Tylko w WP. Misiewicz nie odpuszcza internaucie. Wiemy, co planuje
W przyszłym tygodniu Bartłomiej Misiewicz złoży do prokuratury zawiadomienie ws. fake newsa, którego kilka dni temu padł ofiarą - dowiedziała się Wirtualna Polska. "Nie można o kimkolwiek pisać czy mówić wyssanych z palca bzdur. Mówię takim działaniom dość" - przekonuje były rzecznik MON.
Screen wpisu, którego autorem miał być Misiewicz, został opublikowany przez jednego z internautów. "Nowy szef MON Błaszczak jest największą porażką intelektualną rządu PiSu. Deficyt intelektualny jest jego wrodzoną zaletą" - brzmiał fragment. Cytat szybko zaczął krążyć po sieci.
Jak się jednak okazało, wpis był fałszywką. Oznajmił to jednoznacznie sam Misiewicz na swoim profilu. Od razu też zasugerował, że może zdecydować się stanowcze kroki.
Jak jest w rzeczywistości? Postanowiliśmy zapytać u źródła. "Nie odpuszczam. W przyszłym tygodniu, po powrocie z urlopu, zawiadomienie zostanie złożone w prokuraturze" - zapewnił nas Misiewicz.
Dlaczego? "To proste. W polskiej przestrzeni publicznej liczba fake newsów jest bardzo duża. W moim kierunku tworzone są bardzo często i nie mam zamiaru już zostawiać tego typu działań bezkarnie. Tym bardziej, że jestem osobą prywatną, a ciagle - od ponad roku - jestem atakowany przez rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji. Tego typu działania powinny być ścigane i powinny być wyciągane konsekwencje wobec osób je tworzących i ropowszechniających" - argumentuje Misiewicz.
Były rzecznik MON podkreśla, że "nie można o kimkolwiek pisać czy mówić wyssanych z palca bzdur" i - jak w ostatnim przypadku - nawet nie powiedzieć "przepraszam". "Mówię takim działaniom dość" - podsumowuje.
Misiewicz nie pierwszy raz padł ofiarą fake newsa. W lutym ubiegłego roku media skrytykowały go za rzekome grożenie na Facebooku degradacją generałowi Waldemarowi Skrzypczakowi. Fikcyjny wpis bezkrytycznie powieliła część redakcji.