ŚwiatTworzenie nowego Iraku wymaga czasu i cierpliwości

Tworzenie nowego Iraku wymaga czasu i cierpliwości

18.04.2003 15:10, aktual.: 18.04.2003 15:42

Siły alianckie wygrały wojnę w Iraku w
ciągu czterech tygodni, ale wygranie pokoju i ustanowienie
demokracji w kraju, który 30 lat znajdował się pod rządami
brutalnego reżimu jednopartyjnego, potrwa znacznie dłużej.

We wtorek działacze dotychczasowej opozycji i przywódcy religijni Iraku odbyli wstępne rozmowy w bazie Tallil w sąsiedztwie ruin starożytnego Uru na południu Iraku. Po czterech godzinach rozmów ogłosili 13-punktowe oświadczenie, w którym zapowiedzieli, że Irak będzie demokracją federalną, dbającą o poszanowanie różnorodności.

Osiągnięcie tego celu w kraju bez tradycji demokratycznych, wykrojonego sztucznie po pierwszej wojnie światowej z terytoriów zamieszkanych przez Kurdów i Arabów, szyitów i sunnitów, będzie bardzo trudne.

"To jasne, że trzeba mieć plan działania, ale w tym wszystkim jest wiele pobożnych życzeń" - powiedział Charles Heyman, brytyjski wydawca publikacji "Jane's World Armies". - "Takim pobożnym życzeniem jest zapewne oczekiwanie, że w ciągu kilku miesięcy zacznie tam działać rząd podobny do tych, które mamy na Zachodzie. Nam zajęło to trzysta lat".

Spotkanie wtorkowe miało wstępny charakter. Kolejne zaplanowano na 25 kwietnia. Były minister spraw zagranicznych Iraku Adnan Paczaczi, reprezentowany w Tallilu przez emisariusza, wyraził nadzieję, że spotkania doprowadzą do konferencji, na której można będzie uzgodnić skład irackiego rządu przejściowego. Po upadku rządu talibów czegoś takiego dokonała opozycja afgańska na konferencji w Niemczech, zorganizowanej pod patronatem ONZ w grudniu 2001 roku.

Jednak Irak nie jest Afganistanem i ktoś, kto chciałby uczynić z wydarzeń afgańskich punkt wyjścia dla swych przewidywań na temat Iraku, mógłby się rozczarować.

Afganistan ma tradycję narad starszyzny plemiennej, zwanych loja dżirga (wielkie zgromadzenie), zwoływanych dla wyłonienia i namaszczenia nowego przywódcy. Nie było tam też większych trudności z uzgodnieniem kandydata na przywódcę. Został nim Hamid Karzaj, arystokrata reprezentujący najliczniejszą grupę etniczną kraju - Pasztunów.

W Iraku około 60% ludności stanowią szyici, ale władza znajdowała się zawsze w rękach sunnickiej mniejszości. Żadna z tych grup nie ma przywódcy górującego wyraźnie nad innymi, brakuje też jakichś uświęconych tradycją mechanizmów wyboru.

Urzędnicy administracji USA mówią, że jeśli ktoś chce wyrobić sobie pojęcie, jak potoczą się sprawy w Iraku, powinien zapoznać się z przebiegiem wydarzeń w Europie Środkowowschodniej po upadku komunizmu. "Nader rozwinięte społeczeństwa były tam pod kontrolą państw policyjnych - powiedział pewien przedstawiciel Waszyngtonu. - Rządy demokratyczne przywrócono w tych krajach dość szybko".

Zapewne jest to opinia zbyt optymistyczna. Jedynym krajem wschodniej Europy tak zróżnicowanym etnicznie i religijnie jak Irak, była Jugosławia, w której pod koniec rządów komunistycznych wybuchła rujnująca wojna domowa.

Irakiem rządzili najpierw namiestnicy tureccy i brytyjscy, potem narzucona z zewnątrz dynastia Haszymidów i wreszcie partia Baas. Podskórne napięcia wzbierające w ostatnich dziesięcioleciach pod żelaznymi rządami Saddama Husajna teraz zaczęły się ujawniać.

W Nadżafie, świętym mieście szyitów, dwaj duchowni zginęli w starciach między rywalizującymi między sobą frakcjami szyickimi. Najwyższa Rada Rewolucji Islamskiej w Iraku, która jest największym ugrupowaniem szyickim kraju, zbojkotowała spotkanie w Tallilu, bo nie chce, aby przejściową administrację organizowali Amerykanie.

Jeśli USA ustanowią w Iraku demokrację, to szyicka większość, utrzymująca bliskie stosunki z Iranem, mogłaby w pewnych okolicznościach powołać w wyborach rząd teokratyczny. Na razie oświadczenie z Tallilu głosi tylko, że trzeba przedyskutować rolę religii w państwie i społeczeństwie.

Waszyngton mówi, że Irakijczycy sami muszą postanowić, jakiego chcą rządu. Trudno jednak sobie wyobrazić, że USA usankcjonują powstanie państwa islamskiego. Amerykanie liczą, że w wojennym zamęcie nie zaginęły tradycje Iraku jako państwa świeckiego.

Uczestnicy narady w Tallilu zażądali rozwiązania partii Baas, jedynej, jaką Irakijczycy znają od 25 lat. Stworzenie nowych partii wymaga czasu. Michael Pohly, ekspert z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie, specjalizujący się w badaniu przeobrażeń demokratycznych, mówi, że samo przygotowanie programów zajmie nowym partiom przynajmniej pół roku. Upowszechnienie ich w społeczeństwie wymaga następnych kilku miesięcy.

Jednym z silniejszych ugrupowań dotychczasowej opozycji jest Iracki Kongres Narodowy, działający od lat z Londynu i kierowany przez faworyta Pentagonu Ahmeda Szalabiego. Wojsko amerykańskie przywiozło go do Iraku razem z kilkusetosobową grupą bojowników jeszcze przed zakończeniem wojny, dzięki czemu wyprzedził innych działaczy na uchodźstwie.

Jednak pomoc, jaką otrzymał od USA, sprawiła, że wielu Irakijczyków będzie go teraz kojarzyć z armią amerykańską. "Irackie grupy interesu są dobrze zorganizowane i nie pozwolą, aby ktoś taki jak Szalabi przejął władzę" - powiedział Pohly.(iza)

Źródło artykułu:PAP
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także