Polityka"Tusk jest dla niego wrogiem"

"Tusk jest dla niego wrogiem"

- Dla Jarosława Kaczyńskiego najważniejszą sprawą stało się dziś pomszczenie brata. Nie polityka, nie stan finansów publicznych, edukacji, służby zdrowia, tylko właśnie polityczna egzekucja Tuska. Tusk nie jest dla niego przeciwnikiem politycznym, z którym można się spierać na poglądy, ale realnym wrogiem - powiedziała Joanna Kluzik-Rostkowska w rozmowie "Faktem".

"Tusk jest dla niego wrogiem"
Źródło zdjęć: © newspix.pl | Jacek Herok

11.02.2011 | aktual.: 11.02.2011 12:40

Jak już Donald Tusk wyrzuci Grzegorza Schetynę, to przyjmie go pani do PJN?

– Nie ma takiego tematu. Nie wierzę w to, że Schetyna zostanie wyrzucony. Dla Donalda Tuska oznaczałoby to samobójstwo. To byłby koniec Platformy Obywatelskiej. Tusk musiałby stracić resztki politycznego instynktu, gdyby zdecydował się na taki ruch.

Ale przydałby się pani taki gość jak Schetyna. On umie mocną ręką trzymać partię...

– Życzę Grzegorzowi Schetynie, aby był do końca kadencji marszałkiem Sejmu i miał wpływ na PO. Jego krytyka działań rządu w sprawie raportu MAK była ratowaniem wizerunku PO i wyrazem troski o interes państwa. Jeżeli wywołało to wewnętrzne napięcia w PO, to się bardzo dziwię. Trzeba przyznać, że Schetyna stanął na wysokości zadania, umiał powiedzieć twardą prawdę. Oczekiwałam wtedy, że Donald Tusk zachowa się jak mąż stanu, ale nie udźwignął tego ciężaru, Schetyna miał lepsze wyczucie wyjątkowości i powagi sytuacji. W demokracji premier musi umieć z honorem znosić krytykę.

Schetynę pani ceni, ale do partii nie weźmie. To kogo chce pani zwerbować? Jana Rokitę, Pawła Piskorskiego czy Rafała Dutkiewicza. Wszyscy są do zagospodarowania, a wam brakuje nazwisk.

– Jakubiak, Poncyljusz, Migalski, Sośnierz... Brakuje nazwisk? Mam swoją listę i jeszcze kilka ciekawych nazwisk. Ale ich nie zdradzę. Skupiamy się teraz na rozmowie z wyborcami, nie z politykami.

To ja pani powiem, jakich nazwisk tam na pewno nie będzie: Adama Bielana, Michała Kamińskiego i Pawła Kowala. Już powiedzieli, że nie chcą startować w wyborach do Sejmu. Od Wiejskiej wolą Brukselę i mandat europosła.

– I powinni tam zostać. Dobrą rzeczą, budującą każde ugrupowanie polityczne, jest to, że już na starcie ma swoich przedstawicieli w Parlamencie Europejskim. To dla nas duży atut.

Albo nie chcą wrócić, bo zależy im na pieniądzach. W Brukseli dostaje się ze trzy razy więcej niż na Wiejskiej.

– Gdyby zrezygnowali, ich miejsca zajęliby politycy PiS. A my nie chcemy oddać PiS-owi tych mandatów. Choć rozumiem, że wynagrodzenia w Brukseli bulwersują Polaków, to warto pamiętać, że są takie same dla wszystkich 54 polskich deputowanych.

Może po prostu nie wierzą w powodzenie PJN?

– Przecież Michał Kamiński mógł „siedzieć” w PiS i być szefem frakcji. Zaryzykował i stanowisko straci, bo uwierzył w powodzenie PJN. Europosłowie reprezentują w UE nas i wyborców, którzy im zaufali. Czy na tej zasadzie Zbigniew Ziobro, który jest europosłem i nie będzie kandydował do Sejmu, nie wierzy w powodzenie PiS?

Ale oni panią zostawili samą na te wybory!

– Zapewniam, że włączą się w kampanię parlamentarną i będą nam pomagali przekonać do PJN Polaków.

Dwa w jednym? Że niby i Wiejską, i Brukselę? Przecież sondaże mówią jasno – macie niewielkie szanse na Sejm.

– Nie boję się tych wyborów, traktuję je jako wyzwanie. Zresztą w sondażach wyraźnie już przekraczamy próg, a w niektórych mamy wynik lepszy niż PSL. Mamy dobry plan. Reprezentujemy pokolenie, które chce zmiany w polityce, jesteśmy alternatywą dla wyborców rozczarowanych PO, tych zniesmaczonych retoryką PiS i tych, którzy boją się powrotu radykalnie lewicowego SLD.

To może zamierza pani wrócić do PiS? Byli tacy, którzy się obrażali, a potem kajali i wracali. Na przykład Ludwik Dorn.

