Tusk: nie muszę nic udowadniać, nie muszę kandydować
Premier Donald Tusk powtórzył, że na podjęcie decyzji w sprawie kandydowania w przyszłorocznych wyborach prezydenckich daje sobie czas do maja. Tusk pytany w Polsat News o to, czy będzie kandydował, zaznaczył, że nie jest w sytuacji polityka, "który dzisiaj musi za wszelką cenę coś udowodnić".
10.11.2009 | aktual.: 10.11.2009 21:26
- Kiedy jest się premierem w polskim ustroju, to ma się chyba więcej władzy i odpowiedzialności i też satysfakcji z pracy, niż wtedy kiedy jest się prezydentem - uważa szef rządu. Według niego, "uprawnienia prezydenta w polskim ustroju opisane są negatywnie, to znaczy prezydent - i to nie zależy od tego jaki ma charakter - ma więcej uprawnień do przeszkadzania, niż tworzenia czegoś pozytywnego".
Tusk podkreślił, że pytanie dotyczące jego ewentualnego zamiaru ubiegania się o fotel prezydencki jest pytaniem "nie tylko o kandydowanie, ale to jest także pytanie o to, kto następnym premierem, kto szefem Platformy". - Dlatego do maja, bo taki sobie termin wyznaczyliśmy, naprawdę mam o czym myśleć - powiedział premier.
Tusk zaznaczył, że po wygranych wyborach parlamentarnych ma poczucie, że "roboty jest aż nadto i satysfakcji też". - Dlatego nie mam jakiegoś imperatywu, przymusu, że muszę koniecznie coś teraz komuś udowodnić - mówił premier.
Ale - jak zaznaczył - "przedłużenie tej sytuacji, kiedy rządzi prezydent nieprzychylny koalicji rządowej, utrudnia nam pracę". Według Tuska, parę rzeczy można by zrobić łatwiej i szybciej, gdyby prezydent przyjął zmiany.
Premier pytany, jak wyobraża sobie współpracę z prezydentem Lechem Kaczyńskim do końca jego kadencji, odpowiedział: "nie pozabijamy się przecież, to nie mój temperament, by kogoś chwytać za gardło, wręcz przeciwnie".
- Z mojego punktu widzenia dobre relacje z prezydentem leżą w interesie rządu, a co za tym idzie i Polski - podkreślił premier. Jak ocenił, "to, że prezydent tak często angażuje się emocjonalnie po stronie PiS-u, czy swojego brata, który jest liderem opozycji, właściwie trudno się dziwić, ale to nie znaczy, że musimy te ostatnich kilkanaście miesięcy kadencji prezydenta spędzić w takich warunkach wojennych".
Szef rządu powiedział, że w ostatnich tygodniach udaje mu się "tak podchodzić do prezydenta, żeby tych konfliktów unikać". Dodał, że taką próbą była sprawa obchodów 20. rocznicy upadku muru berlińskiego, w których szef wziął udział w poniedziałek. - Kiedy przyszło zaproszenie do Polski od razu zaproponowałem prezydentowi Kaczyńskiemu, żeby to on reprezentował Polskę na tych uroczystościach - powiedział premier. - Zresztą uważam, że akurat tego typu uroczystości to jest format prezydencki - dodał.
W ocenie szefa rządu, lepiej byłoby gdyby prezydent pojechał do Berlina. - Premierzy siedzą bardziej z tyłu, prezydenci bardziej z przodu, Polska byłaby jeszcze bardziej widoczna, gdyby był tam prezydent Kaczyński - mówił Tusk. Ale - jak zastrzegł - prezydent ma prawo wybierać, gdzie jedzie. W poniedziałek prezydent był w Nowym Sączu, gdzie m.in. odebrał tytuł honorowego obywatela tego miasta.