Tygrysy z przejścia granicznego. Gogh po operacji. "Jego szanse są minimalne"

Jeden z tygrysów, uratowanych przez poznańskie zoo, musiał w nocy przejść operację. "Jego szanse są minimalne, ma wyniszczony organizm" - informuje Ewa Zgrabczyńska, dyrektor ogrodu. Z kolei dwa tygrysy, które są w Człuchowie, noszą ślady bicia - alarmuje firma Canpol Odejewski, która się nimi opiekuje.

Tygrysy z przejścia granicznego. Gogh po operacji. "Jego szanse są minimalne"
Źródło zdjęć: © ZOO Poznań

"W nocy Gogh przeszedł w narkozie pełną diagnostykę i operację udrażniającą przewód pokarmowy. Śpi. Jego szanse są minimalne, organizm wyniszczony straszliwie... Ale ja nadal wierzę. Nie jestem w stanie opisać cierpienia, którego to zwierzę doświadczyło wcześniej, przed i w trakcie transportu. Przeganiamy śmierć. Ale jeśli przegramy, tygrys Gogh dołączy do Pierwszego Umarłego bez bólu i męki konania. Czuwamy, żeby Gogh nie cierpiał jak Pierwszy" - napisała w środę dyrektor Ewa Zgrabczyńska na Facebooku dołączając zdjęcie śpiącego tygrysa.

Jak poinformowała dyrektorka zoo w Poznaniu, w Polsce pozostaną dwa koty - Gogh oraz Kan, który był jego towarzyszem i ma "problemy ortopedyczne". Pozostałych pięć tygrysów (Softi, Merida Waleczna, Aqua, Toth i Samson) zostały zakwalifikowane we wtorek do transportu, ponieważ są w dobrej kondycji. Za kilka dni wyjeżdżają do azylu w Hiszpanii, gdzie będą miały znacznie lepsze warunki do życia.

"Noszą ślady bicia"

W ogrodzie zoologicznym w Człuchowie pozostaną dwa tygrysy - Maximus i Feniks. Zwierzęta już bez problemu wychodzą na wybieg, a co najważniejsze - we wtorek po raz pierwszy zjadły mięso z ziemi. Do tej pory jadły posiłki tylko "z ręki" karmiciela. Niestety, kiedy tygrysy zaczęły wychodzić na wybieg, opiekunowie zobaczyli, że noszą one ślady bicia.

"Chłopcy nie umieli jeść z ziemi. Nawet gdy byli bardzo głodni, nie ruszyli mięsa. Tylko z ręki. Domyślamy się, że na tym polegał trening, którego jednym z elementów musiało być bicie, ponieważ dopiero teraz na wybiegu zewnętrznym, w pełnym słońcu, widzimy na ciele tygrysków liczne ślady" - napisała na Facebooku firma Canpol Odejewski, która prowadzi zoo.

"Mały był początkowo łapczywy, po czym brał kawałek mięsa do buzi, kładł go na łapkach i celebrował każdy kęs, mlaskając. Duży wyglądał na zaskoczonego, wyraźnie wolniejszy, ale był dzisiaj tygrysem, który nie prosi o jedzenie wykonując zadanie, tylko zmęczony zapachami świata wraca do domu i je, ponieważ jest głodny" - czytamy na profilu ogrodu zoologicznego w Człuchowie.

Uwięzione w ciasnych klatkach

Do poznańskiego zoo tygrysy przyjechały 31 października w bardzo złym stanie. Siedem zwierząt zostało tam przetransportowanych z polsko-białoruskiej granicy. Zwierzęta wymagały opieki weterynaryjnej. Miały problemy z poruszaniem się, z oddychaniem.

Ciężarówka z 10 tygrysami uwięzionymi w niewielkich klatkach wyjechała z Rzymu 22 października. Jechała do Dagestanu - republiki Federacji Rosyjskiej. Według nieoficjalnych informacji zwierzęta miały trafić do cyrku. Transport utknął na polsko-białoruskim przejściu granicznym w Koroszczynie 26 października. Białorusini nie chcieli go wpuścić. Najpierw okazało się, że kierowcy nie mają białoruskich wiz. Potem, gdy transport przejął Rosjanin, białoruskie służby stwierdziły, że brakuje wymaganych przy transporcie żywych zwierząt dokumentów.

Transport został cofnięty do Polski, a samochód ze zwierzętami umieszczony w terminalu w Koroszczynie. Jeden z tygrysów nie przeżył uciążliwej podróży. Organizator transportu, obywatel Federacji Rosyjskiej Rinat V., został zatrzymany. Usłyszał zarzuty znęcania się nad zwierzętami.

Według śledczych Rinat V. zorganizował transport zwierząt w nieodpowiednich dla nich warunkach, nie zapewnił odpowiedniej ilości pokarmu i dostępu do wody, w wyniku czego jeden z tygrysów padł. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Białej Podlaskiej.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (264)