Tusk i Cimoszewicz wyjaśnią na kolacji "cienie przeszłości"
W najbliższym czasie ma dojść do spotkania premiera Donalda Tuska z jego kontrkandydatem w wyborach prezydenckich w 2005 roku, b. premierem Włodzimierzem Cimoszewiczem. Tusk powiedział, że prywatna kolacja będzie okazją do spokojnej rozmowy "o dawnych czasach", które "mogły położyć się cieniem na relacjach między nimi".
06.11.2009 | aktual.: 06.11.2009 16:24
W sierpniu 2005 roku członek komisji śledczej ds. PKN Orlen Konstanty Miodowicz (PO) skontaktował z komisją Annę Jarucką - b. asystentkę Cimoszewicza jako szefa MSZ w 2002 r. Jarucka przekazała komisji ksero rzekomego upoważnienia do zamiany oświadczenia majątkowego, które w 2002 r. miał jej wystawić Cimoszewicz - by usunąć z jego pierwotnego oświadczenia informację o posiadanych przezeń akcjach Orlenu.
Miodowicz upublicznił ten dokument. Prokuratura uznała potem, że jest on sfałszowany, co od początku mówił Cimoszewicz. We wrześniu 2005 r. Cimoszewicz - w wyniku afery z Jarucką - zrezygnował jednak z kandydowania na prezydenta.
Na początku października bieżącego roku doszło do spotkania Tuska z Cimoszewiczem, podczas którego politycy podziękowali sobie za współpracę związaną z kandydowaniem b. premiera na sekretarza generalnego Rady Europy. Cimoszewicz ubiegał się o tę funkcję, przegrał jednak w wyścigu o to stanowisko z Norwegiem Thorbjoernem Jaglandem.
Tusk powiedział na piątkowej konferencji prasowej, że rozmowa z Cimoszewiczem była bardzo serdeczna, dotyczyła i przeszłości, i przyszłości. Jak dodał, podczas tamtego spotkania zgodzili się, że warto wrócić, ale w prywatnej rozmowie, do "tamtych dawnych lat, które mogły położyć się cieniem na relacjach między nimi, ale na szczęście się nie położyły".
Premier powiedział, że wyrazili z Cimoszewiczem gotowość do pełnej współpracy, jeśli chodzi o interesy międzynarodowe Polski, także w przyszłości. - Sądzę, że z panem premierem Cimoszewiczem czeka mnie nie jedna rozmowa, ale raczej permanentna i trwała współpraca. I żeby ona była jak najlepsza, to chcieliśmy się umówić na kolację i spokojnie porozmawiać o tamtych dawnych czasach. Sądzę, że w najbliższym czasie do tego dojdzie, ale nie będzie konferencji prasowej z tego - zaznaczył Tusk.
W środę Cimoszewicz, pytany w programie "Kropka nad i" w TVN24, czy oczekuje przeprosin od Tuska w związku z wyborami prezydenckimi w 2005 roku odparł, że nie ukrywa, iż oczekiwał wtedy, ale i dzisiaj, jakiegoś odniesienia się premiera do tej sytuacji.
- Pamiętam, że kiedy pierwszy raz kandydowałem w wyborach prezydenckich i zaczęto używać absolutnie niedopuszczalnych zarzutów wobec Tadeusza Mazowieckiego, to mimo że byliśmy rywalami, byłem chyba jedynym z kontrkandydatów, który przeciwko temu zaprotestował - podkreślił b. premier.
Jak ocenił, na kandydatach w wyborach ciąży szczególna odpowiedzialność - pokazania klasy i dobrych obyczajów. - Milczenie moich rywali cztery lata jest rodzajem poważnej przewiny natury co najmniej moralnej - zaznaczył.
Dodał też, że miał "silne wrażenie" podczas niedawnej rozmowy z Tuskiem, że premier chciałby o tej sytuacji z 2005 roku porozmawiać. Cimoszewicz poinformował, że powiedział wówczas szefowi rządu, iż oczywiście jest otwarty na taką rozmowę.
- To zapewne nie będzie łatwa rozmowa dla nas obu - przyznał Cimoszewicz w TVN24. Dodał, że do takiego spotkania w cztery oczy może wkrótce dojść.
B.premier pytany w TVN24 czy ma satysfakcję w związku z tym, że dowody wskazują, iż Jarucka sfałszowała jego oświadczenie majątkowe, odparł, że nie. - Te informacje potwierdzają jedynie, że wszystkie zarzuty, jakie były wobec mnie adresowane cztery lata temu, były oparte na kłamstwie i na fałszerstwie. Ale to żadna satysfakcja, stało się to, co się stało. To było bardzo bolesne i dla mnie osobiście, i dla moich najbliższych - przyznał Cimoszewicz.
Jego zdaniem, ważniejsze jest to, co się wówczas wydarzyło w państwie. "Oto w demokratycznym i chciałoby się wierzyć praworządnym państwie doszło do czynu, który zdeformował jedną z najważniejszych procedur demokratycznego państwa - wybory prezydenckie" - ocenił.
I - jak powiedział - "w zasadzie nic się nie stało". - Osoba, która uczyniła najwięcej tego konkretnego zła, posługując się sfałszowanym zapewne przez siebie dokumentem, stoi przed sądem, natomiast przecież, jak mi się wydaje, zdrowy rozsądek podpowiada, że nie tylko ona ponosi odpowiedzialność za to, co się wtedy w państwie stało - powiedział b.premier.
Według niego, rozczarowująca była bierność nie tylko instytucji państwa, ale także niezależnych mediów, które - w ocenie Cimoszewicza - nie próbowały wyjaśnić tej sprawy.