czasu i tym rzadziej poświęcają go na oglądanie telewizji.

WP: * Co najchętniej robią po pracy Polacy?*

- Warto dodać o ile tylko mają czas. Ci, którzy są mieszkańcami dużych i średniej wielkości miast mają – owszem – czas wolny, ale jest on rozsypany w ciągu dnia, tygodnia i miesiąca. To znaczy, że nie mają do dyspozycji, jak robotnicy fabryczni w latach 60. czy 70., kilku godzin dziennie, by wypełnić te godziny jakimś długotrwałymi, zajmującymi hobby, rozrywką czy przyjemnościami. Zwykle mają do dyspozycji 20 minut lub pół godziny, które poświęcają na drobne, krótkie i intensywne przyjemności, po czym powracają do pracy, którą przynieśli do domu. Zatrudnienie, szczególnie w usługach niematerialnych, generuje coraz więcej pracy, którą nosi się ze sobą w teczce albo przepastnej damskiej torbie. Do tego coraz więcej czasu spędzamy w samochodach, w metrze, w pociągach. Im większe miasto, tym więcej czasu traconego na dojazdy i tym mniej czasu wolnego. To między innymi powoduje, że rozmaite przyjemności wymagające czasu, jak czytanie książek czy słuchanie muzyki, przeniosły się dzisiaj do środków transportu. Mamy
zatem do czynienia z aktywnością kulturalną transportową, np. słuchamy książki w aucie.

Co prawda Polacy nadal przyznają się ankieterom do tego, że wykonują jakieś czynności w wolnym czasie, ale tym pracującym wolny czas nieustannie się skraca i rozprasza. Jesteśmy najdłużej pracującym w tygodniu narodem w Unii Europejskiej.

WP: Z tego, co Pan mówi można by wywnioskować, że nawet jeśli mamy mało wolnego czasu, to potrafimy nim gospodarować. Czy możemy postawić tezę, że Polacy potrafią zorganizować sobie czas bez trenera czasu wolnego?

- Wręcz przeciwnie – nie możemy w ogóle postawić takiej tezy. Proszę zauważyć, że coraz częściej w Polsce studiuje się organizację czasu wolnego. Okazuje się, że Polacy z trudnością wypełniają swój wolny czas czymś innym niż telewizja.

Kolejną formą spędzania wolnego czasu jest w Polsce spacer po galerii handlowej, tam oczywiście, gdzie ona jest dostępna. W trakcie badań nad kulturą w polskim mieście wykonanych na zlecenie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z myślą o Kongresie Kultury Polskiej, okazało się, że Polacy z wielką ochotą przebywają w galeriach, przestrzeniach wielozmysłowych, czyli tam, gdzie jest 200 sklepów, koleżanki spacerujące w nowych ciuchach ze swoimi dziećmi, a do tego klown, czarodzieje, lody i gdzie niezajmująco leci muzyka. Tam, gdzie atakowane są wszystkie zmysły. W galerii nie-handlowej trzeba się skupić i to, co jest w nich zazwyczaj wystawiane, atakuje tylko jeden zmysł. Dlatego między innymi sztuka – wystawa, koncert – przegrywa ze spacerami po centrach handlowych.

Do tego jeszcze starsze osoby wymieniają działkę. Oni akurat wolnego czasu mają pod dostatkiem, zatem część z tej kategorii, ta lepiej wykształcona, jest aktywna kulturalnie. Jeśli zwrócić uwagę na to, kto bierze udział w różnego rodzaju wydarzeniach kulturalnych, to są to osoby starsze, na emeryturze, dzieci dowożone autobusami ze szkół i licealiści, którzy mają sporo wolnego czasu, bo nie pracują. Ludzie pracujący w wieku średnim rzadko kiedy mają chęć i chwilę, aby „wyskoczyć” z domu, zwłaszcza kiedy do przybytków kultury daleko, a pilot od DVD blisko.

WP: Jednak mnogość bodźców, która jest charakterystyczna dla centrów handlowych wyklucza relaks, bo w końcu nic nas tak nie odpręża, jak nicnierobienie. Jak pokazują sondy i badania opinii publicznej ludzie mają problem z tym, by odpoczywać leniuchując.

- Polacy, tak zresztą jak przedstawiciele innych narodów, mają tendencję do tego, by rozrywkę rozumieć jako przebywanie z ludźmi. Wykonywanie czynności rozrywkowych samotnie jest dobre dla eremitów, nie dla Polaków. Takie czynności, które się robi w odosobnieniu, jak czytanie, odchodzą powoli w niepamięć. Ażeby skracający się wolny czas był należycie wykorzystany, musimy go spędzić wspólnie, nawet w tłoku i hałasie. Oczywiście po wyjściu z supermarketu wszyscy są przemęczeni, ale jednak każdy tam pędzi, żeby być razem. Mam wrażenie, że coraz częściej rzeczy, które robi się samemu uważane są w Polsce za nieodbyte. Bardzo popularne są wycieczki, na których jedzie się gromadnie. Wakacje uważa się za nieudane, jeśli jedziemy na odludzie. Polacy w wolnym czasie po prostu lubią przebywać z innymi, nawet jeśli jest głośno, śmierdzi grillem i dzieją się rzeczy nieprzyjemne dla osób, które chciałyby wypocząć samotnie na kanapie.