– Rozstałam się z PiS 5 listopada o godz. 15:15. Wtedy się okazało, że zostałam wyrzucona, bo Jarosław Kaczyński bał się konfrontacji z moimi poglądami. Nie żałuję tego. I już.

Bardzo dokładnie pamięta pani ten moment. A więc żal pozostał...

– Mam pamięć do numerów telefonów, dat i innych liczb. A właśnie w tym momencie zaczęłam myśleć o budowaniu nowej formacji. Dla mnie PiS to skończony rozdział. Zresztą chyba nie tylko dla mnie, w ciągu czterech miesięcy od wyborów prezydenckich do samorządowych PiS stracił zaufanie dwóch milionów wyborców.

Rozmawiała pani z Jarosławem Kaczyńskim? W Sejmie blisko siebie siedzicie.

– Nie rozmawiałam. Widocznie Jarosław Kaczyński ma jakieś złe emocje w sobie, bo jeszcze nie zdecydował się powiedzieć mi nawet dzień dobry. Może kiedyś przestanie mieć z tym problem. Ja uśmiecham się do niego, ale na razie nie ma reakcji.

Z PiS na razie chłodno. Ale może cieplej pani myśli o SLD lub PO?

– Nie myślę o innych partiach, tylko co zrobić lepiej, żeby wypowiedzieć to, o czym mówią Polacy przy kuchennym stole. Tam, gdzie propozycje PO są dobre, głosujemy za nimi, a tam, gdzie twierdzimy, że szkodzą – jesteśmy przeciw. Kilka głosowań w Sejmie już pokazało, że możemy być grupą rozstrzygającą. To, co jest dla nas niepokojące, to wzrost notowań SLD. Z pewnością Polacy mając wybór, kto ma uczestniczyć w rządzeniu, czy PJN czy SLD, postawią jednak na nas.

Grzegorz Napieralski wprost mówi, że chce być premierem. I nie wyklucza koalicji z PO.

– Każdy szef partii chciałby zostać premierem. Ja także. Tyle że w przeciwieństwie do Grzegorza Napieralskiego mam doświadczenie rządowe, w PJN jest sporo osób z ministerialnym doświadczeniem. Tymczasem Napieralski mówi o rządzie fachowców, bo jego młode zaplecze nie ma doświadczenia, a stare już dwadzieścia lat temu nie miało zbyt wiele uroku świeżości.

Gdyby więc Donald Tusk zaproponował pani fotel wicepremiera i ministra pracy, to by się pani zgodziła?

– Do wyborów zostało 37 tygodni. Ten czas chcemy poświęcić na przekonanie do siebie Polaków. Polityka widziana oczami wyborców, to duże bezrobocie wśród młodych i drożejąca żywność, a nie sztuczne napięcia między PiS a PO. Zwłaszcza że PiS poprzez swoją politykę wzmacnia SLD.

Jest pani zazdrosna o sukces Grzegorza Napieralskiego? Może Napieralski będzie rządził razem z Kaczyńskim?

– Jestem przekonana, że wspólny rząd Kaczyńskiego i Napieralskiego to realna możliwość. Myślę, że Polakom na tę myśl skóra cierpnie.

Tyle złego mówi pani teraz o PiS, a jednak tyle lat pani była w tej partii. Tak bardzo prezes dał pani w kość?

– Związałam się w 2004 roku z wielonurtowym, otwartym na nowoczesność PiS-em, który miał ambicję zmiany Polski razem z PO. Dziś to brzmi jak bajka o żelaznym wilku... Swoją obecność w rządzie Kaczyńskiego traktowałam zadaniowo, projekty polityki rodzinnej, które dziś są standardem akceptowanym przez wszystkich, były przygotowywane przeze mnie. Premier Kaczyński dał mi wtedy wolną rękę i wspierał mnie w sporze z Romanem Giertychem, co do dziś zachowuję w bardzo pozytywnej pamięci.

Czyli jednak pani żałuje!

– Absolutnie tego nie żałuję. Wprost przeciwnie. Dało mi to szansę na przedstawienie z przyjaciółmi nowej propozycji dla naszego pokolenia. Pokolenia, które chce zmiany, które martwi się o to, jak wygospodarować w budżecie domowym pieniądze na podręczniki, zajęcia pozalekcyjne, albo czesne na prywatnej uczelni. Dla Jarosława Kaczyńskiego najważniejszą sprawą stało się dziś pomszczenie brata. Nie polityka, nie stan finansów publicznych, edukacji, służby zdrowia, tylko właśnie polityczna egzekucja Tuska. Tusk nie jest dla niego przeciwnikiem politycznym, z którym można się spierać na poglądy, ale realnym wrogiem. Z tego się zrobił personalny pojedynek gladiatorów. A na tym sporze korzysta Grzegorz Napieralski, który jest niesamodzielny i nie przedstawia realnej oferty ani dla mojego pokolenia Polaków, ani też dla nowej generacji.

Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Kolej umyła dworzec dla ministra! Prowokacja Faktu

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1069)