Twardy orzech do zgryzienia dla Putina. Rosja dystansuje się od Trumpa
Hillary Clinton i Donalda Trumpa dzieli deklarowana polityka wobec Rosji; wydaje się, że Clinton będzie bardziej zdecydowana względem Rosji - mówi rosyjski polityk Ilja Ponomariow. Zastrzega jednak, że nie ma pewności, jaka będzie oficjalna linia polityczna kandydatów w przypadku zwycięstwa w wyborach.
Po roku prawienia komplementów republikańskiemu kandydatowi na prezydenta Kreml zapewnia, że gotów jest rozmawiać z każdym zwycięzcą wyborów - czytamy w "Rzeczpospolitej". - Jesteśmy gotowi do ustanowienia normalnych, produktywnych stosunków z każdym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jesteśmy tym zainteresowani - zapewnił rosyjski premier Dmitrij Miedwiediew.
Pod koniec października Władimir Putin podczas spotkania z zachodnimi ekspertami i politologami stwierdził, że Trump "nie jest naszym faworytem". - To bzdura - dodał. Rzecznik Putina Pieskow deklaruje, że Kreml gotów jest spotkać się z każdym kandydatem na amerykańskiego prezydenta.
Z kolei według Ponomariowa należy spodziewać się zmian w polityce Stanów Zjednoczonych wobec Rosji po wyborach prezydenckich w USA. - Clinton i Trump to inne osobowości, niż prezydent Barack Obama. Będą znaczące zmiany w otoczeniu prezydenta, departamencie stanu, departamencie obrony, więc z pewnością zmieni się też polityka. Jest jednak trudno przewidzieć, jaki będzie zakres tych zmian, ponieważ kandydaci mają inny stosunek wobec Rosji - mówi. W ocenie polityka wydaje się, że kandydatka Demokratów "będzie prowadziła bardziej zdecydowaną politykę względem Rosji, a Trump - mniej".
Jak mówi Ponomariow Trump "żywi osobisty podziw dla Putina jako dla silnego przywódcy i być może będzie starał się go naśladować". Polityk nie wyklucza jednak, że "Trump może chcieć, aby do opinii publicznej trafił przekaz, że to on pokonał Putina".
- To może być także osiągnięte poprzez "deal" z Putinem, który - jako skuteczny manipulator - może zawrzeć porozumienie z Trumpem za zamkniętymi drzwiami, tak, by do opinii publicznej, w tym zachodniej trafił przekaz, że Ameryka znowu jest silna, Rosja się na to zgadza, a w rzeczywistości, będzie za tym stał "deal" - tłumaczy rosyjski polityk.
Trump zarysował program porozumienia z Rosją, w skład którego wchodziła rezygnacja USA z gwarancji bezpieczeństwa dla państw bałtyckich. Oficjalnie Kreml nic na to nie powiedział, za to gwałtownie zareagowali przedstawiciele amerykańskich służb specjalnych, jak i establishmentu wojskowego.
Hillary Clinton z kolei stwierdziła wprost: „Trump to marionetka Putina". Na Kreml zaś posypały się gromy za próbę ingerowania w wybory w USA, a ostatnio również - próby manipulacji politycznymi procesami w Europie.
Kandydat Republikanów w wyborach prezydenckich w USA Donald Trump jest nieświadomym rosyjskim agentem - pisze były szef CIA Michael Morell w artykule opublikowanym w piątek w dzienniku "New York Times".
Wyliczając wady charakteru Trumpa, były szef CIA wymienia m.in.: manię wielkości, nadwrażliwość na krytykę, niezdolność do modyfikowania poglądów zgodnie z nowymi faktami i w ogóle nieprzywiązywanie wagi do faktów, a także niezdolność do słuchania innych i brak poszanowania dla rządów prawa.
- Zagrożenia płynące z charakteru Trumpa nie byłyby groźne dopiero, kiedy stanie się prezydentem. One już teraz szkodzą naszemu bezpieczeństwu narodowemu - uważa Morell.
Z kolei wiceszef Rand Corporation, Christopher Chivvis idzie jeszcze dalej i twierdzi, że jeśli Trump zostanie prezydentem, to nie wyklucza, że odda Moskwie kraje bałtyckie.
Rosyjski premier pytany o ingerowanie przez Moskwę w przebieg wyborów w USA odpowiedział dwuznacznie: „Amerykańska machina polityczna aktywnie miesza się w polityczne procesy na wszystkich kontynentach. (Amerykanie) uważają, że co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie. Czyli: oni mogą wiele, a inne kraje nie powinny tak działać" - czytamy w "Rzeczpospolitej".
/oprac. Małgorzata Jaworska