Ale to, co Pani zauważa jest ważne, bo Polacy mają w pracy nadmiar bodźców, jak niemal wszyscy na Zachodzie. Praktycznie co kilka, kilkanaście minut ludzie pracujący są odrywani od swojej pracy za sprawą rozmaitych dystraktorów – kolejnego maila, na którego trzeba odpowiedzieć i filmiku na youtube, który trzeba obejrzeć. W ten sposób podnosi się poziom stresu, bo praca nie jest wykonywana należycie w jednym miejscu. Poza tym wszyscy cierpią na coś w rodzaju zbiorowego ADHD – za sprawą dystraktorów są kompletnie rozproszeni i nie potrafią się na niczym skupić. Poziom stresu i nerwowości w ten sposób się podnosi. Do tego dzisiejsza rozrywka nie odcina od stresu, a wręcz przeciwnie – idziemy w jeszcze bardziej gwarne miejsce, z jeszcze większą liczbą dystraktorów. Mówiąc półżartem, poziom nerwacji w naszym państwie mocno wzrasta. A im większe miasto, tym bardziej nakręca się spirala stresu.

WP: Rozmawiamy o zjawiskach, które się pojawiły w ostatnich latach i za czasów PRL-u nie zajmowały Polaków w takim stopniu, co dziś.

- Porównując czasy PRL-u i dzisiejsze wyraźnie widać nadmiar bodźców. Za czasów PRL-u nie można było nigdzie pójść, więc ludzie zamykali się w przestrzeni domowej. Inną sprawą jest to, że rósł w siłę wówczas amoralny familizm. PRL, podtrzymując tendencję Polaków do zamykania się w obrębie domostwa i rodziny, doprowadził do braku zaufania do ludzi spoza kręgu domowego. W PRL-u dominowały dyskusje przy alkoholu w pozamykanych M3, przy braku jakiejkolwiek rozrywki na zewnątrz. Dziś to wygląda nieco inaczej – w domu się w zasadzie sypia, ogląda telewizję i siedzi w Internecie. Każdy przed własnym panelem LCD. Dyskusje, jeśli się już odbywają, to w pubach.

WP: Co najbardziej absorbuje Polaków w niedzielę? Zakupy w hipermarkecie, rodzina czy może kościół?

- Zdaje się, że obserwujemy właśnie przeniesienie rytuałów. Polacy potrzebują specyficznych rytuałów, które organizują im cykl życia, a do tego muszą dysponować miejscem, w którym mogą zaprezentować status. Msza niedzielna w kościele parafialnym to był taki czas i takie miejsce, jednak coraz mniej ludzi chodzi do kościoła. W średnich i dużych miastach w niedzielnej mszy świętej uczestniczy poniżej 40% Polaków. A z drugiej strony wzrasta liczba osób, które zamiast na mszę jadą do galerii handlowych. Są tacy, którzy stosują rytuał podwojony – najpierw msza, potem zakupy. To zrytualizowane zachowanie organizuje życie, życie jest dzięki temu wpisane w tygodniowy grafik. Warto raz w tygodniu pojechać w takie miejsce, gdzie można spotkać innych ludzi, pokazać się, połazić. Żartując, przypomina to podbijanie karty obecności w zakładzie pracy. Tydzień mija od jednego podbicia karty w galerii handlowej do następnego.

Rodzina, mimo deklaracji składanych ankieterom przez Polaków, nie jest moim zdaniem tak ważna, jak by się wydawało. Zaczynamy się męczyć w towarzystwie najbliższych. Zauważmy, że coraz częściej nadmiar wolnego czasu w niedzielę, bądź na tygodniowym urlopie powoduje różnego rodzaju rodzinne spięcia. Lepiej Polakowi gdzieś pójść i zabić ten czas kontaktem ze światem. Siedzenie w domu w wąskim gronie rodzinnym coraz częściej jest rodzajem traumy dla Polaka, a nie formy rozrywki. Skoro każdy z nas większość czasu przebywa w pracy, a po pracy myśli o pracy, to członkowie rodziny pozostają w sensie psychicznym coraz dalej. Zaczynamy się z nimi męczyć, nudzić, przestajemy ich rozumieć, nie podzielają naszych stresów, mają jakieś własne, dla nas niezrozumiałe. Wolny czas z rodziną często nie należy zatem do najciekawszych form jego spędzania, dostępnych w dzisiejszej rozrywkowej karcie dań.

Rozmawiała Sylwia Mróz, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)