Tusk: zrobię wszystko, by prezydent doleciał na szczyt
Donald Tusk zapewnił, że jeśli Lech Kaczyński zdecyduje się na uczestniczenie w grudniowym szczycie UE w Brukseli, to zrobi wszystko, by prezydent bez kłopotów dotarł tam gdzie trzeba. - Żeby były krzesła i wszystko "po bożemu" - dodał. Premier zapewnił, że nie chce "powtórki z rozrywki".
28.11.2008 | aktual.: 28.11.2008 20:06
Premier pytany, czy będzie odradzał prezydentowi wyjazd na szczyt, odpowiedział, że już raz to robił. - I widzieliście z jakim skutkiem. Jestem naprawdę ostatnią osobą w Polsce, która by chciała powtórki z rozrywki. Mnie tam do śmiechu nie było, powiem szczerze. Zdaje się, że mimo woli dostarczyliśmy z prezydentem tej niechcianej przez nas obu rozrywki - dodał.
W grudniu odbędzie się kolejny unijny szczyt, na którym ma nastąpić ostateczne porozumienie w sprawie pakietu klimatyczno-energetycznego.
W październiku doszło do ostrego sporu o skład polskiej delegacji na szczyt UE. Ostatecznie na październikowym posiedzeniu Rady Europejskiej był i prezydent i premier. Lech Kaczyński wyraził wówczas nadzieję, że będzie w szczytach uczestniczył wspólnie z szefem rządu. Na początku listopada w nieformalnym szczycie w sprawie kryzysu finansowego uczestniczył sam prezydent. Rząd przyjął wówczas instrukcje, które L. Kaczyńskiemu przekazał minister finansów Jacek Rostowski.
Premier podkreślił, że jego "konstytucyjnym obowiązkiem, a nie zachcianką" jest reprezentować polski rząd na szczytach UE. Zaznaczył jednocześnie, że ponieważ na grudniowym szczycie będzie rozstrzygany pakiet klimatyczno-energetyczny i plan na kryzys finansowy, to chciałby "w zgodzie i harmonii z prezydentem uczestniczyć w tym przedsięwzięciu". - Jeśli prezydent postanawia dalej wyjeżdżać na szczyty europejskie - dodał.
Premier przypomniał, że skierował wniosek do TK o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego między nim a prezydentem. Donald Tusk chce, żeby Trybunał rozstrzygnął, czy prezydent może samodzielnie decydować o udziale w posiedzeniach Rady Europejskiej, czy też ostateczna decyzja w tej sprawie należy do szefa rządu.
Tusk zapewnił, że cała sprawa nie jest kwestią jego ambicji. - Nie jestem też jakimś szczególnym pasjonatem wyjazdów. Proszę mi wierzyć, praca na szczytach UE nie należy do jakichś szczególnych przyjemności. Tam to jest ciężka i odpowiedzialna harówa - podkreślił.
"Mogę lecieć z prezydentem"
- Pytałem nawet na wszelki wypadek konstytucjonalistów, czy coś złego by się stało, gdybyśmy ustalili, że na szczyty jeździ tylko prezydent, żeby już nie było tych konfliktów. Ale to nie jest możliwe, bo większość decyzji - choćby pakiet klimatyczny - to są decyzje rządu - mówił Tusk. Dodał, że prezydent na szczycie jest "de facto niemym świadkiem zdarzeń, ponieważ nie może podejmować decyzji". - Nic na to nie poradzę - dodał.
- Wolałbym, żeby prezydent to jakoś zrozumiał i był bardziej gotowy do współpracy, a nie do pokazywania, czyje na wierzchu. Ale jeśli ma być tak jak do tej pory, to oczywiście zrobię wszystko, żeby prezydent bez szkody i bez kłopotów dojechał gdzie trzeba, żeby były krzesła i wszystko "po bożemu" - zapewnił.
Dopytywany, czy poleci do Brukseli z prezydentem jednym samolotem, premier zapewnił, że nie ma nic przeciwko temu.